tag:blogger.com,1999:blog-12520744531979038542024-02-19T02:55:57.541+01:00Poznaj świat, w którym rządzą kobiety. W którym mężczyźni zostali wyeliminowani…Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.comBlogger16125tag:blogger.com,1999:blog-1252074453197903854.post-71336022092762464352014-04-05T19:39:00.000+02:002014-04-05T19:39:01.367+02:00Rozdział 15<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b>S p o w i e d ź<o:p></o:p></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
*</div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
</div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;">„Śmierć
jest ceną, jaką płacimy za życie. Za wszelkie życie.” <br />
</span></i><span style="font-family: Consolas; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: minor-bidi;">Ursula K. Le Guin </span><b><o:p></o:p></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Consolas; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: minor-bidi;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Zamknęła oczy i starała się przeniknąć w głąb siebie.
Wyczuła energię, która była jej naturalną częścią. Zacisnęła palce w pięści i
odetchnęła głęboko, starając się skoncentrować. Czuła jak jej magia kumuluje
się gdzieś w okolicach serca, schodząc się z całego ciała. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Factus invisibilis – wyszeptała i momentalnie poczuła, jak
coś szarpie ją w podbrzuszu. Powstrzymała uśmiech zadowolenia, który chciał
wpełznąć na jej twarz. Wiedziała, że to
jeszcze nie czas. Skumulowała energię, ale teraz musiała ją dozować.
Upewnić się, że nią nie zawładnie. Delikatnie rozchyliła wargi i poczuła, jak
energia, która ją wypełniła, powoli odnajduje wyjście. Wylewała się z jej ust,
następnie zaczęła przenikać przez skórę. Powoli pozwala opuszczać jej ciało,
jednocześnie skupiając swoje myśli na niebieskim kubku, który stał na stole.
Delikatnie szarpnęła ręką, zamykając wszelkie wyjścia w swoim ciele. Magia nie
mogła już uchodzić. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Udało się – usłyszała pełen zadowolenia głos Diany –
szybciej niż myślałam… </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Julie
otworzyła oczy. Na stole nic nie stało. Wyciągnęła rękę i zacisnęła palce w
powietrzu. Wyczuła kubek, ale go nie zauważyła. Odetchnęła z ulgą. Ostatnio
wiele ćwiczyła. Szło jej coraz lepiej, bo znała podstawy, ale okazało się, że
Księga Czarów, którą dostały od Wróżbitki, zawierała bardzo zaawansowane
zaklęcia. Trudne i skomplikowane. Była wyczerpana podczas ćwiczeń, a przecież
chodziło jedynie o drobne przedmioty. Wiedziała, że musi bardziej się starać.
Jeśli czar im się nie uda, mogą nawet zginąć. Szykowały ogromny transport i
nawet we dwie mogły mieć za mało energii. Co prawda Paley przestała się obrażać
i stwierdziła, że może pomóc im, przekazując odrobinę własnej. Tylko ona mogła
to zrobić – czarownice nie potrafiły czerpać energii z ciała wampira, a z kolei
Laura była nieprzystosowana. Mogłyby zrobić jej krzywdę. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Idzie lepiej, niż myślałam – Mikel uśmiechnęła się pod
nosem – w samą porę. Powinnyśmy zaczynać. Nie będzie lepszego momentu. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Wiem – westchnęła i poważnie na nie spojrzała – zrobimy to
o zmierzchu. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Odwróciła się
i skierowała swoje kroki ku garażowi. Była wykończona i wystraszona.
Przygotowania przerastały ją. Codziennie myślała czy dobrze robią. Rozważała
wszystkie „za” i „przeciw”. Ale nie znajdowała lepszego rozwiązania. Wiedziała,
że muszą to zrobić. Otworzyła drzwi i podeszła do łodzi, którą ostatnio
przerabiała. Wszystkie zgodziły się, że najlepiej będzie poróżować drogą wodną.
Godzinami remontowała i przerabiała łódź, żeby można było na niej przeżyć.
Teraz wszystko było gotowe i Laura z Paley powoli, w małych ilościach znosiły
jedzenie. Puszki, wodę – wszystko, co mogło zostać zakonserwowane. Przy okazji
każdy znosił najpotrzebniejsze rzeczy, które mogły im się przydać w czasie
podróży. Wydawać by się mogło, że są gotowe. Ale Julie czuła, że to jedynie
determinacja. Że bardzo chcą, żeby im
się udało, że wydaje im się, że wszystko jest zaplanowane… A tak naprawdę były
w pustce. Przyszłość była tak niepewna, tak bardzo nierealna. Bardzo chciała,
żeby wszystko się udało. Bała się jednak, że nic z tego nie wyjdzie. Że łudzą
się, iż mogą zmienić świat. Życie, które było tak nieprzewidywalne. Rządziło
nimi żelazną ręką. Były zasady, których nie miały prawa złamać. Dlaczego więc
to robiły? </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Nie martw się – usłyszała cichy szept i poczuła ciepłe
usta na swoim policzku. Perfumy Laury wdarły się do jej nozdrzy, kiedy ona sama
przytuliła ją od tyłu. Julie złapała jej dłoń i mocno uścisnęła. Tak naprawdę
tylko dzięki niej czuła, że nie jest sama. Była jak najprawdziwsza siostra.
Cieszyła się, że nareszcie razem dzielą ten sekret. Dzięki temu było jej choć
odrobinę łatwiej.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Będzie dobrze – wyszeptała. Który to już raz? Powoli
zaczęła w to wierzyć. Powoli. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
*</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Karina nie
miała wątpliwości, że jej decyzja jej słuszna. Przestała wierzyć, że może
cokolwiek zmienić. Ostatnia wizyta u Diany przekonała ją, że wampirzyca będzie
wierna słowom danym jej bratu. Nie zaryzykuje jej życiem. Ale ona nie
wiedziała, że Karina nie chciała żyć. Nie wiedziała czy jacyś łowcy jeszcze
gdzieś istnieją. Nie po tym, co się stało. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>- Bardzo mnie
zawiodłaś, Kobro – brodaty mężczyzna spojrzał na nią ostro. Poczuła jak łzy
wściekłości lepią jej oczy. <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>- Kobro? – Jej głos
zabrzmiał bardziej płaczliwie niż by sobie tego życzyła. – Po tylu latach
jestem dla ciebie jedynie „Kobrą”?! <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>- Panuj nad emocjami –
warknął – nie tego cię uczyłem. <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>- Ty mnie uczyłeś? –
Spojrzała w jego małe, czarne oczy. Zawsze wiedziała, że to mężczyzna z
charakterem. Jego ruda broda była dużo ciemniejsza niż włosy Erica. Twarz
naznaczona bruzdami wydawała się groźniejsza, ale bez problemu można było
dostrzec miedzy nimi podobieństwo – To Eric wszystkiego mnie nauczył! To on
zawsze był przy mnie! Przy was wszystkich! – Krzyczała, pokazując na tłumek,
który już się wkoło nich zgromadził. Patrzyła na ich twarze bez wyrazu. Nie
miała siły na tłumaczenie, ale wiedziała, że musi coś zrobić.<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>- A więc i ty jesteś
zdrajcą jak on – mężczyzna spojrzał na nią twardo i odwrócił się. Spojrzała na
jego szerokie plecy i przypomniała sobie jak nieraz wdrapywała się na nie,
łaknąc bliskości ojca. Wtedy pozwalał sobie na jakieś cieplejsze uczucia wobec
niej. Syna zawsze traktował jak rekruta – przecież miał być silny i waleczny.
Gdy i ona otrzymała znamię łowcy, stosunki z ojcem oziębiły się. Przestała być
ukochaną córeczką, a stała się łowcą. Skończyły się cieple uczucia, zaczęły się
treningi.<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>- Jesteśmy twoimi
dziećmi – wyszeptała – a ty chcesz nas skazać? – Mężczyzna jednak nie odwrócił
się. Wiedziała już, że go nie przekona. Szamas nie zmieniał zdania. Odwróciła
się więc w stronę kobiety stojącej na uboczu. Ubrana w czarną, żałobną szatę
spięła rdzawe włosy w wytwornego koka i przewiązała ciemną wstążką. Wzdrygnęła
się i podniosła smutne oczy na Karinę, kiedy ta pociągnęła ją za rękaw –
mamusiu, to twój syn! Twój mały, ukochany Eric! Nie możesz pozwolić mu zginąć!
Przecież wiesz, że jeśli zginie wampir, on wraz z nim! Za co ma płacić? Za
miłość? Mamusiu – szlochała – po prostu pozwólcie nam odejść… <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>- Za miłość? – Ktoś z
tłumu splunął – jak można kochać potwora? <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>- Ona – zawahała się –
jest inna! Sama widziałam! Kiedy Eric krwawił, pomogła mu!<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>- Co, napiła się? –
Kolejny szyderczy śmiech. <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>- Nie! Ona się
powstrzymała! Nikomu nie chciała zrobić krzywdy! Wampiry są inne, niż
myśleliśmy! – Karina sama jeszcze niekoniecznie wierzyła w to, co mówiła. Ale
od tego zależało życie jej brata, więc była w stanie bronić całej wampirzej
rasy, żeby tylko on wyszedł z tego cało. <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>- Szamas, i ona jest
obłąkana! – Ludzie zaczęli się niecierpliwić. Mężczyzna w końcu się odwrócił.
Spojrzał na swoją żonę po której policzkach leciały łzy. Widok ten musiała choć
trochę poruszyć jego serce, bo po chwili odezwał się szorstko. <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>- Jeśli do jutra oboje
przyznacie, że ten wampir omamił was swoją mocą, wypuszczę was, a tego stwora
wtrącimy do najciemniejszego lochu, ale nie dopuścimy do jego śmierci. <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> Karina do tej pory pamiętała ton głosu ojca,
jego gesty, wyraz oczu. Był bezwzględny. Nie liczyły się jego własne dzieci,
tylko zasady, do których przywykł. Nie potrafił spojrzeć głębiej. Ona też nie
wszystko rozumiała, ale zdawała sobie sprawę, że dla rodziny wiele można poświęcić.
Dla brata była gotowa na wszystko. Jej dziecięce uwielbienie rozwijało się i
pogłębiało z każdym rokiem. Zdawała sobie sprawę, że dla niego była jednie
młodszą siostrą, partnerką w rodzinnym dziedzictwie a także kimś
wyjątkowym. Ona jednak wciąż i wciąż
chciała więcej. Im więcej o tym myślała, dochodziła do wniosku, że była
zwyczajnie zazdrosna. I nie chodziło o Dianę, tylko o kobietę, która zajęła
ważniejsze miejsce w sercu Erica. Całe życie walczyła o jego uwagę i gdy
wreszcie ją zdobyła, ta drobna, czarnowłosa istota w jednej chwili ją zabrała.
To bolało najbardziej. Karina zawsze pragnęła rodziny. Jakiegoś spokoju,
stabilności. Nigdy jednak tego nie dostała. Jej ojciec był Szamaszem. Przewodniczył
łowcom. Nie miał zbyt wiele czasu, żeby zając się rodziną. Oni wszyscy byli
jego dziećmi, których szkolił na prawdziwych wojowników. Życie w tej wspólnocie
nie było łatwe. Prywatność tu nie istniała. Pierwsze dziecko rodziny już od
najmłodszych lat było szkolone. Musiało być silne, bezwzględne i niezwyciężone.
Łowcy znaleźli dużo okrutniejsze sposoby od zabijania. Pastwili się nad
wampirami, torturowali ich. Karina nie była inna. Dopóki na jej drodze nie
stanęła Diana. Do chwili, gdy starożytna klątwa złączyła życie wampira z jej
ukochanym bratem. Bratem, który za nic w świecie nie pozwoliłby jej skrzywdzić.
<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>- Nic prostszego –
Diana przyjrzała im się, nerwowym ruchem ręki poprawiając włosy, ukazując tym
samym zapadnięty policzek – powiedzie, że was omamiłam i was wypuszczą.
Będziecie wolni. <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>- Nie ma takiej opcji,
żebyś tu została – mężczyzna warknął poirytowany. Przytulił ją i delikatnie
pocałował w czoło. Kobieta zadrżała i przewróciła oczami w geście irytacji. Nie
powiedziała jednak nic więcej. Oczywiście obie zdawały sobie sprawę, że go nie
przekonają. <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i>- Wiedziałam, że tak
powiesz – Karina westchnęła – dlatego mam inny plan. Mama nam pomoże.
Przynajmniej ona jest po naszej stronie…<o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><br /></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i> </i>Tyle lat później wciąż miała przed
oczami tę scenę. Nie potrafiła pozbyć się myśli, że gdyby naciskała bardziej,
wszystko skończyłoby się inaczej. Jej ojciec miał dobry plan. Eric mógłby żyć
normalnie i jednocześnie Diana byłaby bezpieczna. Jednocześnie coś podpowiadało
jej, że wtedy nigdy nie byłby szczęśliwy. Jakaś część jego serca na zawsze
pozostałaby w ciemnej celi wraz z drobną wampirzycą. Cierpiałby razem z nią, bo
Karina była pewna, że chociaż Szamasz dotrzymałby słowa i jej nie zabił,
torturowałby ją. Dawał krew tylko wtedy, kiedy już by usychała. Z jakiegoś
względu wiedziała też, że Diana zniosłaby to wszystko. Ta myśl przyszła jej go
głowy dopiero w tej chwili. Tyle czasu już ją oberwała, a tak naprawę nigdy nie
starała się jej poznać. Choć Eric tyle razy jej to tłumaczył, nigdy tak
naprawdę go nie słyszała. Po prostu nie potrafiła zmienić o niej zdania. Całą
winę widziała tylko w niej. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Pora otworzyć oczy, księżniczko – westchnęła. Dobyła
sztyletu, który zawsze przy sobie nosiła. Serce przyspieszyło, jakby dopiero
teraz jej ciało zdało sobie sprawę z
tego, co postanowił mózg. Była pewna, że to jedyne dobre rozwiązanie. Tak
należało postąpić. I tak nic już dobrego nie robiła na ziemi. Cały jej
światopogląd zawalił się, życie przestało mieć sens. Ponura egzystencja zaczęła
ją przytłaczać. Chęć zemsty zaczęła być męcząca. Dobrze wiedziała, że Diana
również nie była szczęśliwa. <i> <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Sądzisz, że to jest sposób? – Zamrugała kilka razy,
zastanawiając się czy głos ten powstał w jej głowie przez to, że tyle razy
myślała o niej dzisiejszego dnia, czy żywa, realna Diana faktycznie stała przed
nią. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Zawsze jakiś – mruknęła, dłonią gładząc srebrne ostrze. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Nie sądziłam, że jesteś tchórzem – wampirzyca wygięła
swoje blade wargi w grymasie niezadowolenia. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Powiedziała osoba, która zaszyła się na jakiejś wysepce z
garstką buntowników, którzy tak naprawdę nic nie robią – prychnęła. Jednak z
jakiegoś powodu cieszyła się, że wampirzyca ją znalazła. Że była przy niej.
Może ktoś dał jej szansę, żeby powiedzieć jej kilka słów prawdy? Już otwierała
usta, żeby to zrobić, jednak w ostatniej chwili je zamknęła. Niby co miała jej
powiedzieć? </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Nie mogę cię do niczego zmusić, łowczyni – glos Diany
nagle zrobił się łagodniejszy – ale wysłuchaj mnie. Być może zmienisz zdanie. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Nie sądzę – mruknęła </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Czy ty myślisz, że ja nigdy nie chciałam się zabić? –
Warknęła i odwróciła się do okna. Było to niespotykane, ale obie dobrze
wiedziały, że nie boi się ataku. Karina przyjrzała się jej pochylonej sylwetce.
Zapewnie przymknęła oczy, jednak nie była rozluźniona. Mięśnie na plecach były
napięte, palce mocno wbite w parapet. – Każda minuta, która minęła od dnia jego
śmierci, to dla mnie ciągła udręka. Każda sekunda nasączona jest bólem, którego
nie możesz sobie wyobrazić. Myślisz, że nie chciałam się zabić? – Odwróciła się
do niej. W jej czarnych oczach był ogień, którego dawno już nie widziała. – Jak
myślisz, co mnie powstrzymało? To? – ironizowała, odsłaniając szkarłatnego
skorpiona na nadgarstku – Ja i Eric nieraz już udowodniliśmy, że Klątwę można
ominąć. Że ma luki. Ale on oddał za nas życie! – prawie krzyknęła – Kim byśmy
były, gdybyśmy nie potrafiły docenić jego ofiary?!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Dla niego nasze życie było ważne – po chwili znów podjęła
temat – nieważne, co my same o nim myślimy. Nieważne jak bardzo ty nie chcesz
żyć. Nieważne jak bardzo ja gardzę swoją egzystencją. On poświęcił się, bo
uważał że jesteśmy tego warte. Skoro odbierzemy sobie życia, po co było to
wszystko? Eric wierzył, że robi coś dobrego… A my zbezcześcimy jego ofiarę –
zamilkła i znów odwróciła się do okna – być może takie życie to kara za
grzechy, jakie się dopuściłam. Wiem, że
jesteś niewinną ofiarą tego wszystkiego. Dlatego nie pozwolę ci się zabić –
dodała już spokojniej. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Mówiłaś że mnie do niczego nie zmusisz – spojrzała na jej
napięte plecy i lekko uniosła nóż. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Zmieniłam zdanie – wyszeptała. A szept ten był tak cichy,
że nim go zarejestrowała, wampirzyca była już przy niej. Jednym ruchem ręki
wytrząsnęła jej ostrze i unieruchomiła ją. Jedno szybkie uderzenie starczyło,
żeby głowa z czupryną rudych włosów bezwiednie opadła na jej przedramię. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
*</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Czyś ty zwariowała?! – Julie wściekle zmrużyła oczy. Diana
właśnie załadowała <i>coś</i> na łódkę i ze
spokojem oznajmiła, że to Karina. Laura, która stała obok, jedynie przerażona
patrzyła się na tę scenę. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- To łowca, kilka dni bez jedzenia jej nie zabije – mruknęła
i dokładnie przykryła związane ciało kocem. Spojrzała na nią z niesmakiem.
Wiedziała, że zmienia cały plan. Zdawała sobie sprawę, jak wiele ryzykuje. Ale
nie mogła pozwolić, żeby ukochana siostra Erica się zabiła. Przysięgła mu, że
będzie ją chronić. I miała zamiar nie zawieść go. Nie liczyło się to, ile może
przez to stracić. Nie liczyło się jak bardzo jej nie znosiła. Ważna była
obietnica dana ukochanemu. Wiele razy zawiodła, dlatego czuła, że tym razem nie
może. To była jego ostania prośba. Jego życzenie i miała zamiar zrobić
wszystko, żeby się udało. Żeby jej życie było choć trochę szczęśliwsze niż ich.
Oczywiście skąd Eric mógł wiedzieć, że jego mała siostrzyczka nie będzie miała
szans na spokojne, rodzinne życie, bo pojawi się na tyle silna dyktatorka, żeby
wyniszczyć ziemię. Zabić mężczyzn. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi! – Warknęła rozeźlona.
– Czy wiesz, ile ryzykujemy?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Oczywiście – odwróciła się, żeby spojrzeć jej w oczy – ale
Karina trochę się pogubiła. Chciała się dziś zabić.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- To straszne! – Laura przycisnęła rękę do ust i spojrzała
na wampirzycę jakoś dziwnie. Po raz pierwszy dojrzała w niej ludzkie uczucia. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Niepotrzebnie. To łowca i nigdy nie będzie mi jej szkoda –
odpowiedziała beznamiętnie. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Dlaczego więc ją ratujesz? – Wzrok blondynki stał się
pusty. Nic już nie rozumiała, ale po raz kolejny przekonała się, że Diana jest
zimna i okrutna. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Bo komuś to obiecałam – ucięła temat i podeszła do drzwi –
wyluzuj Julie. Jeśli będzie robiła problemy, zahipnotyzuje ją. Przez ostatnie
lata bardzo podupadła na zdrowiu – wyszła z wrodzoną sobie gracją. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Czasami naprawdę mnie przeraża – Laura z westchnieniem
usiadła na niewielkim taborecie na trzech, pajęczych nóżkach. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- To jedynie maska – Julie zaczęła chodzić wkoło. Zawsze jej
to pomagała uspokoić się – jej życie było trochę… skomplikowane. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- To nie daje jej prawa do takiego zachowania! – Stwierdziła
i wygięła ładnie skrojone usta w grymasie. Czasami przypominała małą
dziewczynkę i rzeczywiście się nią czuła. Denerwowała ją własna nieporadność.
Nie rozumiała świata i często czuła, że sytuacja ją przerastała. Dobrze
wiedziała, że ona ma w tej grupie najmniej do powiedzenia. Choćby dziś… Diana
po prostu weszła i dołączyła do sekretu nieprzytomną łowczynię. I czy ktoś się
temu sprzeciwił? Nie. Julie mogła sobie mówić co chciała, ale wampirzyca i tak
by to załatwiła po swojemu. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Masz rację, ale my jej potrzebujemy – czarnowłosa westchnęła
i usiadła obok niej – I ta Karina również może się przydać. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Może i tak – spojrzała na nią już łagodniej – ale nikt
mnie nie zmusi, żebym ją polubiła. Być może wielu rzeczy nie rozumiem, ale..</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Nie ma żadnego „ale” – dziewczyna położyła jej dłoń na
ramieniu – ja też wielu rzeczy nie rozumiem. Jednak po prostu pewne rzeczy
trzeba przyjąć takimi, jakie są. Myślę że pewne zdarzenie sprawiły, że Diana
stworzyła sobie nową siebie. Na tyle silną, żeby przetrwać. Żeby nigdy nie
przegrać. Nie zapominaj, że ona potrafi manipulować uczuciami, a to znaczy, że
i nad własnymi ma większą władzę niż my. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Ma jakieś powiązania z Mikel, prawda? </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
- Wiem tyle, ile ty – westchnęła i wstała. Spojrzała na nią
poważnie – Posłuchaj mnie. Być może Diana niekoniecznie jest osobą, którą lubi
się ot tak – pstryknęła palcami – po prostu. Przeszła pewnie tyle, że nawet nie
jesteśmy w stanie sobie tego wyobrazić. Ale jedno jest pewne: to nie jest zła
osoba. I jest po naszej stronie. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Uśmiechnęła
się blado i podeszła do łodzi. Była pewna tego, co powiedziała. Sama wiedziała
troszeczkę więcej od przyjaciółki, ale była świadoma, że to tylko mała kropla w
morzu okropieństw, które zaznała wampirzyca. Nie była do końca przekonana, czy
chciałaby poznać odpowiedzi, dlatego nigdy jej o to nie zapytała. Postanowiła,
że najzwyczajniej w świecie będzie musiała jej zaufać. Diana była ich najsilniejszym sprzymierzeńcem. Była
im potrzebna. Przy tym Julie czuła, że ona nie jest do końca sobą. To, co już
wiedziała, pozwalała jej sądzić, że wnętrze wampirzycy skrywa tyle samo dobra,
co zła. Tyleż tajemnic, ile oczywistości. Nie czas było na ich odkrywanie.
Usiały jedynie pogodzić się z tym, że istnieją. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: left;">
*</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: right;">
<i>Bajka o trzech postaciach śmierci. <o:p></o:p></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: right;">
<i><br /></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Ból to jedynie
projekcja strachu. Fizyczne wyobrażanie lęku. Oczyszcza. To jedyne katharsis,
które może przeżyć człowiek. Tylko ono prowadzi do pełnego oczyszczenia, do
spokoju. Tylko on tak naprawdę daje szczęście. Jeśli się go zwycięży, nic
więcej nie jest w stanie nas pokonać. Ból koi. Daje szczęście. I nie ważne, co
ty o tym sądzisz. Ja wiem, że tak jest. Prawdziwa magia pochodzi właśnie z
bólu. Kumuluje się w nim i wybucha w najmniej oczekiwanym momencie. Ciężko nad
nią zapanować. Ale mnie się to udało. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Lubisz ból?
Potrafisz z nim walczyć? Ten świat ci na to nie pozwala. Zbyt długo go już
znam. Zbyt długo egzystuję, żeby nie mieć wyrobionej opinii. Sztuczność potrafi
przytoczyć. A czymże jest ziemia, jeśli nie sztucznością? Nie ma mężczyzn.
Kobiety nie są naturalne. Wszystkie zoperowane, wszystkie zrobione tak, żeby
były piękne. Jak najpiękniejsze. Wycieczka w kosmos to standard w każdej
szkole. Nie tylko dla bogatych. Nowe technologie, jakie są obecnie stosowane,
nie śniły się nawet ludziom, wśród których się wychowałem. Jestem stworzeniem.
Tak mnie nazywaj. Jestem bestią i bohaterem. Tak o mnie mów. Jestem
niezwyciężony i nieśmiertelny. To musisz o mnie wiedzieć. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Znam twoje
lęki. Potrafię przedrzeć się przez cienką zasłonkę skrywającą twój umysł.
Potrafię rozbić mur za którym się skrywasz. Nie jesteś doskonały. Jesteś tylko
człowiekiem. Tylko niedoskonałą istotą. Moją marionetką. Projekcją moich myśli.
Każdy twój zły uczynek jest prezentem dla mnie. Sycę się twoim strachem. Twoim
bólem i cierpieniem. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Wyobraź sobie
dziecko. Jego malutkie, szybkie serce. Drży. Nie powie, co go boli. Nie doda,
że cierpi. A ty nigdy nie rozumiesz. Taki głupi… Taki niedoświadczony… Czas tak
niewdzięcznie się z tobą obchodzi. Czy dziecko o tym wie? Czemu, czemu płacze?
Głodne śmierci, spragnione bólu. Wiesz o tym? Właściwie co ty wiesz? Małe,
różowe ciałko. Tak pachnące, tak niewdzięczne. Czemu mówisz, że niewinne? Zło w
nim jest. Zło kryje się w każdym z was, ludzi. Ile o nim wiesz? Co rozumiesz
poprzez to zło? Dziecko raczkuje. Dziecko chodzi. Dziecko biegnie. Ból idzie
obok. Zawsze. Kryje się w każdym jego uśmiechu. Niebywałe, że tego nie widzisz.
Niebywałe, że nie wiesz iż coś niedobrego jest za tymi niebieskimi oczkami,
pucołowatymi policzkami. Płacisz krocie za jego uśmiech. Ja oblewam go łzami.
Zawsze obok. Wieczny bohater, wieczny zabójca. Skąd wiesz, że nie stoję za
tobą? Czujesz to? Mała, pulchna dłoń dziecka suknie po twoich plecach. Bada ich
fakturę. Wbija się w miejsce, gdzie powinien być kręgosłup. Zmienia się. To już
nie dziecko. To ja. Mam dostęp do twojego ciała. Jeden ruch, ciebie nie będzie.
Moje zgniłe usta tuż przy twoim uchu. Szepczę. Nawet nie znasz tej piosenki.
Jestem pieśniarzem śmierci. Zginiesz, bo ja tak chcę. Drugą ręką dotykam szyi.
Drżysz. Dlaczego? Przecież dopiero zaczynamy nasz zmysłowy taniec. Boisz się
mnie? Nawet nie wiem jak wyglądam. Kim jestem. Już wiesz… rozumiesz, dlaczego
mam taką władzę. Czujesz mój zimny oddech na szyi. Delikatnie głaszczę ci kark
tylko po to, żeby wbić moje szpony w sam jego środek. Jeszcze nie krzyczysz.
Paraliżuje cię strach. Jesteś tylko cieniem. Jestem jedynie projekcją twoich
lęków. Zmuszę cię, żebyś przeżył katharsis. Tylko ból może to sprawdzić. Ma moc
oczyszczenia. Tak cudowną… tak piękną. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Odwrócisz się
w złym momencie. Na to nie będzie dobrej chwili. Nigdy. Spojrzysz w moje oczy i
już będziesz wiedział jak wygląda śmierć. Dowiesz się, dlaczego ludzie nie chcą
umierać. Wydaje ci się, że jesteś taki odważny. Ale nigdy nie zrozumiesz, że
noszę maskę. Tylko po to, żebyś się bał. Twoja śmierć jest moim prezentem. Twój
strach jest moim posiłkiem. Warunkiem mojego wiecznego życia. Tylko na to
czekam. Nie jestem dobrym stworzeniem. Ale nie jestem też zły. Chce po prostu
cię oczyścić. Chcę zakończyć ten nędzny żywot, który prowadzisz. Ufasz mi? Jestem częścią ciebie. Twoim bólem.
Koszmarem, cierpieniem. Tą doskonalszą, gorszą wersją ciebie. Musisz mi ufać.
Jeśli nie ufasz mi, to znaczy, że nie ufasz samemu sobie. A jeśli nie ufasz
samemu sobie, to po co żyjesz? Dałeś się złapać w pułapkę, człowieku.
Pozwoliłeś, żeby głos w twojej głowie wygrał. On ciągle mówi, że możesz
wszystko. Znasz już gorzką prawdę? Nie ma ideałów. Nie ma życia. Jesteś tutaj
tylko na chwilę. Jesteś projekcją bólu, którym ja się sycę. Ale na tym świecie
musi być równowaga. Dlatego umierasz. Śmierć jest moją pomocniczką. Wiesz jak
wygląda? Nie. Oczywiście że nie. Twierdzisz, że znasz świat, a nie potrafisz
odpowiedzieć na proste pytanie. Posłuchaj, posłuchaj bajki o śmierci. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
Bardzo dawno,
ale nie bardzo daleko. </div>
<div class="MsoNormal">
Za siódmą doliną, lecz nie za siódmą rzeką.</div>
<div class="MsoNormal">
Za siedmioma górami, choć nie za siedmioma lasami. </div>
<div class="MsoNormal">
Zmarła i matka, i córka i babka. </div>
<div class="MsoNormal">
Liczny chór śpiewał na ich pogrzebie. </div>
<div class="MsoNormal">
Smutek na ustach ludzkich, uśmiech w sercu. </div>
<div class="MsoNormal">
Bez żalu, lecz z gniewem i ulgą żegnane. </div>
<div class="MsoNormal">
Ziemia na trumnie, dudniące echo. </div>
<div class="MsoNormal">
Nie za siedmioma dolinami, tylko za siedmioma rzekami. </div>
<div class="MsoNormal">
Cmentarz odwiedziła zjawa. </div>
<div class="MsoNormal">
Okrutny bohater i dobroczynny morderca. </div>
<div class="MsoNormal">
Słów kilka wszepta w języku nieznanym. </div>
<div class="MsoNormal">
Ziemia pod nią się rozstąpiła.</div>
<div class="MsoNormal">
I z grobu wyszła bezimienna rodzina. </div>
<div class="MsoNormal">
Nie za siódmą górą, tylko za siódmym lasem. </div>
<div class="MsoNormal">
Oczy ich szklane i puste. </div>
<div class="MsoNormal">
Usta martwe, gruda ziemi w dłoni. </div>
<div class="MsoNormal">
„Słudzy moi!” – Zjawa rzekła, ziemia zamilkła. </div>
<div class="MsoNormal">
Pokłon oddadzą panu najszczerszy. </div>
<div class="MsoNormal">
Trzy kobiety… Z nazwiskiem śmierci. </div>
<div class="MsoNormal">
Nie tak dawno, lecz bardzo daleko. </div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
Nawet nie
wiesz, kiedy umarłeś. Twoje serce przestało bić w chwili, gdy moje myśli
powędrowały ku tobie. Ta dusza należy już tylko do mnie. Jedna z moich śmierci
postarała się, żebyś już nigdy się nie obudził. Musisz zrozumieć, że nie masz
władzy nad własnym życiem. Jesteś niczym. Ja jestem wszystkim. Ja i moje trzy
kobiety-śmierci. Mam władzę. Co musisz o mnie wiedzieć? Nazywają mnie
Grabarzem. </div>
Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-1252074453197903854.post-53651875883084997562014-04-05T19:22:00.003+02:002014-04-05T19:24:33.338+02:00Rozdział 14<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b>S a n g u M a c u
l i e r<o:p></o:p></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><br /></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
*</div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;">„Są
granice, których przekroczenie jest niebezpieczne: przekroczywszy je bowiem,
wrócić już niepodobna.” <br />
</span></i><span style="font-family: Consolas; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: minor-bidi;">Fiodor Dostojewski </span><b><o:p></o:p></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Spojrzenie
Diany przeszywało. Czarne, chmurne oczy spotkały szkarłatne. Wydawało się, że
ślady po łzach Wróżbitki pogłębiły się, jakby płakała nad ich losem jeszcze
zanim wszystko się zaczęło. Ale obie wiedziały, że piątka Buntowników zabrnęła
za daleko. Nie było odwrotu. Żadna z nich nie potrafiłaby żyć z takiego rodzaju
tajemnicą w sercu. Wróżbitka była kobietą, która eksperymentowała z magią. Ale
badała jedynie aurę, uczucia, pewien rodzaj energii, które emitowało każde
ciało. Nie czytała w myślach, jedynie odbierała niektóre impulsy, które wysyłał
mózg. Mówiono, że przewiduje przyszłość, ale ona sama nigdy się do tego nie
przyznała. Wielu naukowców marzyło o spotkaniu z nią, gdyż była ewenementem
nawet jak na świat, w którym żyli. Jednak Wróżbitka sprytnie ich omijała. Miała moc, to było
niezaprzeczalne. Nikt nie wiedział ile miała lat, kim była wcześniej, jak się
nazywała i jak kiedyś wyglądała. Nie wiedziano jak wysoką cenę zapłaciła za to,
co osiągnęła. Niewielu miało odwagę zapytać, chyba nikt nie dostał odpowiedzi. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Jesteśmy w martwym punkcie. Skoro zaczęłaś, powiedz: każda
pomoc się przyda – w końcu wampirzyca nie wytrzymała i przerwała pełna napięcia
ciszę. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Zastanawiam się tylko czy faktycznie wam pomagam –
zachrypnięty głos zdawał się być nienaturalnie poważy. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Jesteśmy dorosłe, bierzemy odpowiedzialność za swoje czyny
– przekonywała. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Ile wiesz o Grabarzu? – Wróżbitka patrzyła na nią
spokojnie, ale wampirzyca bez problemu wyczuła ukryte napięcie. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Znam legendę. Wiem, że jest prawdziwa. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- A więc go spotkałaś? </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Pomógł mi. To dzięki niemu jestem w stanie wychodzić na
słońce. Po tylu latach życia w ciemności to było wybawianie. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Zapłaciłaś? </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Chyba jak każdy. Chciał tylko żurawiny – Diana była coraz
bardziej zaintrygowana rozmową. Nie sądziła, że imię Grabarza może paść w tej
rozmowie. Była zupełnie zaskoczona.</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- To raczej kiepskie towarzystwo. Mówią że potrafi wrócić,
żeby odebrać przysługę. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Nie obchodzi mnie to. Sprawił, że przestałam być cieniem
żyjącym w ciemnych kątach. On doskonale zdawał sobie sprawę, że wyświadcza mi
ogromną przysługę. Długi zawsze spłacam – spojrzała na nią iskrzącymi oczami. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, moje dziecko. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Jeśli jednak chciałaś tylko o tym porozmawiać, mój czas
się skończył – nie zwróciła uwagi na wtrącenie i wstała. Nie lubiła tego typu
rozmów. Wiele razy źle postępowała w życiu, ale to były jej błędy. Plamy na jej
życiorysie. I nie miała zamiaru tłumaczyć się z niczego. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Nie, przepraszam. Po prostu ta historia w jakiś sposób się
z nim wiąże. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- W jaki? </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- I tutaj jest problem. Nie mam pojęcia – westchnęła – nie
jestem pewna co do jego udziału w tym wszystkim. To ryzyko. W każdym razie
podobno to on stworzył księgę. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Jaką księgę? – W głosie znów słuchać było zainteresowanie.
</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Sangu Maculier, wśród bibliotekarzy nazywana Księgą Krwi.
Co się stało? – spojrzała na nią zdziwiona, kiedy wampirzyca prychnęła. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Czemu to zawsze jest krew – zdegustowana skrzywiła wargi –
to takie prymitywne. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Trudno zaprzeczyć. Jestem zdania, że Daronea zrobiła to
specjalnie. A może to jest wpływ i pomysł Grabarza. Historia nie jest długa. W
pewnym momencie pojawiły się Księgi Krwi. Każda wyglądała inaczej. Mam to
szczęście, że posiadam jeden z egzemplarzy – wstała i podeszła do jednego z
ukrytych stosów. Sięgnęła po książkę na samej górze. Była dużo większa od tej z
zaklęciami za to cieńsza. Błyszczała się tak, że Diana zmrużyła oczy. Cała
pokryta delikatnym, czerwonym materiałem z czarnym, zdobionym napisem Sangu
Maculier. Dziewczyna delikatnie wzięła od niej księgę i otworzyła. Pomyślała,
że bardziej jest to notes. Puste, pożółkłe kartki postrzępione na rogach
zdawały się przesiąkniętą magią. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Jak ją uruchomić? – Spokojnie przyglądała się, choć
przeczuwała już, co usłyszy. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Nie domyślasz się? – Wróżbitka podeszła, otworzyła na
pierwszej stronie i delikatnie pogładziła. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Krew – mina Diany mówiła sama za siebie.</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Tak – kobieta westchnęła – ale nie śpieszcie się z tym.
Każda musi ofiarować Sangu Maculier swoją krew. Ale uwaga, jest to wiążące.
Dokładnie taka ilość osób, która na pierwszej stronie ofiaruje cząstkę siebie,
okaleczając się jako pierwsze, będzie mogła stanąć przed obliczem Daronei. Ni
mniej, ni więcej. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Chwileczkę – wampirzyca oderwała wzrok od książki i
spojrzała na kobietę – co to znaczy „jako pierwsze”?</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Wasza krew powinna uruchomić mechanizm. Pojawi się
wskazówka, nie pytaj jaka, bo nie wiem – dodała poirytowana – naprowadzi was to
na konkretny klan Wybranych. Zadanie jest proste: potrzebujcie ich krwi.
Musicie udowodnić, że jesteście godni iść dalej. Kiedy zdobędziecie osiem
różnych kropel konkretnej rasy, powinna pojawić się kolejna wskazówka. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- To jak błędne kolo – westchnęła Diana. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Nie mogę wam więcej pomóc. Zrobicie jak zechcecie –
kobieta spojrzała na nią czerowno-różowymi oczami i uśmiechnęła się smutno –
czas już na ciebie – przymknęła oczy i głośno westchnęła. Kiedy chwile później
uchyliła powieki, nikogo przed nią nie było. W miejscu, gdzie przed chwilą
stała Diana, widziała delikatne pyłki. Energia, która wydobyła się z martwego
ciała dziewczyny i pozostała przy niej na chwilę. Miała wielką nadzieje, że w
cokolwiek wpakowała się ta dziewczyna, uda jej się. Nie zniosłaby myśli, że
wysłała ją na śmierć. A wiedziała, że misja nie będzie łatwa – jeśli
jakikolwiek Bóg istnieje i patrzy czasami na ten świat, niech ma cię w opiece,
moje dziecko. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
*</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Rafe był
przygotowany. Nie posiadał dużo rzeczy. Do jeszcze mniejszej ilości był
przywiązany. Właściwie oprócz książek nie chciał niczego. Wybrał kilka
ulubionych, takich, które mogły się przydać. Zdawał sobie sprawę, że każda z
kobiet, którą pozna, będzie wiedziała o wiele więcej. I wcale nie dlatego że on
jest głupi. Chodziło o to, że dla nich większość rzeczy była oczywista. On
musiał się uczyć czym jest słońce. Przypomniał sobie, co o nim czytał. <i>Żółty karzeł I populacji, centralna gwiazda
Układu Słonecznego. Główne źródło
energii docierającej do Ziemi. Leży na Ramieniu Oriona w galaktyce Drogi
Mlecznej. </i><i><span style="background-color: white; background-position: initial initial; background-repeat: initial initial;">Jest oddalone od Ziemi o około 150 mln km. </span></i><span style="background-color: white; background-position: initial initial; background-repeat: initial initial;">Było jeszcze
trochę informacji, które brzmiały jak napisane w innym języku. Nawet to było
coś, co po prostu wyuczył się na pamięć. Nie potrafił sobie wyobrazić ile to
jest kilometr, a co dopiero 150 milionów! Kilometr to 1000 metrów. A metr to
100 centymetrów. To już działało na jego wyobraźnie, ale po dłuższym przemyśleniu
doszedł do jednego wniosku: słońce musi być bardzo daleko. Kiedy zapytał Paley,
co wie o słońcu, odpowiedz była całkowicie inna. <i>Słońce daje światło. I ciepło. Wstajemy razem z nim. Kojarzy mi się z
dniem, spokojem, bezpieczeństwem. </i>Pamiętał, że patrzył na nią i nie
rozumiał. Co słońce ma do dnia? Dzień zaczynał się w chwili, gdy wstawał. Potem
jedli śniadanie, szli na siłownie, jedli obiad, uczyli się i mięli czas wolny.
Potem kolacja. Kiedy kładli się spać, zaczynała się noc. Nie było w tym miejsca
dla słońca. Ale oczywiście, co on wiedział? Co rozumiał? Irytowało go to
bardzo. Może przeczytać wiele książek, ale i tak nie będzie w stanie połowy
pojąć, skoro wszystko jest tylko teorią. Czasami widział zdziwienie na twarzy
czarownic, kiedy o coś zapytał. I głupio mu się robiło, kiedy zdawał sobie sprawę
z tego, że musiał zadać jakieś oczywiste pytanie. Widział jak głowiły się z
odpowiedzią. Ale nie dlatego że jej nie znały, tylko dlatego że była tak
oczywista iż nie sądziły, że ktoś może o to zapytać. <o:p></o:p></span></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<span style="background: white;"> Nienawidził swojej niewiedzy. Świat go fascynował. Ale ten
na górze. Nie puszka, w której żyli. W której byli więzieni. Odkąd Adam
opowiedział mu o odkryciu Julie, żyli w ciągłych przygotowaniach. Kobieta
ostrzegła ich, że mają jedynie przemyśleć, co potrzebują i delikatnie się
pakować. Dała im po jednej torbie. I dodała, że potrzebne są im głównie
ubrania, buty, jakieś najpotrzebniejsze kosmetyki i cos osobistego. Zaczęli
segregować ubrania w szafie, bo na powierzchni nie można było zdobyć zrobionych
pod nich. Mimo wszystko Rafe się martwił. Ufał czarownicom i wiedział, że
pozostałe dwie kobiety też są po ich stronie. Obawiał się, że to oni sobie nie
poradzą. Ciągle powtarzano im, że nie rozwijają się prawidłowo. Że nie są
przystosowani. A teraz nie tylko mięli wyjść na powierzchnie, ale i żyć w
warunkach, które mogą być ciężkie nawet dla kobiet. Było to stresujące i
ilekroć Rafe o tym myślał, serce biło mu mocniej. Co nie oznaczało, że widział
inne wyjście. Zdawał sobie sprawę z tego, co Adam chce powiedzieć jeszcze zanim
zaproponował ucieczkę. Nie był zdziwiony tym, że chłopak chce uciec. Jednak
zaskoczyło go całkowite zaufanie do czarownic. Musiał coś dostrzec w Julie. Tamta
noc była przełomowa. Dużo rozmawiali. Każdy wyjawiał swoje obawy, tajemnice,
problemy. Rozmawiali szczerze i bez obaw. Dowiedzieli się o rysunkach jakie
tworzył Adam. Rafe mu zazdrościł. To było coś osobistego. Niewyuczonego.
Talent. Dar. Coś, co dawało mu człowieczeństwo. Widział, że i oczy Caina
błyszczały, ale oboje cieszyli się z tego osiągnięcia. To oznaczało, że jednak
są w stanie być <i>normalni</i>. </span></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Wymówił to
słowo głośno. Sycił się brzemieniem. Było niczym cudowna obietnica. Razem ze
słowem „wolność” tworzyli duet ich marzeń. Nie pragnął niczego więcej. Niczego
więcej nie potrzebował. Nie wiedział jakie marzenia mają ludzie z góry. On
chciał być wolny. I normalny. Cokolwiek by to znaczyło. Wiedział, że chciał
osiągnąć taki stan, w którym nikt nie spojrzy na niego z politowaniem. Kiedy
nie będzie musiał wstydzić się za dziecięce pytania. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Co smucisz? – Caine jak zawsze wpakował się nieproszony do
pokoju. Z nich wszystkich to on był najbardziej rozluźniony. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Nie jestem smutny, Caine – westchnął – martwię się. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Rafe wiedział,
że powinien być dumny z tych krótkich zdań, których już używał. Ale nie był.
Chciał więcej. Potrzebował tego, żeby udowodnić sobie, że nie jest tylko głupim
eksperymentem. Że zasługuje na to, aby istnieć. Żyć jak człowiek. Często nie
czuł niczego. Zadawał sobie pytanie kim jest, ale nigdy nie znajdował odpowiedzi.
„Jestem Rafe. Jestem mężczyzną.” I na tym kończyła się prezentacja. Ostatnio z
ironią dodawał: „jestem niepotrzebny, jestem nikim, jestem lalką, jestem…” No
kim? Kim był? Jaki sens miało jego istnienie? Teraz już wiedział, że można go
zastąpić. Mężczyzna stał się jak towar. Będę go produkować, doskonalić. Ale oni
mięli się wyrwać z tego obłędu. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Adaś też – mruknął niezadowolony. Caine wyznawał zasadę,
że należy czerpać garściami nawet z takiej imitacji życia. Po prostu. Nie był w
stanie pogodzić się z tym, że jest niepotrzebny. On zwyczajnie czuł, że po to
pojawił się na tym świecie, żeby zapoczątkować zmiany. Być kimś wielkim. Caine
nie bardzo jeszcze rozumiał, co znaczy wielkość. Wiedział tyle, że nie wyznacza
to rozmiar ciała. Ale musiał przyznać, że cieszyło go, iż jest wyższy od
kobiet. Miał przynajmniej te satysfakcje, że chociaż w tej jednej rzeczy nie
górowały. Bardzo bolała go niewiedza. A jednocześnie nudziła go nauka. Chciał
czegoś więcej. Po co uczyć się definicji? Słowa go denerwowały. Chciał poznać coś, o czym kazano mu czytać.
Chciał wiedzieć jak smakuje deszcz, jakie to uczucie, kiedy wiatr rozwiewa
włosy, co to znaczy, że gwiazdy świecą. Ekscytowała go myśl, że już niedługo
się przekona na własnej skórze. Że będzie mógł odkrywać świat. Poznać kilka
tajemnic. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Mam imię, Caine – zainteresowany właśnie wszedł do pokoju
z kwaśną miną a za nim przydreptała Julie. Zdumienie odbiło się w oczach
mężczyzn. Ostatnimi czasy dziewczyna przychodziła wieczorami. Mało tego,
wyglądała zupełnie inaczej. Przyzwyczaili się już, że najbardziej przypomina
ich. Chyba tylko Vinita częściej chodziła w spodniach, luźnych koszulkach i
przeróżnych chustkach na głowie i nadgarstku. Ostatnio Julie nosiła sukienki.
Często podpinała czymś włosy i pachniała zupełnie inaczej. Zapytał ją o to
któregoś razu i wytłumaczyła mu, że w ten sposób działa „pod przykrywką”. Nie
bardzo rozumiał, o co jej chodzi, ale podobała mu się ta zmiana. Za to Adama
zdawała się irytować w takim wydaniu jeszcze bardziej. Z rozdrażnieniem obserwował
jej kolorowe spódniczki i mamrotał pod nosem, kiedy ozdobna spinka we włosach
zaczepiała o jego ubranie. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Cześć! – Blondyn zagłuszył swojego kolegę i z szerokim
uśmiechem doskoczył do czarownicy i pocałował w policzek z głośnym mlaśnięciem.
Adam przewrócił oczami i usiadł na łóżku Rafa. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Nie było was w salonie – mruknął przepraszająco, wiedząc,
że naruszają jego przestrzeń osobistą. On jednak uśmiechnął się ze zrozumieniem
i poprawił poduszkę za plecami. Obserwował jak blondyn, żywo gestykulując,
stara się coś wytłumaczyć dziewczynie. Ona patrzyła na niego z lekkim
uśmiechem, ale widać było, że wciąż nie wie, o co mu chodzi. W końcu cicho coś
mu wytłumaczyła i odpowiedź musiała go zadowolić, bo oboje odwrócili się do
nich. Dziewczyna przysiadła na krześle od biurka. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- I jak idą przygotowania? – Zaczęła jak zawsze tym samym
pytaniem. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Prawie gotowi – Rafe chciał dodać coś jeszcze, ale Adam go
uprzedził. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Kiedy ucieczka? – Zniecierpliwienie odbiło się nie tylko w
jego głosie, ale i na twarzy. Wszyscy wiedzieli, że to jemu najbardziej zależy,
aby wreszcie stąd uciec. Aby zobaczyć powierzchnie i żyć jak każdy inny
człowiek. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Jesteśmy już praktycznie przygotowane. Moglibyśmy wyruszyć
nawet jutro o zmroku… Ostatnio – zawahała się – ostatnio nie powiedziałam wam o
czymś, bo same nie wiedziałyśmy czy warto. Ale trochę się zmieniło. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Co? – Adam zmrużył oczy.</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Nasz cel – westchnęła – do tej pory nie wiedziałyśmy, co
dalej. A teraz wiemy, kto nam może pomóc. Jest pewna kobieta – wyjaśniła –
która podobno ma tyle władzy, że jest w stanie spełnić nasze pragnienia. Ale
niestety nic za darmo. Chociaż mniej więcej wiemy gdzie jej szukać, na nic się
to zda. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Co to znaczy? </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- To znaczy, że ukaże się tylko tym, którzy na to zasłużyli.
Musielibyśmy przejść niejedną próbę i, chociaż wszystkie długo nad tym
dyskutowałyśmy, nie mamy pomysłu, jakiego rodzaju mogą być. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Niech będzie – Caine dopiero teraz usiadł, ale uśmiech nie
schodził z jego twarzy. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Nie rozumiecie, to bardzo niebezpieczne. Skutki mogą być katastrofalne.
Nie wiemy czy możemy narażać wasze życie, ale uznałyśmy, że macie prawo sami
zadecydować. Zrobimy wszystko, żeby wam pomóc – spojrzała na nich ciemnymi,
poważnymi oczami. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Nie… nie…bezp… Ach! – Adam warknął poirytowany – a tu co
jest? To nie życie! Puszka…! Zamknięcie…! Nie będzie już tak! Wolę umierać na
górze niż żyć tu – wyrzucał z siebie nieskładne zdania. Oczy błyszczały mu i
chyba jeszcze nikt nie widział go tak poruszonego. Miał dość. Nie chciał zostać
w tym miejscu na kolejną noc. Pragnął wreszcie życia. Nawet, jeśli miało się
ono szybko zakończyć, było lepsze niż lata w zamknięciu. Każdego dnia
zastanawiał się nad tym, co ma do przekazaniu świata i wiedział, że nie odkryje
tego póki będzie w tym miejscu. Marzył o nieznanej wodzie. O przygodzie i
wietrze targającym włosy, smagającym policzki. Chciał wolności. Wolnej woli.
Decyzji, które może sam podejmować. Chciał odpowiedzialności za błędy.
Wszystkiego tego, czego wcześniej nie dostał, ale dla kobiet z góry było to
oczywiste. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Chcemy walki – dodał pewnie, patrząc w oczy dziewczyny.
Zaciśnięte pięści spoczywały na kolanach. Nie był rozluźniony. Przypominał
kota, który szykuje się do skoku. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Ufamy wam – Rafe dodał cicho, ale z wielką mocą. Zsunął
się z łóżka i nakrył swoją dłoń czarownicy. Julie tylko popatrzyła na nich i z
dziwnym wyrazem twarzy skinęła głową. Potem zrobiła coś, co zaskoczyło nawet
ją. Objęła Rafe ramionami i mocno przytuliła. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Uda się nam, zobaczycie – wyszeptała z przejęciem – musi. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
*</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Niezwykle
jasne oczy obserwowały ciemnowłosa dziewczynę, która wyłoniła się z Bazy
Dowodzenia. Schyliła się i odpięła rzemyki wysokich butów. Zdjęła je z głośnym
westchnięciem i na boso poszła w stronę swojego domu. Nie zauważyła, że blade
usta wyginają się w delikatnym, pełnym zadowolenia uśmiechu. Anioł rozpostarł
skrzydła, gdy tylko dziewczyna zniknęła za zakrętem. Powoli wzbił się w górę.
Sukienka zalśniła w blasku gwiazd. Oya spokojnie wylądowała na dachu Bazy i
rozejrzała się dookoła. Zauważyła, że Julie właśnie wchodzi do własnego
mieszkania. Po raz kolejny się uśmiechnęła. Sprawy wreszcie idą właściwym
torem. Długo na to czekała. I, jeśli miała być szczera ze sobą, nie sądziła, że
to czarnowłosa czarownica jako pierwsza się przełamie. Najbardziej liczyła na
niebieskowłosą Paley i tego blondyna, Caina. Oni byli najbardziej otwarci,
pożądliwi towarzystwa. Sadziła, że niedługo powinno między nimi coś zacząć się
dziać. Tymczasem to Julie, która była najbardziej negatywnie nastawiona do
mężczyzn, zakradała się wieczorami do Adama. Ten wybór też ją zadziwiał.
Sądziła, że chłopak najbardziej polubił się z Mikel. To jej pozwalał spędzać ze
sobą najwięcej czasu. I, według ich badań, to ona była najlepszą partnerką dla
niego. Taki był plan: Adam – Mikel, Caine – Paley oraz Rafe – Julie. Z początku
dwie nimfy zaczęły protestować, jednak Zonta stwierdziła, że trzeba im na to
pozwolić. Oya od zawsze wiedział, że jest przywiązana do chłopaka, którego
urodziła i nie raz bała się, że to zepsuje ich plan, bo będzie chciała jego
szczęścia. To właśnie nią kierowało, kiedy próbowała przekonać ich do
zmienienia układu par. Anioł szybko przystał na jej propozycję. To była tylko
mała zmiana planów, a wreszcie widziały kiełkujące owoce wieloletniej pracy. Jeśli
natura postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce – tym lepiej. Oznaczało to, że
rozwój mężczyzn nie jest jednak aż tak zacofany. Skoro sami już potrafią
wybierać sobie partnerki, wszystko będzie łatwiejsze. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Oya usiadła na
dachu i zamyśliła się. Nie mogła doczekać się wyników. Tego, kiedy otwarcie stanie
przed Amiyą i pokaże jej swoje działo. To, co osiągnęła. Bardzo jej na niej
zależało, ale nie mogła jej pozwolić na taką samowole. Już i tak zbyt długo
czekała. Biernie patrzyła na proces Eliminacji, na zmiany geograficzne,
polityczne. Patrzyła jak rasy obdarzone magiczną mocą opanowują Ziemię. Ale
najgorsze z tego wszystkiego był z pozoru niewinny manewr: przemiana kobiet w
wampiry. Tego nie potrafiła znieść. Sama popełniła ten błąd wiele, wiele lat
temu. I nie było dnia, żeby nie żałowała. Wiedziała, że nie miała prawa. Ale
rozpacz, która ją ogarnęła, przerażała wewnętrznie. Była zbyt ludzka. A ona nie
mogła sobie pozwolić na takie odruchy. Więc wybłagała czarownicę Teklę o pomoc.
Razem wskrzesiły tę niewinną, indyjską, zamordowaną dziewczynę. I tym samym
stworzyły nową, potworną rasę. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Była
przeklęta. Właśnie to zniszczyło jej karierę. Już nie mogła być stróżem. Nie
miała wglądu w przyszłość. Nie mogła powrócić do domu. Została skazana na
wieczną tułaczkę po Ziemi. Anioły to były zmaterializowane dusze. Oznaczało to,
że jeśli jest skazana na życie na planecie, nie należy ani do niej, ani do
sfery niematerialnej. Trudno powiedzieć, że komukolwiek będzie podobać się
takie życie. W końcu znalazła podobne sobie: Cailyn, Vinitę i Barisę.
Wiedziała, że są jej oddane. Że wszędzie za nią pójdą. Cieszyło ją to. Chciały
naprawić świat, żeby klątwa została odrzucona. Oya zdawała sobie sprawę ze
swojej siły. Urodziła się bardzo dawno temu i niejedno widziała i słyszała.
Wiedziała, że jest mądrzejsza. Nawet od innych Aniołów. Od kiedy pamiętała,
inteligencja była częścią niej. Wraz z czasem przyszła mądrość, której nie dało
się wyuczyć. Po prostu wiele doświadczeń i przebytych dróg nauczyło ją jak
postępować w niektórych sytuacjach.</div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Sfrunęła. Bose
stopy delikatnie dotknęły piaszczystej ziemi. Spokojnie uruchamiała kolejne
otwierające mechanizmy. Weszła bez żadnych problemów. Pewna i spokojna. O tej
porze nie mogła nikogo spotkać. Wszyscy spali odpływając w krainę marzeń. Ona
musiała nad wszystkim zapanować. Nie potrzebowała snu. Weszła do jasnego,
małego pomieszczenia. Po prawej stornie znajdowały się pomieszczenia
gospodarcze mężczyzn. Ona jednak nie tam zmierzała. Po kolei otwierała
szuflady. Nigdy się nie bała, że ktoś może je otworzyć. To mogła zrobić tylko
ona. Ponieważ to ona zabezpieczyła je swoją energią. Tylko bardzo, bardzo
potężna istota byłaby w stanie dotknąć rączki i nie zostać sparaliżowaną.
Musiałaby posiadać równie dużą energię. A tutaj nikogo takiego nie było.
Owszem, czarownice były silne, ale nie aż tak. Paley była fenomenalnie
wykształcona w pierwotnej magii. Pod tym względem była najsilniejsza. Mikel
znała wiele zaklęć, potrafiła zbuntować się przeciwko czystej magii. I w tej
dziedzinie to ona przodowała. Jednak to Julie była najsilniejsza z nich
wszystkich. Już sama jej moc była niezwykła. Była połączona z ziemskim satelitą
i dlatego nie dało się jej zniszczyć. Można był osłabić, wzmocnić ale nie
zmienić. Ponieważ księżyc był zawsze blisko. Jeśli ktoś siłę czerpie z uczuć,
wystarczy go odseparować od ludzi. To dlatego Mikel tak rozwinęła swoje
zdolności na Armut i Czarnej Wyspie. Nieszczęśnie, cierpienie i ból, które były
tam obecne, stanowiły dla czarownicy idealną pożywkę. Na Elemes, tam gdzie
pierwotna magia rozwijała się najlepiej, Paley mogła czerpać z wiecznych
żywiołów. Z Ziemi niezatrutej nowoczesnością. Ale wystarczyło wyjałowić ziemię,
wysuszyć roślinność i magia była słabsza. Brak wody, noc, zatrute powietrze –
to wszystko zmieniało moce. Julie była osłabiona podczas nowiu, ale jeszcze nie
odkryła, że mimo wszystko może działać. Oya postanowiła jej o tym nie mówić, bo
chciała, aby wszystko sama odkryła. Ale jedynie sam księżyc osłabiał jej moc.
Nic innego. Nie skutkowało zamknięcie. Mało tego, więcej rzeczy zwiększało jej
moc aniżeli ją zmniejszało. Tak, czarnowłosa czarownica zdecydowanie była
najsilniejsza. Ale to tylko nierozwinięte pisklę. Nie miałaby dość skumulowanej
energii, żeby przeciwstawić się jej energii. A nawet jeśli jakimś cudem by to
zrobiła, ona od razu by to wyczuła. Magia
zawsze pozostawia ślady. Energia tym bardziej. Tak silna osoba jak ona bez
wątpienia wyczułaby gdyby ktoś tak młody jak Julie majstrowałaby przy szafkach.
Mikel i Paley od razu odrzuciłoby i poparzyło. I ona by o tym wiedziała.
Dlatego cieszyła się, że czarownice utrzymują ciekawość w ryzach i nie starają
się szperać. Chociaż z drugiej strony trochę ją to zawiodło. Sądziła, że jednak
nie będą tak ufne i naiwne. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Ludzie – prychnęła zdegustowana. To właśnie w nich
nienawidziła: słabości. Kruchości duszy, która zdradzała ich w najmniej
odpowiednim momencie. Zamrugała kilkakrotnie i wydęła blade usta. Kilka
niesfornych, białych, kręconych kosmyków opadło jej na czoło. Nie przejęła się
nimi, tylko nachyliła się nad najniższą szufladą. Wysunęła ją jednym szarpnięciem
ręki. Ciało było nieruchome, ale nie martwe. Wyraźnie czuła energię, krew,
która krążyła w żyłach tego osobnika. 09487617 był niemal uczłowieczony.
Również urodziły go nimfy, ale nie miały z nim kontaktu od dnia narodzin. Oya
uznała, że nie mogą się przywiązywać. Nimfy stały się maszynkami do rodzenia.
Przez dwa pierwsze lata. Potem to zaczęło być niebezpieczne, więc kilka medyków
się tym zajęło. I tak to trwało do dziś. Mężczyzn było jeszcze stosunkowo
niewielu, ale Anioł był zadowolony. Wreszcie plany wcielały się w życie.
09487601, 09487602, 09487603 to eksperyment. Na ich przykładzie Ruch będzie
uczył się wdrążenia ich w społeczeństwo. A kiedy to się stanie, będzie można
tak zaprogramować całą resztę jej Klonów i bez obaw wprowadzić ich do ekosystemu.
Momentami trochę żałowała tej trójki. Ale dobro zawsze potrzebuje swoich ofiar.
Jeszcze nie zadecydowała, co z nimi później zrobi. Najmądrzej byłoby po prostu
ich zabić. I wiedziała, że do tego dojdzie, jeśli nie wymyśli czegoś lepszego.
Wierzyła w swoją inteligencję i kreatywność, ale były sprawy ważne i
ważniejsze. Jeśli nie będzie miała co zrobić z trójką pierwszych mężczyzn, po
prostu będzie trzeba zlecić zabójstwo. I tyle. To zwykła likwidacja. Przecież i
tak są niedoskonali. Niczym roboty, które trzeba ciągle naprawiać. Ale po co
naprawiać staroć, skoro można zrobić nowego, lepsze. Doskonalszego! Te okazy
były lepsze. Nie musiały ćwiczyć by ich mięśnie nie zanikły. Faszerowała ich
odżywkami dopiero co wynalezionymi. Przez to byli wspaniali. Niczym nowa rasa!
Nadludzie! Doskonalsi. Oya zdawała sobie sprawę, że może popełnić drugi błąd.
Powtórzyć go. Ale kiedyś była głupsza i to doprowadziło do powstania wampirów.
Tym razem udoskonala jedynie ludzi. Silniejszy, wspanialszy, potężniejszy. Bez
słabości, ale jednak śmiertelnych. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Widziałem – mężczyzna odezwał się niespodziewanie.
Podskoczyła, wyrwana z głębokiego zmyślenia. Spojrzała w niebieskie oczy, które
uważnie jej się przyglądały. Odgarnęła jego jasne włosy i zapytała. Była tak
dumna z tego, co osiągnęła. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Co widziałeś? </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Dziewczynę – wyszeptał. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
Zamarła. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Jaką? Ktoś tu był? </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Tak – delikatnie pokręcił głową. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Przyśniło ci się – prychnęła. Jednak pozornie zamknęła
oczy i raz jeszcze skupiła się na energii w tym miejscu. Wyczuła Julie, która
przecież niedawno odwiedzała Adama. Jednak ślad był bardzo wyraźny. Prowadził
od wejścia do przejścia do pomieszczeń mężczyzn. Droga powrotna również nie
zahaczała o szufladę. Wcześniej też nic takiego nie było. Jej zabezpieczenia
nie mogłyby się równać z marną mocą Julie. Przecież to było niemożliwe, aby
mogła podejść niezauważona. Nie zostawiając śladu sforsować jej zaporę. To było
niemożliwe! Ktoś pokroju Julie nie miałby szans przeciwstawić się jej mocy. </div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- Śpij już – westchnęła. Pogładziła go po głowie i schowała
szufladę. Pomyślała chwilę o Julie. Czy byłaby na tyle silna?</div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
- To absolutnie niemożliwe – prychnęła jeszcze raz. Żadna
czarownica nie byłaby w stanie pokonać Anioła o takiej mocy. Uśmiechnęła się ze
spokojem. Jak zawsze, miała rację. Nie było innej opcji. To ona, Oya, rozdawały
karty. Zawsze i wszędzie. </div>
</div>
Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-1252074453197903854.post-42091503512919913952014-02-05T23:20:00.000+01:002014-02-05T23:44:27.836+01:00Rozdział 13<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">W r ó ż b i t k a<o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;">„W
świecie własnego ciała jesteśmy zagubieni, jest ono dla nas mrokiem i
tajemnicą.” <br />
</span></i><span style="font-family: Consolas; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: minor-bidi;">Antoni Kępiński
</span><b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Jeśli
nie wiara daje siły, to co? Ile to razy przekonywała samą siebie, że będzie
dobrze. Bieda, samotność. To wszystko miało jedynie ją wzmocnić. Była za młoda
żeby zrozumieć czym dobro różni się od zła. Wybierała ulgę. Wybierała wolność.
Wybierała pomoc. Gdy usłyszała krzyk, gdy ujrzała kruki, gdy wylądowała w
kałuży krwi. Jak mogła nie pomóc? Dreszcze nawiedzały jej ciało. Pokuta. Jej
własna spowiedź dobiegła końca. Ile razy jeszcze powtórzy się ten koszmar? Ile
razy wyszepta, że żałuje? Ale czy żałowała? Czy to wszystko było tylko projekcją.
Może kruczych ciał nigdy nie było, może to jeden z tych okropnych koszmarów.
Ale wiedziała, że kłamała za każdym razem, gdy spoglądała w taflę lustra. Co
odbijało? Dziecko. Tak chude, że każda
najdrobniejsza kosteczka zdawała się przebijać przez papierową skórę. Tak
bezmyślnie parodiowała człowieka. Wrak. Z podartym ubraniem, z burzą
rozpuszczonych włosów. Biel i czerń. Pół na pół. Jakby ktoś nie mógł się
zdecydować. Ma być dobra czy ma być zła? Była nikim. Była dziewczynką
szeptającą. Dziewczynką błagającą. Dziewczynką modlącą się. Smutne oczy, szare
policzki, wypukły brzuszek. Smród połączony ze słodkim, dziecięcym zapachem.
Niewinność naznaczona piętnem. „Daj mi siły, proszę. Chcę tylko jej pomóc.”.
Kto pozwolił jej się odezwać. Spoliczkowana upada. Nie krzyczy. Nawet na to nie
ma siły. Szepta słowa w nieznanym im języku. Ma taki smutny wzrok. Tak bardzo
to do niej nie pasuje. Co jest z tym dzieckiem? Dlaczego jest tak potwornie
nieludzka? Przygryzła wargę. Krew zaplamiła już i tak brudną sukienkę. Łzy
żłobiły brud na policzkach.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie zabijaj – czy
ktoś się ulitował? Pierwszy kamień zwalił ją z kolan. Rączki się załamały.
Uderzyła policzkiem w ziemię. Piach wdarł się do buzi. Zakrztusiła się. Drugi
kamień. Wypluła krew. Nabrała powietrza. Być może ostatni oddech w jej życiu.
Trzeci kamień. „Proszę.” Kogo prosiła? Przecież była brudna! Nikt nigdy o nią
nie dbał. Nikt nigdy się o nią nie troszczył. Czwarty kamień. Śmierć była
blisko. Piasek mieszał się z krwią. Krew mieszała się ze łzami. Piąty kamień.
Samotność. Czy miała prawo oczekiwać, że ktokolwiek ją przytuli w chwili śmierci?
Szósty kamień. Tak! Śmierć na nią czeka!
Odziana w szkarłat podejdzie, uniesie jej trzęsącą się bródkę. Ucałuje brudne,
czarno-białe włoski. Weźmie za chudą rączkę i poprowadzi. Nie ważne gdzie. Tam
już nie będzie sama. Śmierć będzie z nią. Niczym matka. Tak realna, jak ją
sobie wyobrażała. Czekała na siódmy kamień. Gdzie był? Czy nawet śmierci jej
żałowali? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Powiedziałam, nie
zabijaj! – Krzyk wdarł się w jej małe uszka. Ten okropny ból. Och błagam,
błagam. Gdzie jest ta śmierć? Ileż jeszcze można cierpieć? Zamiast śmierci
podeszła do niej dziewczyna. Podniosła zapuchnięte od płaczu oczy. Przecież to
ona! Ta sama przez którą tu się znalazła! Dziewczyna krzycząca tamtej nocy w
morzu krwi i kruczych trucheł.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Odejdź – załkała.
Nie miała siły walczyć z jej demonami. Tak mroczna aura. Taka smutna
przeszłość. Tyle bólu – nie, nie, nie… - majaczyła. Zrobiło jej się tak zimno.
Strach wypełniał jej małe ciałko. Wydawało jej się, że widzi kruka. Poruszał
dziobem, ale nie wydobył z siebie żadnego głosu. Chciała żeby krzyknął. Żeby
jego potworny skrzek przeszył jej ciało. Żeby ból rozsadzał jej skronie. Wtedy
była realna. Tylko wtedy. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Umieszczę cię na
Czarnej Wyspie – wyszeptała – tylko tam będziesz bezpieczna. Tylko tam możesz
żyć. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Żyć.
Jakie głupie słowo! Ona chciała do tamtego świata. Wierzgała nóżkami jak tylko
mogła, kiedy kobieta ją podniosła. Puść mnie, chciała krzyczeć. Ale nie
wypowiedziała ni słowa. Opadła bezwładnie. Skurczyła się w sobie. Kobieta
szeptała, że musi spłacić dług, że ją uratuje. Ale czy nie rozumiała, że bólem
było życie? Że nie było takiej mocy, która pozwoliłaby jej być szczęśliwa?
Bestia wdzierała jej się do głowy. Przegryzała myśli, nie pozwalała
wypowiedzieć się logicznie. Dusiła każdą nadzieję. Ta bestia zawyła głośno.
Ktoś cię prowokuje. Czemu się nie uśmiechasz? Dlaczego odgryzasz się bez sensu.
Potem myślisz. Całą noc. Godziny. Minuty. Sekundy. I próbujesz naprawić.
Pojawiają się wyrzuty. Dlaczego? Karzesz się za własne słowa. To w końcu
chciałeś je wypowiedzieć? Szczerość jest zła. Prawda karmi złodziei. Okrutność
potęguje zawiść. Rozwiązaniem jest niewidzialność. Śmierć przyniesie ukojenie. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Po prostu się
uśmiechnij – usłyszała szept – co nam więcej pozostało? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Jej faktycznie już nic nie pozostało.
Była tylko małą, chudą dziewczynką z wielkimi plamami krwi w życiorysie. Była
Mikel, która właśnie po raz kolejny ocalała od śmierci. Która pomagając skazała
się na wieczne wygnanie. Ale czy już i tak nie była przegraną? Dlaczego nie chwyciła śmierci za dłoń i nie
odeszła z nią do innej krainy? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Czy śmierć ma ręce?
– Głucho zapytała. Dziewczyna spojrzała na nią czarnymi oczami. Hebanowe włosy
zafalowały na wietrze. Czyżby miały podobne pragnienia? Podobne cele? Uklękła
przy niej, spojrzała z wymuszonym spokojem. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie. Inaczej dawno
by mnie stąd zabrała – ten głos była tak samo krystaliczny jak wtedy. Jak za
pierwszym razem. Ból w nim zawarty rozdzierał duszę. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Pachniesz nią –
wyszeptała. Dlaczego nikt nigdy nie nauczył jej, żeby hamować słowa? Niektóre
powinny pozostać w głowie. Kobieta jednak już ruszyła dalej. Nie spojrzała na
nią. Wiedziała, że mała podrepta za nią. Nie było innego wyboru. Ich losy
zostały ze sobą połączone. Cierpienie naznaczyło obie. Ubrudziła je jedna krew.
Bestia, która żyła w kobiecie, narodziła się w dziewczynce. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wspomnienia nie przyniosą ukojenia – Diana weszła do niewielkiego pokoju i
bezceremonialnie usiadła naprzeciw Mikel, niespecjalnie zadowolonej, że znów
przerwano jej wspomnienia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To się zaczyna robić nudne – westchnęła – teraz zamierzasz mnie nękać?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jakbym tego wcześniej nie robiła – uśmiechnęła się dość kąśliwie jednak szybko
spoważniała – wiesz, że mam rację. Chyba jeszcze pamiętasz do czego
doprowadziło mnie zakopywanie się we wspomnieniach. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ciężko zapomnieć – mruknęła – ale to inna sytuacja. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To kwestia punktu widzenia – Diana zaczęła bawić się swoimi długimi, czarnymi
włosami – po prostu chciałam ci powiedzieć – zawahała się. Zdawało się, że
słowa nie przejdą jej przez gardło. Spojrzała na nią trochę bezradnie i
wyszeptała – nigdy nie byłam dobra w przepraszaniu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie masz mnie za co przepraszać – Mikel była zdziwiona, że wampirzyca zdobyła
się na taki gest. Tym bardziej, że naprawdę nie widziała do tego powodu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mam. Zniszczyłam ci życie – kobiet podniosła na nią smutne, ciemne oczy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To nie jest prawda. Sama podjęłam decyzję. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Byłaś dzieckiem! – Powoli traciła cierpliwość – a ja najpierw prawie doprowadziłam
do twojej śmierci a potem skazałam na wygnanie! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Armut nie było domem moich marzeń. A na Black Island nie było dużo gorzej.
Zresztą ja to widzę inaczej: gdybym nie trafiła na Czarną Wyspę, nigdy nie
trafiłabym na Calachana. A dla mnie to jak raj. Na Armut nie ma życia. Nie ma
praktycznie nic. Nie czekało mnie tam nic dobrego. A teraz? Spójrz, jeśli
dobrze pójdzie, za sto lat będą pisać o mnie w książkach jako o buntowniczce,
która przyczyniła się do uratowania świata – uśmiechnęła się, spokojnie patrząc
na towarzyszkę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie sądziłam, że z ciebie taka optymistka – Diana również się uśmiechnęła.
Mikel zaskakiwała ją od samego początku. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ja również – odpowiedziała półżartem półserio. Spojrzała na zamyśloną
wampirzycę na której twarzy błąkał się nikły uśmiech. Ilekroć na nią patrzyła,
widziała piękno. Już sama rasa czyniła z niej osobę niezwykłą. Po przemianie
wszelkie niedoskonałości zostały zacierane. Blizny, odbarwia, rany, dawne
złamania… Wszystko to sprawiało, że człowiek stawał się bardziej urodziwy.
Jednak mitem było iż wampiryzm oznaczał piękno fizyczne. Jedynie „poprawiał”
drobne niedoskonałości. Diana musiała być piękna jeszcze podczas swojego
ludzkiego życia. Została przemieniona jako młoda dziewczyna, której uroda
dopiero rozkwitała. Drobna postura i niewinny wygląd sprawiały, że była
drapieżcą idealnym. Nikt nie był zdolny przypuszczać, że tak doskonały z niej
morderca. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Postaram się wrócić jak najszybciej – westchnęła Diana – nie znoszę wizyt u
Wróżbitki. Zawsze jak stamtąd wychodzę jestem skołowana. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ty? – Mikel uśmiechnęła się drwiąco próbując sobie to wyobrazić. Wampirzyca
przez wiele lat zdołała wyćwiczyć cierpliwość. Podziwiała ją za opanowanie i
dostosowywanie się do każdej sytuacji. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Owszem – westchnęła – ale tylko ja z was wszystkich mogę zniknąć
niezauważona. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Wampirzyca wyruszyła wieczorem. Uznała,
że to najlepsza pora. Nawet gdyby ktoś ją zauważył, pomyślałby że idzie na
polowanie. Wszyscy wiedzieli, że opuszcza Calachana, aby się pożywić. Diana nie
szła na układy, które proponowało Centrum. Była nomadem z Nessos. Nie miała
zamiaru poddawać się jakimkolwiek zasadą. Nie poszła na układ z jakąkolwiek
kobietą. Atakowała tak jak kiedyś. Większość ostatnio przemienionych wampirów
nie wiedziała, że krew odebrana była bardziej sycąca niż ta ofiarowana przez
dawcę. Oya tolerowała to zachowanie, bo wiedziała, że z Dianą nie wygra. Była
ona silnym zawodnikiem, Anioły potrzebowały choć jednego wampira. Szczególnie z
tak niezwykłym darem. Każdy z Ruchu Oporu zdawał sobie sprawę, że nikt nie jest
w stanie zatrzymać jej na siłę. Nigdy nie była Buntownikiem i zapewnie nigdy
nie miała nim zostać. Nikt też nie domyślał się, dlaczego właściwie mieszka na
Calachana. Odpowiedź była banalnie prosta. Diana przeniosła się na Calachana ze
względu na Mikel. Zwyczajnie czuła się za nią odpowiedzialna i chociaż sama
nigdy by się do tego nie przyznała, zależało jej na tej czarownicy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Zdawała sobie sprawę, że do rana musi
wrócić. Inaczej zaczęłyby się pytania. Droga nie była łatwa. Bez problemu
przepłynęła ocean (co prawda w Imperium mówiło się tylko o Wodzie. Nie było
podziału na morza i oceany, ale Diana żyła jeszcze według Starego Ładu) ,
jednak czuła iż siły ją opuszczają. Dawno już się nie pożywiła. Należało to
zrobić przed wyruszeniem w dalszą drogę. Wypłynęła na zachodnim brzegu Krainy
Apparesi. Musiał obejść Góry Vida i
przez Duram dojść do Starej Pustyni. To właśnie w jej sercu mieściła się
najbardziej znana biblioteka magiczna należąca do Wróżbitki. Miejsce, gdzie
dostanie odpowiedzi. Przynajmniej taką miała nadzieję. Nie była tylko pewna czy
zdąży. Czym prędzej ruszyła w kierunku pasma niewielkich wiosek. Nie miała
czasu na wybieranie i tropienie ofiary. Miała nadzieje, że jakaś głupia
dziewczyna wyszła na nocny spacer. Mokre ubranie wprawiało ją w zły nastrój. Z
włosów kapała woda a chłodny wiatr owiewał jej postać. Ze złością wyciskała
brzegi sukienki. Nie znosiła pływania. Uważała to za zło konieczne. Kilka razy
machnęła ręką, żeby się otrzepać i właśnie wtedy to usłyszała. Wyraźnie i
głośno. Serce bezsprzecznie należało do młodego człowieka. Ciało Diany od razu
przygotowało się do skoku. Mięsnie napięły się, palce powoli zginały i
rozginały. Czuła już zapach jaśminu i kobiecej skóry. Usłyszała śmiech.
Dziewczyna szła nieśpiesznie, spierając się z kimś przez telefon. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Och, to nie było trudne – zaśmiała się sztucznie, uważnie słuchając kogoś po
drugiej stronie – nikt nic nie wie, muszę tylko wrócić przed świtem, Kat –
kolejna fala sztucznego śmiechu tylko zdenerwowała Dianę. Dziewczyna musiała
mieć czternaście, piętnaście lat. Ubrana była w zieloną sukienkę z cekinowym
pasem w talii. Duża biała torebka i buty w tym samym kolorze dopełniały
całości. Całe jej ciało pachniało jaśminowymi perfumami, zdaniem wampirzycy
zbyt ostentacyjnymi jak na nastolatkę. Miała krótkie, kręcone włosy w perłowym
odcieniu przewiązane zieloną, cekinową wstążką. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie jest bezpiecznie wymykać się z domu – normalnie Diana wdałaby się w
rozmowę, karmiła strachem dziewczyny. Jednak nie miała na to czasu. Kiedy
zaszła ją od tyłu, nie mogła się powstrzymać, żeby się nie odezwać. Poczuła
przypływ ekscytacji. Dziewczyna zesztywniała – rozłącz się – wyszeptała
doskonale wiedząc, że w jej głosie słychać pożądanie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Kat! – Wampirzyca była przygotowana na pisk dziewczyny. Zanim dobiegł on do
uszu przyjaciółki uciekinierki, telefon został zmiażdżony i rzucony w nieznanym
kierunku. Dziewczyna postanowiła walczyć, chciała uciec. Ale Diana była
szybsza. Złapała ją za ramiona. Chciała ją obrócić, spojrzeć w przerażone oczy.
Opanowała się jednak. Wiedziała, że nie może się zapomnieć. Że chodzi tylko o
pożywienie się. Z wielkim żalem zasłoniła usta dziewczyny, żeby jej krzyki
przypadkiem kogoś tu nie ściągnęły. To zaoszczędzi jej czasu. Żałowała, bo
lubiła te krzyki. Napawała się nimi. Westchnęła, rozdrażniona sytuacją i wbiła
kły w pulsującą żyłę na szyi dziewczyny. Poczuła jak zęby wbijają jej się w
dłoń, którą zakrywała wargi człowieka. Rozbawiło ją to tylko, wolną ręką
złapała ją w tali i podniosła. Zapach krwi mieszał się z jaśminowymi perfumami.
Dziewczyna nie była smaczną przekąską,
jednak Diana wiedziała, że nie może wybrzydzać. Wbiła kły jeszcze głębiej,
czując jak ciepła, gęsta ciecz zalewa jej gardło. Słyszała bicie serca
nastolatki. Powoli słabło. Już się nie broniła. To było sygnałem, że należy
skończyć. Jednak ona była głodna. Krew nie była smaczna, ale strach dziewczyny
sprawił, że była sycąca. Diana powoli odsunęła się od czerwonej szyi. Z jej
kłów kapała krew, plamiąc perłowe włosy. Zacisnęła pięści, oddychając głęboko.
Jeszcze chwila i mała już by nie żyła. Wystarczyło napić się jeszcze raz. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Opanuj się – warknęła do siebie. Wzięła ciało na ręce. Utraciło wiele krwi.
Chociaż dziewczyna nie była przykładem młodej kobiety, Diana doszła do wniosku,
że nie zasługiwała na śmierć. Szybko doszła do wioski i położyła ją na progu
pierwszego domu w zasięgu wzorku. Zapukała głośno i w swoim naturalnym tempie
oddaliła się. Nie miała wyrzutów. Jeśli dziwaczna nie przeżyje – trudno. Była
głupia skoro wymykała się w nocy. W tych czasach nie należało być zbyt pewnym
siebie. Bezpieczeństwo było złudne. Wytężyła słuch i zdołała zarejestrować
krzyk. Zapewnie ktoś otworzył drzwi, zły że jest budzony w środku nocy i
znalazł bezwładne, zakrwawione ciało. Skoro ją znaleźli, pomyślała, znaczy że medycy zdołają ją odratować. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Droga, którą ona przebyła w kilka
godzin, przeciętnemu człowiekowi zajęłaby kilka dni. Diana nie raz odwiedzała
Starą Pustynię w poszukiwaniu spokoju. Cywilizacja docierała tu wolniej.
Temperatura była wysoka na całej planecie, ale w tym miejscu wręcz nie dało się
funkcjonować. Ktoś kiedyś wysnuł hipotezę, że to właśnie w tym miejscu magia
się skumulowała, niszcząc wszystko wkoło. Było to dość wiarygodne. Przecież
kiedy Amiya zabrała się za przekształcanie Ziemi, wykorzystała ogromne pokłady
magii. A czary zawsze pozostawiają ślady. Im potężniejsze zaklęcie, tym większe
konsekwencje. Było to oczywiste. Kiedy czarownice właściwie dobrowolnie szły na
masowe mordy, energia z ich ciała musiała w jakiś sposób pozostać na tym
świecie. Naukowcy kilka razy próbowali wytłumaczyć dlaczego wszytko skumulowało
się akurat nad Starą Pustynią, ale zdaje się, że byli raczej dalej niż bliżej
prawdy. Nikogo też specjalnie to nie obchodziło: na tych terenach dawno nikt
nie mieszkał. Suche powietrze, wszechobecny piasek i upał, który zdawał się
nigdy nie ustępować. Ludzie smażyli się w tym miejscu. Ich ciała ulegały
oparzeniu. Nie było mowy, żeby funkcjonowali w takim miejscu. Nimfy w tej
temperaturze nie wytrzymałyby nawet minuty. Ich ciała były słabsze,
delikatniejsze. Nie mogły też szeptać swoich próśb ku naturze, bo ta
najzwyczajniej tutaj nie istniała. A piasek ich nie słuchał. Nie tutaj. Anioły
nie lubiły tej ziemi. I jak to w ich przypadku często bywało: nikt nie wiedział
z jakiego powodu. Być może żaden z nich nawet nie postawił w tym miejscu stopy.
I żadnemu się do tego nie śpieszyło. A co z innymi magicznymi istotami? Pewne
było, że elfy nie wymarły. Ale nikt nie był w stanie powiedzieć gdzie się
podziały. Pewnie poukrywały się na terenach, gdzie nikt nawet nie
przypuszczałby, że mogą być. Lub wtopiły w tło. Kiedyś słyszała, że elf może
się „uczłowieczyć”. Nigdy jednak nie interesowało ją czy to prawda a jeśli
nawet, to w jaki sposób mogą to osiągnąć. Były jeszcze krasnoludy. I tutaj
Diana nie mogła nie uśmiechnąć się mściwie. Krasnoludy pochowane w podziemiach.
Istniały? Możliwe. Czy ktoś kiedykolwiek je widział? Absolutnie nie. Nigdy.
Pamiętała jednak, że podczas Eliminacji była mowa o tej rasie. Ona jednak miała
głowę zaprzątniętą czymś innym. Przypomniała sobie jeszcze o wilkołakach i
wzdrygnęła się ze wstrętem. Jak ona nienawidziła tych kundli! Śmierdzące,
zapchlone stworzenia, które w ostatnich czasach zmieniły dietę na wampirzą.
Rany po tych stworzeniach goiły się dłużej, byłby boleśniejsze i bardziej
dotkliwe. Przy tym ich zapach był niezwykle intensywny, czego wampiry nie
znosiły. To właśnie z tego powodu dawno temu wzięły się legendy, że czosnek i
cebula odstraszają nocnych łowców. Warzywa te nie miały specjalnych
właściwości, po prostu wyostrzony węch sprawiał, że ten zapach był nie do
zniesienia. Ale był niczym w porównaniu ze smrodem wilkołaka. Diana wzdrygnęła się
jeszcze raz, niezadowolona z toku swojego myślenia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Pomyśl o słodkich króliczkach i innym czekoladowym misiu – warknęła do siebie i
wzdrygnęła się po raz kolejny – wariujesz zanim dotarłaś do Wróżbity, tylko
pogratulować! Nawet nie chcę wiedzieć co będzie dalej – syczała do siebie, zła
z niewyjaśnionego powodu. Po chwili złapała się za głowę, zdając sobie sprawę,
że rozmawia sama ze sobą. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Do olbrzymiego gmachu biblioteki
dotarła wciąż mrucząc od nosem. Słońce trochę ją zmęczyło. Zdecydowanie wolała
ciemności. Diana była „starym” pokoleniem wampirów i kształtowała się odrobinę
inaczej. Nie wahałaby się powiedzieć, że była doskonalsza. A choćby w kwestii
słońca. Ponieważ Matka Natura uwielbiała równowagę i lubiła dramatyczne
rozwiązania, wampiry nie przepadały za słońcem. Powód był prosty: nocny łowca
wychodzi na spacer w dzień i zostaje z niego jedynie kupka popiołów. W dużym
skrócie. Ale był to trik wnuczek czarownicy, która wskrzesiła Amiyę. Idąc tym
prostym tropem, wniosek był oczywisty. Jeśli zostało rzucone zaklęcie, na pewno
istnieje przeciwzaklęcie. I tak to obecnie funkcjonowało. Podczas przemiany
była obecna przeszkolona wiedźma, która rzucała czar. Jednak istniało to od
czasu, kiedy Amiya wprowadziła nakaz przemiany w odpowiednim okresie życia.
Wcześniej tego nie było. Ludzie nie znali magicznych istot. Nie wiedzieli, że
dzielą z nimi Ziemię. Bo niby jak mięli zobaczyć wampira, skoro ten chował się
po ciemnych, opuszczonych domach, grobowcach i szopach. Byleby tylko z daleka
od światła słonecznego. Niewielu wiedziało, że istnieje bardzo prosty sposób,
aby pokonać tę słabość. Co takiego? Krew. Osobiście Diana sądziła, że to
prymitywne i żałosne. Niby dlaczego z wampirami ma się kojarzyć tylko krew?
Haczyk był taki, że akurat tę nie było łatwo zdobyć. Musiała należeć do szczura
albinosa ze świątyni Karni Maty. Miejsca, które Amiya dawno zlikwidowała. Sama
Diana dowiedziała się o tym od Grabarza. Nie od razu mu uwierzyła, jednak była
tak wycieńczona życiem w ukryciu, że postanowiła zaryzykować. Trwało to długo,
ale się udało. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czekałam na ciebie, moje dziecko – usłyszała cichy, zachrypnięty głos. Tylko
lata poświęcone ćwiczeniom na opanowanie pozwoliły jej nie podskoczyć. Zganiła
się w duchu. Ilekroć myślała o Grabarzu, zapominała o całej reszcie. Czuła
cierpki smak żurawiny – z każdym kolejnym razem masz ciemniejszą aurę – kobieta
westchnęła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Śmierć ciągnie się za mną od jakiegoś czasu – mruknęła i wreszcie się
odwróciła. Wróżbitka nic się nie zmieniła. Była tak samo dziwna, jak zawsze.
Mówiono, że jest czarownicą, które zbytnio eksperymentowała. Nie wiadomo było
ile ma lat. Blada skóra była wręcz nienaturalnie gładka. Przywodziła na myśl
wszystkie te „idealne” kobiety, które w Centrum przechodziły operacje
plastyczne, żeby „poprawić” swoja urodę. Operacje, barwny makijaż, kolorowe
farby do włosów – przepych i zbędne ceregiele. Jednak Wróżbitka odbiegała nawet
od najdziwniejszej mody w Centrum. Głowę miała całkowicie gładką. Nie było na
niej ani jednego włoska na głowie. Nie miała też brwi i rzęs. Oczy stanowiły
najdziwniejsze dopełnienie wszystkiego. Czerwono-rożowa twardówka dawała
upiorny efekt. W tym samym kolorze były ślady na twarzy, jakby po łzach. Czarna
źrenica zlewała się z tęczówką. Wokół oczu piętrzyły się wałeczki skóry. Usta
były tak blade, że praktycznie niewidoczne na tle pergaminowej cery. Długa
szyja naznaczona była kilkoma niebieskimi plamami. Długa tunika z kapturem była
w tym samym kolorze. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ciężko jest mi zaprzeczyć – kobieta uśmiechnęła się i odwróciła. Szata
zafalowała wkoło jej kostek. Zadźwięczały kolorowe bransolety na bosych
stopach. Weszła do strzelistego, prostego budynku. Nie było tu żadnych zdobień.
W końcu biblioteki nie były szanowane w Imperium. A ten budynek musiał jeszcze
stać tylko, dlatego że Wróżbitka dbała o niego czarami. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wiesz po co przyszłam – Diana spokojnie lustrowała wysokie kolumny z książek.
Wiedziała, że jest zdana na łaskę właścicielki. Sama niczego tu nie znajdzie.
Nie tak szybko. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Oczywiście – zachrypiała i przeszła przez maleńkie drzwi, schylając się lekko.
Wampirzyca podążyła za nią, w duchu nakazując sobie spokój. Weszły do małego
pomieszczenia. Na półkach stały słoiki z ciemnym proszkiem. Kobieta chwyciła
jeden w długie, szczupłe palce i wsypała odrobinę do dwóch filiżanek, które
musiała przed chwilą wyczarować. W chwili, gdy proszek stykał się z denkiem,
zamieniał się w parującą ciecz. Diana dawno już przyjęła przedziwne zdolności
Wróżbitki za normalne. Było jasne, że zapomniała o pierwotnej magii i
eksperymentuje z zaklęciami, ale nie rozumiała skąd brała na to energię. Jednak
ponieważ wampirzyca nie była w tym miejscu po raz pierwszy, wiedziała, że nie
powinna pytać. Wzięła od niej filiżankę – pij. To czekolada. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dla mnie to raczej bez znaczenia – mruknęła, ale posłusznie upiła. Nie poczuła
nic oprócz tego, że ciecz przelała się przez gardło. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nigdy nie rozumiałam, dlaczego nie chciano słodzić się przy książkach. Trzeba
łączyć przyjemne z przyjemnym – westchnęła oblizując z rozkoszą wargi. Diana
dobrze znała jej słabość do czekolady.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ja zawsze lubiłam książki – przeczesała wolną ręką hebanowe włosy – technika
mnie nie przekonuje. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Miło wiedzieć, że mówisz to szczerze. A to się rzadko zdarza, moje dziecko. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Inni nie dają mi wyboru – mruknęła, zawracając oczami. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Pięknie powiedziane – kobieta obróciła się wokół własnej osi, zaśmiała pod
nosem i wyszła podzwaniając bransoletami na bosych stopach. Diana pomyślała, że
ona w życiu czegoś takiego by nie założyła. Wyglądało jak kajdany! Podążyła za
nią. Usiadła na jakimś niewielkim stosie, ale mimo to jej nogi nie sięgały
podłogi. Diana stanęła przed nią sztywno. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie mam zbyt dużo czasu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wiem – jej czerowno-różowe oczy zalśniły w nikłym świetle. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ja wiem, że wiesz – warknęła, tracąc panowanie – możesz mi więc powiedzieć,
dlaczego po prostu nie dasz mi tego, czego chce? Od tego jest ta biblioteka! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To co chcemy nie jest tym czego naprawdę nam trzeba, moje dziecko – westchnęła
i podeszła do jednego ze stosów. Jednym ruchem ręki uniosła go i z samego spodu
wyciągnęła małą książeczkę. Podała ją jej w chwili, gdy stos cicho uderzył o posadzkę – znajdziesz tutaj
dużo przydatnych zaklęć, także to, które szukasz. Wiedźmy, które wyczuwam w
twojej aurze, są naprawdę silne. W różny sposób, ale jednak. Jeśli kiedykolwiek
je do mnie przyprowadzisz, moje dziecko, będę zachwycona. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Wampirzyca spojrzała na niepozorny
tomik. Nie było tytułu. Ale to nie było niczym niezwykłym. Oprawiony w brązową,
miękką skórę. Rogi połączone były złotymi zdobieniami. Spróbowała ją otworzyć,
ale się nie dało. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Niech wiedźma przemówi, to wystarczy – Wróżbitka odwróciła się i w tej samej
chwili Diana zrozumiała sens poprzednich słów kobiety. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czego w takim razie mi trzeba? – Krzyknęła za nią, jednak ona już zniknęła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
W bibliotekach się nie krzyczy – usłyszała jej śmiech dokładnie za sobą.
Odwróciła się. Smukła postać stała na jednej nodze, stopę oparła na przeciwnym
kolanie. Tylko jej niezwykły wzrok mógł zarejestrować, że blada imitacja ust
wygięta jest w delikatnym uśmiechu. Dopiero teraz gdy lekko rozchyliła wargi,
można myło dostrzec, że nie ma zębów. Diana pamiętała, że za pierwszym razem
pytała ją o wygląd. Z czasem nauczyła się, że pewne pytania powinny zawisnąć w
pustce. Można je zadać raz, a jeśli nie usłyszy się odpowiedzi, nie można ich
powtórzyć. Żyła na świecie wystarczająco długo, żeby dość do kilku ciekawych
wniosków – dostałaś książkę, dlaczego nie wychodzisz? Zostało niewiele czasu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Bo ostatnim razem wracałam się aż z Gór Vida. Tym razem twoje zdanie dotarło do
mnie wcześniej. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zdecydowanie możemy uznać to za postęp – Wróżbitka zamknęła oczy. Diana
westchnęła w duchu. Poczuła ulgę. Te oczy były zbyt przenikliwe. Wiedziała
jednak, że nie potrzebuje ich, żeby zbadać jej aurę i dojść do odpowiednich
wniosków – co planujesz, moje dziecko? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Planuję? W sumie nic – odpowiedziała zgodnie z prawdą – nie bałabym się tak,
gdybym wszystko miała zaplanowane. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To godne podziwu – kobieta stanęła na dwóch nogach, podwinęła szatę i podeszła
do niej. Przez chwilę słychać było jedynie brzęczenie bransolet. Chwilę później
poczuła dłoń na swoim policzku. Patrzyła na nią z góry, co nie było niczym
trudnym, biorąc pod uwagę, że Diana miała metr pięćdziesiąt wzrostu. Za czasów
jej ludzkiego życia, taki wzrost był normalny – tylko naprawdę odważny potrafi
przyznać się do strachu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Byłabym głupia, gdybym uznała, że mogę wszystko – spojrzała na nią – porwałam
się na coś naprawdę absurdalnego. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czuję to – zachrypnięty głos stał się jeszcze cichszy – ale też dawno nie było
w tobie aż tyle emocji. Nie czułam tyle fascynacji odkąd przyszłaś tutaj z
Erikiem. Choć strachu jest w tobie tyle samo. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Chyba mam talent do wychodzenia naprzeciw wszelkim kłopotom – przysiadła na
stercie książek, a kobieta zrobiła to samo. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mogę się tylko domyślać niektórych rzeczy – powoli wypowiadała każde słowo –
ale słyszałam co nieco o Oyi. Przyznam, że chciałabym ją kiedyś poznać. Podobno
kiedyś była blisko związana z Amiyą. Mało tego, wciąż ma darmowy bilet wstępu
do pałacu naszej Naczelnej Siostry. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
I ja o tym słyszałam – westchnęła – ja wiem, że zdajesz sobie sprawę, że źle
się dzieje. Ale uwierz mi na słowo, jeśli czegoś nie zrobimy czeka nas okropna
wojna. Dużo poważniejsza niż ta, o której szepcze się teraz w Imperium. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wierzę ci, dziecko. Gdy tylko przekroczyłaś próg mojej świątyni, poczułam że
dzieje się coś niedobrego. Martwisz się, ale i dowodzisz. Tylko że trzy
czarownice, nawet silne, i człowiek to niewiele. A nie wyczuwam nikogo innego. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Bo faktycznie nikogo nie ma. Ale co możemy zrobić? Znasz mnie. Jeśli już znajdę
odpowiedni cel, walczę do końca. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wiem. Tylko czy pozostałe dziewczyny zdaja sobie sprawę, że jeśli podejmiecie
działanie, jakiekolwiek by ono nie było, nie będziecie mogły się wycofać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Myślę że one zdają sobie z tego sprawę. Właściwie to jedna z nich uświadomiła
mi wagę tej sytuacji. Ale nie będę siedziała bezczynnie. To zupełnie nie w moim
stylu. Tylko nie mam pomysłu gdzie udać się najpierw – spojrzała na nią. Wiedziała,
że ta kobieta chce jej dobra i co samo ją zdziwiło, ufała jej – oczywiście
domyśliłaś się, że chcemy zdradzić nie tylko Imperium, ale i Ruch Oporu. A to
znaczy, że planujemy ucieczkę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie było ciężko się domyślić – westchnęła – i chyba wiem jak ci pomóc. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Co masz na myśli? – Zapytała zaskoczona. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czy słyszałaś o Daronei?
– Jej zachrypnięty głos stał się bardziej tajemniczy. Zniknęła wcześniejsza
wesołość. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Trochę nieskładnych faktów. <o:p></o:p></span></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jeśli na tym świecie istnieje osoba, która by wam pomogła, to tylko ona jedna.
Niestety jest problem. Nigdy nic za darmo. To bardzo nieufna osoba. Trzeba
zasłużyć na pomoc. Będziecie musiały udowodnić, że jesteście godne samego
przebywania przy niej, odezwania się do niej i łaski pomocy. Niestety dorzuci
to wam pracy. </span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;">___________________________________<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: x-small; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: x-small; line-height: 115%;">Dodaję
już ten rozdział od miesiąca i dodać nie mogę… Aż żal patrzeć, co się ze mną
dzieje… ale musiałam zrobić sobie przerwę z powodów prywatnych. No niestety… Czasami
człowiek za wiele sobie na głowę weźmie i tak bywa. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
</div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; line-height: 115%;"><span style="font-size: x-small;">Rozdział
13 otwiera nową część. Z dedykacją dla <b>Przyjaciela</b>:) Za każdy przeczytany
tekst i cierpliwe znoszenie mojego marudzenie. Z podziękowaniem za
najcudowniejszy prezent urodzinowy, bo cudownie jest trzymać swoje własne opowiadanie
w wersji książkowej :* <o:p></o:p></span></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-1252074453197903854.post-21103955517770027932013-11-16T15:49:00.003+01:002013-11-16T16:31:47.576+01:00Rozdział 12 <div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">P r a w d a n i e
w y z w a l a <o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;">„Najniebezpieczniejsze
kłamstwa to prawdy nieco zniekształcone.”
<br />
</span></i><span style="font-family: Consolas; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-theme-font: minor-bidi;">G. C. Lichtenberg </span><b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> <i>Usłyszała
pisk. Na tyle ostry, żeby ją obudzić. Ale tylko ją. Miała wyostrzone zmysły.
Tylko ona. Z całej wioski tylko ona jedna była dziwadłem. Nikt nigdy nie raczył
jej powiedzieć co to może oznaczać, dlaczego w ten sposób reaguje. Była inna i po prostu w pewnym momencie
postanowiła do tego przywyknąć. I tyle. Tak po prostu. Dlatego kiedy ów krzyk
zadźwięczał w jej głowie, zerwała się z łóżka. Ale nie była przerażona. Zawsze
panowała nad swoimi emocjami. Nie była do końca świadoma, ale faktycznie tak było.
Po prostu, nigdy się tego nie uczyła. Nigdy nie starała się tego zrozumieć. Tu,
na Armut tak już było. Każdy martwił się
raczej tym jak przeżyć i wykorzystywał każdą swoją umiejętność, aby to osiągnąć
nie pytając dlaczego tak jest i skąd się to wzięło. Być może gdyby Mikel
posiadała jakiekolwiek wychowanie, tej nocy nie wychodziłaby z domu. Ale nie
posiadała, a ten krzyk był inny. Bo gdyby to był jakikolwiek normalny krzyk,
wtedy nawet nie wychyliłaby nawet głowy z domu. Na tej ulicy krzyk nie był
czymś nienormalnym. Tak się po prostu żyło. Ale tym razem było to zupełnie coś
innego. Tak więc Mikel, ta dziwaczna dziesięcioletnia dziewczynka w szarej
sukience, biegła ile sił do źródła tego
hałasu. Ponieważ się tu wychowała, nie miała problemów z orientacją. Biegła
pewnie. Kiedy krzyk nasilił się, powoli odwróciła głowę. Cofnęła się. To
przecież była normalna reakcja. Każdy by tak zrobił. Dlaczego więc zganiła się
w myślach za ten krok? Oprzytomniała dopiero po chwili. <o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Cześć – wyjąkała w
jej mniemaniu pewnym głosem. Kobieta, której krzyk musiała słyszeć, siedziała
na ziemi. Głowę opierała na kolanach, więc nie mogła zobaczyć jej twarzy.
Jedynie czarne, długie, gęste włosy. Ile mogła mieć lat? Zdecydowanie była
starsza od niej ale… ale była taka drobniutka. Jej ciałem raz po raz wstrząsał
dreszcz. Chciała podejść, ale smród, który ją otaczał, był zbyt okropny.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że odór ten wydzielają truchła ptaków
leżące wkoło niej. Czarne kruki leżały niczym wypchane kukiełki ze skrzydłami
powyginanymi w najdziwniejsze strony, jakby ktoś łamał je, jakby pastwił się
nawet nad nieżyjącym już stworzeniem. Krew płynęła wąskimi stróżkami, drążąc
kanały w piaszczystej drodze, ale zbiegała się w jednym miejscu. U stóp
dziewczyny. Jednak ona zdawała się nie zauważać, że wkoło jest pełno krwi. Że
jej czarny kombinezon na pewno nią przesiąkł – przepraszam! Halo! Słyszysz
mnie? – Spróbowała odezwać się raz jeszcze. Wtedy czarnowłosa podniosła głowę.
Chwilę błądziła wzrokiem po okolicy, jakby nie była pewna, kto się do niej
zwraca. Jakby nie widziała. Potem jej oczy spotkały się z tęczówkami Mikel.
Znów się cofnęła. Czyż możliwe było, aby tyle bólu zawierały oczy? Tylko oczy.
Te należące do nieznajomej były tak nienaturalne, tak pełne cierpienia, że
wypadałoby zastanowić się czy to nie jest sen. Może ona, Mikel, nadal śpi w
łóżku a to jeden z jakiś koszmarów? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- O – od - d – dejdź
stąd – wyszeptała tak cicho, jakby same słowa były wielką zbrodnią.
Jednocześnie ten pełen cierpienie, tak uroczo dziewczęcy głos utwierdził ją w
przekonaniu, że to jest rzeczywistość.
Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, nieznajoma odrzuciła głowę do tyłu,
głośno wciągając powietrze. Zdawało się, jakby zaraz miała się udusić. Ale
czym? Co jej szkodziło? Ciało dziewczyny wygięło się pod wpływem
niewytłumaczalnego dla niej bólu. Stłumiła okrzyk. Zaraz jednak opadła na
ziemie. W jednej chwili. Jakby zanikły jej wszystkie mięśnie. Czarne włosy
wylądowały w kałuży rdzawej krwi. Szamotała się walcząc z upiorem tylko jej
znanym z imienia. A potem krzyknęła. Z tej odległości krzyk ten wydał się Mikel
jeszcze bardziej inny. Miała ochotę podejść do niej i spokojnie wytłumaczyć, że
powinna krzyczeć normalnie. Tak jak każdy. A nie wydawać z siebie te okropne
dźwięki. Jakby w jej klatce piersiowej siedziała jakaś bestia. Nawet wykonała
krok do przodu, żeby spełnić to irracjonalne pragnienie. Jednak po raz trzeci
tej nocy, cofnęła się. I była to najlepsze rozwiązanie, ponieważ chwilę później
na odciśniętym w piasku śladzie buta, leżał kolejny martwy ptak. Na jego dzióbku ujrzała stróżkę zakrzepłej
krwi. Powstrzymując odruch wymiotny, obeszła go i nachyliła się nad dziewczyną.
Właściwie nie wiedziała, co zrobić. Przecież była dzieckiem. Wezwać pomocy?
Nie. Skoro nikt nie usłyszał wrzasków dziewczyny, to tym bardziej nikt nie
usłyszy jej. Przyłożyła ucho do jej ust. Bez problemu wyczuła oddech. Co prawda
słaby, ale jednak. Słyszała jej serce.
Biło tak mocno, jakby miało zaraz eksplodować. Jakby było bombą na granicy
wybuchu. Mikel przeraziła ta możliwość. Kobieta nie wymagała reanimacji, ale
przecież dobrze nie było. Złapała ją za rękę. Taki głupi, ludzki gest. Wszystko
trwało parę chwil. Muśnięcie palców, dotyk skóry. Dziewczynka poczuła falę
energii uderzającą w jej mózg. Zachwiała się.
Wylądowała pupą w kałuży krwi. Próbowała się podnieść, jednak ręce
jedynie ślizgały się w gęstej, lepkiej cieczy.
<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Kim ty jesteś? –
Krzyknęła w desperacji, jednak odpowiedziało jej jedynie dyszenie. Jakby
nieznajoma próbowała złapać oddech. Po zapadniętej
twarzy dziesięciolatki zaczęły płynąć łzy. Bała się. Czuła, że w jej nowe,
bialutkie majteczki są mokre. Sukienka cała zakrwawiona. Tyle na nie pracowała!
– Odpowiedz! – Krzyknęła raz jeszcze i w furii złapała ją za ramię chcąc
odwrócić twarzą do siebie. Błąd. Kolejna fala energii miała dużo większą moc.
Plecy zdarzyły się z czymś miękkim. Z
obrzydzeniem pomyślała, że to musi być truchło kruka. Ale ręka nie wykonała
żadnego ruchu, żeby go odepchnąć. Jakby
nie miała żadnego mięśnia w całym ciele. Próbowała jakoś się poruszyć. Ale coś
– lub ktoś – odebrało jej siły. Krzyknęła w chwili, gdy kolejna fala
energii zmasakrowała jej mózg. Zalały ją
czyjeś wspomnienia. Niewyraźne obrazy. Oczy. Tak potworne. Gasnące oczy w
których już odbijała się śmierć. Potem krzyk.
Nie potrafiła odróżnić słów. Prócz jednego. „Diana!”. Rozpaczliwe
wołanie. Imię wypowiedziane z żalem, tęsknotą i cierpieniem. Dlaczego wokoło
tej dziewczyny tyle było cierpienia? Mikel zadrżała, próbując wstać. Jednak tylko
przewróciła się na bok, brodę brudząc sobie krwią z piaskiem. Nastał ból. Jak
chwilę wcześniej nie czuła żadnego mięśnia, tak teraz dokładnie każdy palił ją
ogniem gorącym, nieokiełznanym. Obrazy powracały, powtarzane niczym mantra.
Wychwyciła jeszcze jeden głos. Rozpoznała, że należał do nieznajomej. „To Klątwa, słyszysz? Ale nie
przeznaczenie! Trzymaj się, trzymaj!”. W jej myślach pojawiła się twarz. Tak
dziwna. Ostra i zupełnie niedelikatna. To był człowiek, ale… ale jakiś inny.
Nie przypominał nikogo ze znanych jej osób. Miał rude, krótkie włosy, bliznę na
twarzy, zielone oczy. Ale nie był kobietą. Delikatny zarost i ostro zarysowana
linia szczęki wyraźnie o tym świadczyły. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- DOŚĆ! – Młoda
kobieta poderwała się z ziemi, uskrzydlona dziwną mocą. Czyżby wiedziały to
samo? Kim był ten człowiek? Jakiej był rasy? Dlaczego był tak podobny do nich?
Co jej się stało? A te kruki? Dlaczego i ją, Mikel, wszystko boli? Jednak na
głos nie wypowiedziała ani jednego z tych pytań. W ciemnych oczach kobiety
kryła się furia. Skrzyły się. Z niebezpieczną precyzją posuwała się naprzód,
żeby dopaść swoją ofiarę. – Kim ja jestem? Raczej kim ty jesteś? I skąd się tu
wzięłaś? – Było w tej scenie coś okropnego. Nieznajoma była drobna, jednak głos
sugerował wielką siłę. Nie bała się, wściekłość rozsadzała jej skronie. Krew
posklejała długie, hebanowe włosy. Usta skrzywiła w grymasie. Warknęła. Mikel
była przerażona. Próbowała się cofnąć, jednak nagle zdała sobie sprawę, że nie
ma gdzie. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Na imię mam Mikel – wyszepta- usłyszałam
krzyk, więc wyszłam i…. – Spojrzała w jej oczy, dumnie unosząc podbródek – i
przybiegłam na pomoc. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Jesteś wiedźmą, tak?
<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie wiem –
wyszeptała, wciąż przerażona.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie wiesz? – Uniosła
idealnie równą, czarną brew.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Ja chyba… chyba –
przełknęła ślinę i spojrzała w jej pełne złości oczy – chyba potrafię manipulować
uczuciami. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> </span></i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Koszmary powracały. Stada powykręcanych kruczych
trucheł pojawiały każdej nocy. Ból również. Rozsadzał skronie. Nawet nie miała
siły krzyczeć. Nie próbowała ukoić cierpienia. Traktowała to jak zasłużoną
karę. O tak, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że popełniła wielką
zbrodnię. Ale gdyby mogła cofnąć się w czasie, postąpiłaby tak samo. Nie
chciała nic zmieniać. To był słuszny wybór. Choć przerażający, to jednak najlepszy
jaki mogła podjąć. Tak sobie to tłumaczyła i głęboko chciała w wierzyć. Jednak powracające kruki nie pozwalały
zapomnieć. Zaraza, którą zostały skażone jej żyły, była znamieniem do końca
życia. Mikel jednak nie miała rodziny. Nikt za nią nie płakał, ona do nikogo
się nie spieszyła. Była zwykłą dziesięciolatką, która starała się przeżyć w
świecie bez opieki i miłości. Jej świat bardzo różnił się o tego, który znały
inne kobiety z Ruchu Oporu. Paley ciągle opowiadała o Elemes. O pięknie
przyrody, życiodajnej wadzie i wolności. Julie i Laura wychowywały się w
Centrum. Znały jedynie przepych i
bogactwo. Amiya faktycznie troszczyła się o siostry. Jednak jej „miłość” nie
sięgała aż do Armut. Mikel była sierotą zdaną na siebie. Później Wygnaną. Czarna
Wyspa zahartowała ją i sprawiła, że szybko dorosła. Była przyzwyczajona do ciężkich warunków.
Pewnie dlatego najmniej irytowała się zadaniem, jakie dostała. Czarownica nie
raz musiała podjąć się gorszych zadań.
Nie przeszkadzało jej siedzenie na Calachana. Czyż nie był to raj w porównaniu
z Armut czy Black Island. Westchnęła
nagle rozżalona. Czuła, że wojna wisi w powietrzu. I niekoniecznie chodziło tu
o konflikt zbrojny. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Witaj Mikel – wzdrygnęła się, wyrwana z zamyślenia<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dlaczego pojawiasz się zawsze, kiedy akurat nie chcę cię widzieć? – <br />
Przyjrzała się drobnej, czarnowłosej kobiecie nonszalancko opartej o framugę
drzwi. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ty nigdy nie chcesz mnie widzieć – uśmiechnęła się ironicznie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Otóż to – mruknęła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Musimy porozmawiać przed zebraniem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wiem, że domyśliłaś się co najmniej połowy – gestem pokazała jej krzesło, ona
jednak zdawała się tego nie zauważać – na zebraniu wszystko ci wyjaśnimy.
Zresztą Julie i nam, czarownicom, będzie musiała dopowiedzieć kilka szczegółów.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wiesz, że nie po to tutaj przyszłam – oznajmiła spokojnie, ale w wyrazie jej
twarzy widać było zniecierpliwienie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wiem – westchnęła – nie sądzę, aby ktoś oczekiwał po nas, że opowiemy historię naszego życia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Rzecz w tym, że Julie wie o Klątwie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Skąd? – Oczy Mikel zrobiły się dwa razy większe. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Domyśliła się, zaskoczyła mnie… och, no tak jakoś wyszło! – Warknęła – ale
chodzi o coś innego. Myślę że każda z nas zdaje sobie sprawę z trudnego okresu,
jaki nas czeka. Teraz będą testowane nie tyle nasze zdolności, co odporność psychiczna.
To czy potrafimy być wobec siebie lojalne. Mikel, wiem że myślisz o tym samym
co ja! Jeśli Julie to potwierdzi, bądź będzie miała jeszcze gorsze wieści,
będziemy miały przeciw sobie nie tylko Amiyę ale i Oyę! Zbuntujemy się przeciw
wszystkiemu i wszystkim! Będziemy musiały sobie ufać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zaufanie rodzi się z prawdy, Diano – dziewczyna przyjrzała się jej uważnie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zdaję sobie z tego sprawę. Jednak nie życzę sobie, aby pewne sprawy ujrzały
światło dzienne, rozumiesz? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak – westchnęła. Dokładnie tego się spodziewała. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ostatnio odwiedziła mnie Karina. Nie, posłuchaj – dodała, widząc szok na twarzy
wiedźmy – chce tego, co zawsze. Jest gotowa zaryzykować, ale ja nie. On by mi
tego nigdy nie wybaczył. Zresztą nie mamy pewności, że jakikolwiek inny wymiar
istnieje. Chodzi o to, że jej pomoc faktycznie by się przydała, jeśli dojdzie
do tego, o czym myślimy. Może nie powinnyśmy za nią biegać, ale jeśli ona nas
dogoni, wykorzystajmy to. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czego właściwie chcesz, Diano? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Chcę, żebyś uszanowała moje wspomnienia. Powiem tyle, ile będzie koniecznie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czy aby nie zapominasz, że to są też <i>moje</i>
wspomnienia? – Zirytowała się. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Po prostu nic nie dopowiadaj, dobrze? – Wampirzyca jednak nie czekała na
odpowiedź. Wyszła w swoim nadnaturalnym tempie, pewna że dziewczyna będzie z
nią współgrała. Nie miała innego wyjścia.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> O zmierzchu cztery dziewczyny przyszły
do domu Diany. Żadna z nich nie wiedziała, czego się spodziewać. Wampirzyca
nigdy nikogo nie zapraszała do siebie. Szybko jednak zrozumiały dlaczego
najbezpieczniej będzie spotkać się u niej. Kiedy zapukały, usłyszały stękanie
zawiasów i zgrzyt łańcuchów. W ciemności zabłyszczały oczy. Bez słowa weszły.
Było to małe pomieszczenie, wyglądające na opuszczone. Jedno okno z ciemną
zasłonką, prostokątny dywan, mały stolik na jednej nóżce i proste krzesło. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ty nie sypiasz? – Paley nie mogła się powstrzymać i przerwała napiętą ciszę.
Nawet w panującej ciemności widać było brak posłania. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nawet wampiry muszą się regenerować – Diana ironicznie zmarszczyła brwi i
szarpnęła za dywanik – chodźcie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie możesz zapalić światło? – Laura zmrużyła oczy, posuwając się do przodu po
omacku. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
W tym domu nie znajdziesz światła. Nie potrzebuję go. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zaraz coś wymyślę – Paley wyciągnęła przed siebie rękę i chwilę później tańczył
nad nią niewielki, jasny płomień. Laura uśmiechnęła się do niej z
wdzięcznością. Wszystkie podeszły do wampirzycy. Ich oczom ukazała się
drewniana klapa w podłodze. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Może nasza Pani Płomyk pójdzie za mną, hm? – Diana westchnęła z irytacji,
pewnie schodząc do krypty. Nie bardzo widziało jej się sprowadzanie tutaj ich
wszystkich, ale wiedziała, że to najlepsze rozwiązanie. To pomieszczenie było
jeszcze mniejsze i skromniejsze. Na ścianie gdzieniegdzie widać było cegły.
Sufit podtrzymywany był drewnianymi palami. Pod jedną z dłuższych ścian
poustawiane były stosy książek. Dosłownie musiały być ich tam setki. Poukładane
w kolumnach sięgały stopu. Natomiast na środku leżała zamknięta trumna. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To taki mały ukłon w stronę tradycji – powiedziała, widząc ich zdziwione
spojrzenia. Usiadła na swoim „łóżku” i
wskazała im miejsce obok siebie. Mikel bez wahania usiadła , natomiast
reszta postanowiła przysiąść na podłodze. Nie miały wyjścia, jednak Diana
bardzo dbała o czystość, więc podłoga musiała lśnić, choć oczywiście w nikłym
świetle płomienia nie było tego widać – zaczynajmy ten wiec czarownic. Julie,
chyba powinnaś zacząć – spojrzała na wciąż lekko bladą dziewczynę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak, zdaję się że mam najwięcej do powiedzenia – wiedźma westchnęła – proszę
tylko, żebyście nie zadawały niepotrzebnych pytań. Coś mi się zdaje, że i tak
spędzimy na wyjaśnieniach całą noc – spojrzała na nich spod przymrużonych
powiek – chyba powinnyśmy zacząć od naszej misji. Tej, którą dostałyśmy.
Najpierw jednak powinniście wiedzieć, że we trzy złożyłyśmy przysięgę zanim
jeszcze sprecyzowano nasza misję. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jaka była jej treść? – Diana spojrzała na nie z wyraźnym szokiem. Czy mogły być
tak głupie, żeby złożyć przysięgę Aniołowi? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Że ukończmy misję bez względu na cenę. Nawet jeśli będzie trzeba przełożyć nad
nią nasze życie – Paley westchnęła, nagle zdając sobie sprawę z konsekwencji
tamtego czynu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Oszalałyście! – Wampirzyca warknęła – nie zdajecie sobie sprawy, że za złamanie
takiej przysięgi grozi piekło? Postradacie zmysły! Dosięgnie was gniew o jakim
nawet nie myślałyście! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wiem o tym – Julie przerwała jej – jednak i my możemy zabawić się w gierki słowne.
Dokładnie tak jak to robi Oya. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Co to znaczy? – Mikel przysunęła się bliżej. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wtedy, we wzburzeniu zapytałam się: „mamy przysiąc, że jesteśmy gotowe oddać
życie za misję treści nieznanej?”. A Oya odpowiedziała mi, ze tak. Tym samym
zmieniła troszeczkę znaczenie przepowiedni. Myślę że nasze priorytety się nie
zmieniły, prawda? Po tym jednak co wam powiem, zmieni się nasze nastawianie co
do uczciwości Oyi, zakwestionujemy prawdziwy cel naszej misji. Ale skończymy ją
i ja w dalszym celu będę gotowa oddać życie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie sądzę, żeby i moje nastawianie się zmieniło – Mikel powoli cedziła słowa. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
I moje – niebieskowłosa szybko dodała. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wszystko to piękne – Laura wreszcie postanowiła się odezwać – ale wciąż nie
wytłumaczyłyście o co chodzi! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Już tłumaczę. Zacznijmy od najprostszego. Wiele się mówiło o tym, że Ruch Oporu
wreszcie osiągnął sukces. Że zrealizował swój prawdziwy cel. I faktycznie,
dwanaście lat temu się to udało – blondynka zasłoniła usta dłonią i wydała z
siebie zduszony okrzyk. Natomiast na twarzy Diany pojawiło się wyraźne
zainteresowani – zostali nam przedstawieni i… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nazywają się Rafe, Caine i Adam – Paley wtrąciła, lekko zniesmaczona ignorancją
Julie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak, właśnie – dziewczyna zganiła się w myślach, jednak nie było jej łatwo
mówić o tym wszystkim – dostaliśmy jedno zadanie. Mięliśmy ich nauczać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czego? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wszystkiego – bezradnie rozłożyła ręce – pisania, czytania, mówienia, historii,
geografii, matematyki… Chodziło o to, żeby przystosować ich do życia w
społeczeństwie. Żeby rozwijać ich zmysły a przede wszystkim uczucia – wzięła
głęboki oddech i postanowiła, że nowe wiadomości przekaże na końcu – i tak
zaczęły się nasze regularne spotkania z nimi. Nie było to zbyt łatwe. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie mogłyście sobie poradzić z trójką dwunastolatków? – Diana uniosła brew ze
zdziwienia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Och, faktycznie. To też ominęłam! – Dziewczyna stwierdziła, że przekazanie tego
wszystkiego jest jeszcze trudniejsze niż sądziła – oni rozwijają się szybciej.
A raczej rozwijali. Oya tłumaczyła nam że proces dojrzewania był u nich bardzo, bardzo szybki. W wieku
dwunastu lat fizycznie są mniej więcej w moim wieku, rozumiecie? Wyglądają jak
dorośli. Medycy mówią że ten szybki rozwój już powinien się zahamować, ale
pewności nikt nie ma. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jacy oni są? Tacy sami? – Czarownica wiedziała, że Laura w końcu zada to
pytanie. Uśmiechnęła się tylko, bo Paley już pospieszyła z odpowiedzią. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Fizycznie są podobni do nas, tylko my jesteśmy jakby… delikatniejsze,
drobniejsze. Ale nie, każdy jest inny. Rafe jest najniższy, choć i tak o głowę
wyższy od Jul – wyszczerzyła zęby w stronę koleżanki – Ma zielone oczy,
brunatne włosy, trochę za długi nos. Uśmiecha się bardzo spokojnie, jakby
dozując każdą emocję. Jest bardzo ciekawski
chyba najbardziej z nich lubi się uczyć. Wszystko powtarza, co czasami
mocno wkurza, ale dzięki temu jego zasób słów jest największy. Uwielbia książki
i porządek. Wiecie, zawsze nienagannie ubrany, uczesany, każda praca wykonana z
wielką starannością. Mimo wszystko jest ujmujący i inteligentny. Bardzo dobrze
nam się z nim pracuje. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Caine to z kolei dusza towarzystwa – Mikel podciągnęła kolana pod brodę,
postanawiając przerwać słowotok niebieskowłosej – szczery, wesoły blondyn. Ma niebieskie
oczy, które chyba najlepiej oddają jego uczucia. On właśnie w ten sposób mówi.
Jego gesty, mimika… to wszystko jest u niego bardzo wykształcone. Jest
pracowity, ale niestety nie przy nauce. Patrząc na niego ma się wrażenie, że
chce wytrzepać ze swojego życia ile tylko się da. I, jeśli chodzi o czas wolny,
to z nim najlepiej przebywać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ma też talent do denerwowania – Julie uśmiechnęła się szeroko, na chwilę
zapominając o problemach. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Co to znaczy? – Laura chłonęła każde słowo. Ale czy można było się dziwić?
Przecież jej marzeniem było prawdziwe życie właśnie z takim osobnikiem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Obciął jej włosy! – Paley zaśmiała się widząc minę przyjaciółki i przypominając
sobie ile z nią walczyły, żeby dała mu spokój – a żebyście widziały jak się
niezdarnie tłumaczył. Był jak zawsze uroczy! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mam wrażenie, że kiedy wreszcie rozumie definicję tego słowa, nie będzie nim
zachwycony – Mikel tylko westchnęła, po czym spojrzała na Julie. Tego właśnie
się obawiała: każda opowie o jednym. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ostatni to Adam. Nieczęsto się uśmiecha, nieczęsto mówi i ogólnie nieczęsto
przebywa w towarzystwie. Ma lekko kręcone, ciemne włosy i czekoladowe, smutne
oczy. Jest bardzo zamknięty w sobie, ale jak już coś mówi to bardzo szczerze.
Nie przepada za nauką i jeśli skupi na nas swoja uwagę, to tylko wtedy, kiedy
opowiadamy mu o świecie. Szczególnie lubi historię i gegrafię. Jest
samotnikiem i najbardziej z nich
wszystkich pragnie wyrwać się z podziemia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czasami – Mikel niespodziewanie się odezwała, a wesoła atmosfera szybko się ulotniła
– czasami patrzę na niego i boli mnie serce. Innych też męczy to zamknięcie,
ale Rafe wypełnia lukę nauką, Caine towarzystwem. Adam ciągle tęskni.
Spróbujcie sobie to wyobrazić. Oni znają tylko swoje mieszkanie. Kiedy któryś
zapyta co dziś robiłyśmy, kilka minut zajmuje nam wytłumaczenie jednego
„okropnie dziś duszno, więc niewiele”. Nie wiedzą co to znaczy ciepło słońca,
co to jest wiatr a nawet ziemia. Nie można im wytłumaczyć że ptak lata, bo dla
nich ptak to kolorowy rysunek w książce. Nie wytłumaczysz im, że kot ma miękkie
futro a jeśli nadepniesz na szyszkę to boli. Nie są w stanie zrozumieć, ze małe
zielone drzewka z książek mają po kilka metrów – dziewczyna wiedziała, że
ciężko jest im to zrozumieć. Nawet dla nich było to nieobrażane, a one już
troszkę ich poznały. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jest jeszcze coś – Julie szybko wypaliła i spojrzała na dwie czarownice –
miałam wam o tym nie mówić, ale wiele się zmieniło i Adam mi pozwolił. On ma
pewną tajemnicę. Rafe najlepiej się wysławia, Caine mówi ciałem, tak? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak. Ale Adam nie chce mówić w żaden z tych sposobów – Paley westchnęła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
On, jak sam to powiedział, mówi ręką. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Słucham? – Laura spojrzała zaskoczona na przyjaciółkę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Rysuje – wyjaśniła – I to bardzo dobrze! Wspaniale! Kiedy mi to pokazywał,
narysował mnie a w koło pełno kresek, dziwnych kształtów.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jego emocje – Diana bez problemu odgadła.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To niesamowite! – Paley była autentycznie zadowolona. Niebieskie oczy świeciły
jej się ze szczęścia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Od kiedy o tym wiesz? – Mikel zdawała się być z lekka urażona. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Od… od niedawna. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
A możesz mi powiedzieć, kiedy to było? Ostatnio raczej wszyscy byliśmy razem –
oczywiście Mikel nie dała się zbyć. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To całkiem dobre pytanie – Paley zmrużyła oczy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
No właśnie. Tutaj zaczyna się właściwa historia i poważny problem – Julie
westchnęła – na razie wie o tym tylko Adam. No, chyba że już zdążył powiedzieć
pozostałej dwójce. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Byłoby miło, gdybyśmy i my się dowiedziały – Mikel była już mocno poirytowana. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jakiś czas temu rozmawiałam z Dianą – spojrzała na nią – powiedziałaś że warto
byłoby zastanowić się nad tym czy to co dla nas jest złe faktycznie takie jest,
a to co dobre…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Niekoniecznie takie musi być, pamiętam – Diana westchnęła – ale ja nic nie wiem.
To kwestia aury człowieka, sposobu w jaki mówi. Nawet nie trzeba mieć
dodatkowych zdolności. Żyje wystarczająco długo, żeby rozpoznać kogoś, kto mija
się z prawdą. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dlatego mnie to zastanawiało. Któregoś wieczora zeszłam do podziemi Bazy
Dowodzenia. Przed pomieszczeniami dla mężczyzn jest jeszcze jedno – wyjaśniła
spoglądając na Dianę i Laurę – to jasne pomieszczenie w którym ściany są pełne
wysuwanych szuflad. Mówią na to prosektorium. No wiecie, dla wcześniejszych,
nieudanych eksperymentów. Przynajmniej tak nam tłumaczono – powiedziała z
przekąsem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Co chcesz przez to powiedzieć? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
A to, że tamtej nocy otworzyłam jedną z tych szuflad – Paley już otwierała
usta, jednak Diana powstrzymała ją ruchem ręki. Zauważyła zdenerwowanie
czarownicy, więc chciała pozwolić jej mówić do końca. Julie posłała jej
wdzięczne spojrzenie, wiedząc że teraz będzie tylko trudniej – w środku
faktycznie leżał mężczyzna. Ale wyglądał normalnie. To znaczy… Nie różnił się
od Rafa, Caina czy Adama. Przynajmniej ja nic nie zauważyłam. Jedyne, co mnie
zdziwiło to, że był przywiązany do blatu. Więc zaczęłam się przyglądać. I wtedy
poczułam – przełknęła ślinę – poczułam energię. Nie mogłam w to uwierzyć.
Nachyliłam się, żeby się upewnić i zobaczyłam, że jego klatka piersiowa się unosi.
Wiem, że nawet pomyślałam, że muszą go jakoś sztucznie utrzymywać przy życiu.
Wkoło było pełno rurek, woreczków z płynami. Sądziłam, że to taki stan
wegetacji. Ale wtedy… wtedy poczułam się jakoś dziwnie. Odwróciłam głowę i –
znów przełknęła ślinę. W jej oczach widać było przerażanie, kiedy gorączkowo
wyszeptała– patrzył się na mnie. Byłam w szoku. Zatrzasnęłam szufladkę i
uciekłam w pierwsze miejsce po drodze. Do pokoi mężczyzn. Usiadłam na podłodze
i płakałam. Wszystkie emocje się we mnie kotłowały. Księżyc tylko to nasilał.
Najpierw poczułam się bezsilna, oszukana. Później przyszedł gniew – spojrzała
po wszystkich. Miały tak samo zaszokowane miny jak wtedy ona – tam znalazł mnie
Adam. Zaniósł do siebie. Zaczęliśmy rozmawiać. Wtedy powiedział mi o rysowaniu.
Ja opowiedziałam mu co się stało. Słuchajcie, myślałam że może źle
zrozumiałyśmy Oyę. Że „nieudany eksperyment” to wcale nie kwestia jakiś mutacji
genetycznych, niewykształconych narządów. Ale Adam mówił, że kiedy ich badano,
ktoś powiedział, że właśnie o coś takiego chodziło. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czyli po prostu nas okłamali – pierwszy raz widziały tak złą Paley – dlaczego? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mam pewną teorię. Dziś poszłam raz jeszcze porozmawiać z Adamem. Musiałam mu
powiedzieć o tym, że trzeba poszerzyć krąg wtajemniczonych. A on znów coś mi
pokazał. Musieli przedyskutować pokazanie mi pewnej szarej teczki. W środku
były ich opisy. To było okropne! Niczym maszyny. Numer seryjny, uczłowieczenie,
profil. Dodam jeszcze, że dziś były u nich ich matki, nimfy. Spotkałam też Oyę.
Wszystkie były zachwycone moją wizytą „po godzinach”. Bez problemu zostawili
mnie samą, kiedy powiedziałam, ze chciałam zobaczyć się z Adamem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dalej nie rozumiem – niebieskowłosa westchnęła – co ma jedno do drugiego? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
A to, że chciały nas sparować! – Mikel wreszcie wybuchła, a jej czarno – białe
włosy zafalowały, gdy się podnosiła – trzech mężczyzn, trzy czarownice! Czego
nie rozumiesz? Owszem, miałyśmy im pomóc zaaklimatyzować się, wbić w
społeczeństwo. Zapomnieli nam tylko powiedzieć, że oczekują od nas również
rozmnożenia się, skrzyżowania! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wszyscy jesteśmy eksperymentem. Nie tylko oni – Julie smutno się uśmiechnęła –
A najgorsze jest to, że wcale nie są unikatem. Jeśli nie będą rozwijać się tak,
jak one by sobie tego życzyły po prostu ich – wykonała charakterystyczny ruch<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie możemy na to pozwolić! – Laura również wstała. Jej jasne oczy błyszczały
się w nikłym świetle płomienia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Trzeba stąd uciekać – Diana powiedziała na głos to, co wszystkim chodziło po
głowie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ja i Adam doszliśmy do podobnego wniosku. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ale musimy wszystko dokładnie zaplanować – Laura usiadła i wzrokiem nakazał im
to samo. O dziwo nikt się nie sprzeciwił – Nie możemy tak po prostu sobie ich
zabrać i uciec. No i trzeba z nimi wszystko ustalić. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To będzie moje zadanie – Julie ożywiła się jakby nagle wierząc, że coś może im
się udać – jak już mówiłam, myślą że ja i Adam zaczynamy się schodzić. Jeśli
będę przychodzić do niego po godzinach, nikogo to nie zdziwi. A na lekcjach
będziemy zachowywać się normalnie. Mogę też wykombinować jakiś transport. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Samo to nie wystarczy. Musimy użyć potężnej magii maskującej – Diana weszła jej
w słowo. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
A niby jak? – Paley spojrzała na nią krzywo. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Z Księgi Czarów – Mikel spojrzała na nią z odrobiną niechęci – czy na Elemes
praktykujecie tylko pierwotną magię? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Oczywiście! Nawet nie wiedziałam, że jest jakaś inna. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Pal, pierwotna magia jest bardzo silna, ale trzeba dużo więcej, żeby zatopić
państwo czy zasypać morze – Julie zganiła Mikel wzrokiem – ja studiowałam
magię. Przy pałacach Amiyi jest wiele specjalnych salek, gdzie można uczyć się
przydatnych zaklęć. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Do nas nigdy nie docierały pogłoski, że istnieją zaklęcia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Istnieją – Diana spojrzała na nią z lekką naganą – są równie stare jak sama
magia, choć rzadkie i o wiele bardziej niebezpieczne. Do użycia pierwotnej
magii wystarczą geny i energia. Zaklęcia wymagają siły umysłu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
A także wielkiej koncentracji i sprawności – Mikel spojrzała po wszystkich –
Myślę że jak zdobędziemy zaklęcie to będę w stanie rzucić je z Julie.
Oczywiście po kilku ćwiczeniach. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zaraz! A co ze mną? – Niebieskowłosa oburzyła się, z niesmakiem spoglądając na
resztę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Z tobą zajmie nam to dwa razy więcej czasu! – Mikel warknęła – Ja umiem rzucać
takie zaklęcia, Julie ma minimalne doświadczenie, więc będzie łatwiej. Ty
możesz nam pomóc i dostarczyć swojej energii. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Słuchaj, moje pochodzenie nie ma znaczenia…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mylisz się – weszła jej w słowo – jesteś wspaniałą czarodziejką, ale za bardzo
polegasz na naturze. My chcemy pogwałcić jej prawa!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Spokój – Diana wkroczyła między nie. Nie musiała podnosić głosu, żeby wszystkie
zamilkły – Mikel ma racje. Przestaniesz się obrażać – spojrzała na elemesjankę
– bo priorytetem jest tutaj czas, a nie która z was jest lepsza w konkretnych
dziedzinach magii. Ja zdobędę Księgę Czarów z zasobów Wróżbitki. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To ta zdziwaczała bibliotekarka? – Laura odezwała się po raz pierwszy od
dłuższego czasu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak. Ty – wskazała na blondynkę – mogłabyś pomyśleć o czymś do jedzenia dla
was. Czy mężczyźni maja jakąś inna dietę? – Rzuciła w stronę czarownic, ale
kiedy te przecząco pokręciły głowami, dodała – to świetnie! Paley mogłabyś jej
w tym pomóc? No więc Julie skonstruuje nam jakiś pojazd. Tylko pamiętaj, że
magicznie będziemy mogły go podrasować tylko w minimalnym stopniu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Pomogę jej – Mikel spojrzała na ciemnowłosą dziewczynę, która tylko kiwnęła
głową. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ja zajmę się zaklęciem, a Paley i Laura prowiantem. O reszcie pomyślimy
następnym razem. Oczywiście Julie będzie kontaktować się z mężczyznami. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Siedziały tam jeszcze przez chwilę,
jednak w kompletnej ciszy. Pięć kobiet o zupełnie różnych historiach, które
teraz chcą połączyć swoje siły. Które zbuntowały się przeciw wszystkiemu.
Dobrze wiedziały, że teraz czeka je jedynie niebezpieczeństwo i niepewna
przyszłość. Chciały jednak walczyć o cel, którego jeszcze do końca nie
rozumiały. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">___________________________________________<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: x-small;"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: x-small; line-height: 115%;">Wiem,
że okropnie się zapuściłam. Zdaję sobie sprawę, że większość z was pewnie
zapomniała, że ten blog istnieje. Jeśli ktokolwiek to czyta, <b>bardzo, bardzo przepraszam</b>. Ostatnio
wcale do was nie zaglądam i całkowicie odizolowałam się od tego świata. Niestety
pojawiły się pewne problemy, które ciężko przeskoczyć. No i szkoła, szkoła,
szkoła… <o:p></o:p></span></div>
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; line-height: 115%;"><span style="font-size: x-small;">Okazuje
się, że matura wcale nie jest aż tak odległą przyszłością i doprawdy ciężko czasami
ogarnąć zajęcia z dnia na dzień. Kiedyś już zrobiłam ten błąd, że zaczęłam
dodawać 5ozdziały „po łebkach” i niestety historia jest zawieszona, zakończona.
Bo przestało to być takie, jakie chcę. Dlatego tutaj tak nie zrobię i będę dodawać
w swoim tempie. Choćby dla siebie samej. A zaległości już zaczęłam nadrabiać,
choć wolno mi to idzie :c <o:p></o:p></span></span></div>
Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-1252074453197903854.post-19560527363851291712013-10-06T20:47:00.003+02:002013-10-06T21:09:39.190+02:00Rozdział 11<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">G r a b a r z<o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;">„Najmniej
nieprawdopodobna jest prawda. Żeby uczynić prawdę prawdopodobniejszą, trzeba
dodać do niej trochę kłamstwa.” <br />
</span></i><span style="font-family: Consolas;">Fiodor Dostojewski </span><b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> W dużym uproszczeniu można powiedzieć,
że śniła. Widziała szczura. Male, szare zwierzątko. Jego pyszczek szurał po
piasku. Węszył. Zaraz potem natrafił na marmur. Zamigotało srebro. Potem złoto.
„Kaba” ktoś wyszeptał. Może nawet nie do niego. Potem pojawiła się czara.
Ogromna, trochę przybrudzona, ale pełna pysznego mleka. Z dzikim piskiem rzucił
się na nią, jednak czyjeś dłonie chwyciły jego ogon i poczuł, że unosi się w
górę. Kilka zdań wypowiedzianych było w języku, który nie miał prawa zrozumieć.
Opuszczony na bosą stopę po prostu uciekł. Był zbyt głodny. Po drodze zderzył
się z kimś. Ten szczur był mniejszy od niego. Dało się zauważyć, że jest biały,
choć sierść miał brudną i posklejaną. Jego czerwone oczy zalśniły w blasku
słońca. Zanim jednak zdążył go zaatakować i jego ktoś podniósł do góry.
Zapiszczał w geście protestu, jednak kobieta nie zwróciła na to uwagi. „A więc
to jest największy cud Karni Maty” wyszeptała. Jej blade usta wypowiadały słowa
z ogromną elegancją. Uśmiechnęła się odsłaniając rząd równych zębów. „Ciiii…”
znów szepnęła, a zwierzę jak zahipnotyzowane utkwiło w niej czerwone oczka.
Ucichło, przestało się wić. Ukryła go za kolorowym szalem i bosą stopą
przekroczyła próg świątyni. Spowiła ich ciemność. Usłyszała śmiech. Ostry,
gwałtowny, dziki. „Ciiii….”. Potem pisk i błysk perłowych kłów wbijanych w
szyję szczura albinosa. Brudne, kiedyś białe futerko, zaplamiło się krwią. Ktoś
westchnął. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Julie! – Usłyszała głos, jednak go nie rozpoznała. Powieki jej ciążyły. Zdała
sobie sprawę, że ma ciało. Ciężkie, obolałe ciało, które nie chciało jej
słuchać. Nie odpowiedziała na wołanie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czy coś jeszcze mogę zrobić? – Mia wyszeptała, patrząc na swoją panią. Jej
różowe włosy opadały na ramiona w niesfornych falach. Odgarnęła je
niecierpliwym ruchem ręki. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie, to tylko złe samopoczucie – dziewczyna pomyślała, że złe samopoczucie to
raczej nie krzyk w środku nocy, ale nic nie powiedziała, tylko skłoniła głowę i
wyszła. Ostatnio takie sytuacje zdarzały się coraz częściej. Coraz częściej
Amiya zrywała się w nocy trawiona jakimś koszmarem. Za każdym jednak razem
uspokajała się bardzo szybko i wymyślała jakąś wymówkę. Mię niespecjalnie to
zdziwiło. Dlaczego miałaby powierzać jej swoje sekrety? Nie zrobiła nic, żeby
zasłużyć na takie zaufanie. Jednak martwiła się o swoją panią i coraz częściej
zastanawiała się czy to przypadkiem ona nie przyczyniła się do tego wszystkiego
mówiąc Amiyi o Dalice i Julie. Mia
jednak jedynie mogła domyślać się prawdy. Koszmary w pewnym stopniu były
spowodowane ich wcześniejszą rozmową. Jednak ich przyczyna sięgała dużo, dużo
głębiej. I miała jedno imię: Grabarz. Kobieta podeszła do okna i westchnęła
głęboko. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Przypomniała sobie dzień, który dziś
jeszcze raz przeżywała w swoim koszmarze. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To absurd! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Nie była pewna czy krzyczy do
siebie. Szczurzy budynek, świątynia legendarnej mistyczki i ascetki. Bose
stopy, tysiące tych przeklętych zwierzaków. Ale ona znalazła tego jednego.
Wyjątkowego. Białego z czerwonymi oczami. Jego krew dawała szczęście wampirowi.
Niewielu o tym wiedziało. Ona sama dowiedziała się o tym właśnie od Grabarza.
To była jej obsesja. Zdobyć to wielkie szczęście. Wielką wygraną. Od kiedy
jednak Mia odpowiedziała jej swoją historię, tamte dni wracał. Doskonale
zdawała sobie sprawę, co to oznacza. Nie wiedziała jeszcze w jakiej postaci,
ale jedno było pewne: Grabarz powrócił. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Z Grabarzem zawsze kojarzy się
żurawina. Nikt tak naprawdę tego nie rozumiał. Nie potrafił wytłumaczyć,
dlaczego akurat ten owoc. Mówiło się, że właśnie z tych czerwonych kulek
składał się jego posiłek. Ale co było pewne w związku z osobą Grabarza? Zabawne
pytanie, bo dokładnie: nic. Absolutnie nic. Nikt nawet nie potrafił przewidzieć
jego płci. Opisy tych, którym się ujawnił brzmiały jednoznacznie: wysoka postać
osnuta w czarną pelerynę z kapturem. Nikt nigdy nie widział twarzy Grabarza,
nawet jego dłoni. Jedyną pewną informacją było to, że przekupić można go
owocami żurawiny. Co oznaczało to w praktyce? Grabarz był praktycznie
nieosiągalny. Pojawił się około roku 1600, a na terenach gdzie przebywał, ten
owoc pojawił się dopiero dwieście lat później. Człowiek ten urodził się na
terenach bardzo niestabilnych politycznie. Jednak miejsce to, jako ostatnie w
Starym Ładzie należało do kraju zwanego Polską. Później stało się zapomnianą
częścią Centrum. Z podań wynika jedno. Kilkanaście osób zginęło oskarżonych o
okrutne rzeczy. Jedna powróciła. Nie wiadomo czy to mężczyzna czy kobieta.
Trudno powiedzieć czy Grabarz jest potężnym czarodziejem, wampirem czy istotą
całkowicie nam nieznaną. Czy jego powrót był zemstą? Otóż w 1606 r. pojmano kilku
grabarzy i oskarżono ich o sprowadzenie zarazy, czary i bezczeszczenie zwłok.
Zaczęło się od pojemników z proszkiem. Dziwnym i okropnie niebezpiecznym.
Jednak prawda pojawiła się dopiero podczas tortur. Wypłynęła z ust grabarzy
niczym gorzka, śmierdząca, kleista ciecz. Trujący proszek sporządzany był
przede wszystkim ze zwłok. Smarowano nim progi, klamki, kołatki. Ludzie
zarażali się jeden od drugiego, nieświadomi zagrożenia. Nieświadomi zbrodni,
która owiewała ich niczym szara, zimna mgła. Sprawcy profanowali miejsca
święte, okradając je z cennych przedmiotów rzekomo potrzebnych do czarów.
Jednak największą zgrozę budziło coś innego. Owi grabarze mięli rozcinać
brzuchy brzemiennych kobiet, wyjmować płody i pożerać serca nienarodzonych
dzieci. W wiosce zapanował chaos. Strach snuł się od jednego człowieka do
drugiego, przekazywany niczym owa zaraza. Jedno było pewne: ludzie chcieli
sprawiedliwości. I dostali ją. Grabarze zostali oskarżeni. Winę udowodniono.
Spalono ich żywcem. Zaraza ustąpiła. Jednak pojawiło się coś nowego. Coś o
wiele gorszego. Ni to widmo, ni to człowiek. Nikt nie potrafił odpowiedzieć na pytanie,
w jaki sposób istniał. Przedstawił się jako Grabarz. Oczywiście, jeśli można
nazwać to przedstawieniem się. Któregoś razu ukazał się dziecku. Starsze
kobiety lubiły snuć opowieści, że dziecko zaszło Grabarza, kiedy ten marzył
zapatrzony w horyzont. Nieświadoma zagrożenia dziewczynka uśmiechnęła się i
zaczęła palcem rysować po ziemi. Postać kucnęła przy niej i zaczęła pisać obok
niej. Rękaw szaty zasłaniał jednak jej dłoń. Po chwili dziewczynka odczytała
jedno słowo „Grabarz”. Przerażona spojrzała w górę i prawdopodobnie spojrzała w
oczy upiora. Kiedy pojawiła się w wiosce, nikt nie był w stanie wyciągnąć z
niej więcej niż to jedno słowo. Po jakimś czasie dziecko wydukało historię o
napisie na ziemi. I natychmiast zostało odseparowane. Dlaczego? Otóż ono nie
miało prawa tego przeczytać, gdyż czytać nie potrafiło. A ponieważ dziewczynka
zdziwaczała, uznano że wymyśliła całą historię. Jednak w końcu nadano zjawie
imię Grabarza. Uznano, że jeśli w jakiś sposób będą go nazywać, łatwiej będzie
go znosić. Za dużo było niewiadomych. Strach przed bezimiennym człowiekiem
skrytym za prawdziwą maską stawał się większy. W końcu jego natężenie było zbyt
wysokie. Najbardziej obawiano się Grabarza, kiedy nie było o nim słychać.
Ludzie wariowali przerażani na samą myśl, co może knuć. Każde niewytłumaczalne
zjawisko, morderstwo czy psychiczna choroba miała być jego sprawką. Ile było w
tym prawdy, nikt nie wiedział. Z biegiem
lat krążące legendy zmieniały się. Jedna barwniejsza od drugiej. Co ciekawsze,
w jednych Grabarz był upiorem. Sennym koszmarem, który zabijał i mącił w
umysłach. W innych natomiast był bohaterem, który ratował ludzi. Bo czyż
zabicie ciężko chorego nie było dla niego ulgą? Grabarz zrobił to, na co nie
miała odwagi rodzina. Wielu szukało go na cmentarzach. Czyż to nie było
oczywiste? Pasował tam najbardziej. I mówiono, że tam właśnie mieszka. Jednak
tak naprawdę nikt nigdy nie spotkał go właśnie na cmentarzysku. Z czasem jednak
miejsce to stało się taką samą legendą jak wszystko inne. Czy jest więc coś
pewnego w historiach o Grabarzu? Żurawina. Tego samego czasu, kiedy pojawiły
się zbrodnie (czy też czyny bohaterskie) Grabarza, pojawiła się żurawina.
Maleńki owoc rysowany na drzwiach i ścianach oznaczający, że upiór odwiedził
owe miejsce. Zawsze malowany był czerwoną mazią. Co bardziej dramatyczni,
wierzyli, że jest to krew jego ofiar. Jednak po dwustu latach, gdy zaczęto
transportować żurawinę na tereny, na których żył Grabarz, okazało się, że to
właśnie ona rozsmarowana jest na drzwiach i ścianach. W końcu ludzie starali
się ją pozyskać i układali jej czerwone owoce na progach domów, pragnąc
przekupić upiora. Udawało się. Soczyste owoce zazwyczaj znikały a mieszkańcom
domu nic się nie działo. Kiedy ludzie zaczęli wkraczać w XX w, wszystko zaczęło
się zmieniać. Przestali się obawiać. Po prostu strach zastąpiła nowoczesność.
Przypadkowa osoba unosiła brwi ze zdziwienia śmiejąc się z bajek o upiorze
mordercy czy upiorze bohaterze. Po prostu zaczęli go ignorować. Ale niestety
nie mogli przewidzieć jednego. Grabarz powróci. I to już wkrótce. Jeszcze
silniejszy. Jeszcze straszniejszy. Jeszcze potężniejszy. I żądny zemsty.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Każda godzina była walką. Czuwały całą
noc. Noc pełną strachu i majaczenia Julie. Starały się chłodzić ciało
dziewczyny, jednak przegrywały z magią je wypełniającą. Spocona, rozgrzana i
wycieńczona otworzyła oczy w chwili, gdy księżyc w pełni zaniknął z chmurnego
nieba. Jednak nie było z nią kontaktu. Szaleństwo w jej oczach przypomniało im,
że nie jest sobą. Obłąkanym wzrokiem wodziła po pomieszczeniu, jednak nie
dawała żadnego znaku, że ich rozumie. Że wie, co do niej mówią. Zasnęła po kilku minutach. Jednak oddech
miała już spokojniejszy. Mniej urywany. Gorączka powoli ustępowała. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zwilż jej usta wodą – Laura krzątała się wkoło przyjaciółki i dyrygowała całym
towarzystwem. O dziwo nikt się nie sprzeciwił. Uznały, że czas na rozmowy (i
bez wątpienia kłótnie) nadejdzie później. Gdy już czarownica się obudzi.
Nastąpiło to około południa. Obłęd jeszcze nie zniknął z jej ciemnych tęczówek,
ale patrzyła już dużo przytomniej. Jej skóra była bledsza niż zwykle,
naznaczona rumieńcami. Fioletowawe cienie pod oczami zdradzały jak ciężką miała
noc. Wolno podniosła dłoń do czoła i odgarnęła czarne pasma mokrych,
posklejanych ze sobą włosów. Lekko podniosła się na łokciach i spojrzała po
zebranych. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tylko nie mówicie, że to z mojego powodu całe to zbiegowisko – warknęła z
poważną miną, jednak jej głos był tak słaby, że efekt był raczej komiczny
aniżeli groźny. Zakaszlała głośno i uśmiechnęła się blado. Jak przez mgłę
pamiętała ostatnią noc. Powoli zbierała wszystko w całość. Głowa bolała jakby ktoś uderzył ją czymś tępym w potylicę.
Szybko domyśliła się, że Laura i Diana musiały się tej nocy wiele dowiedzieć. A
jeśli nie, na pewno zaczną pytać. Już wkrótce. Spojrzała na Paley i po jej
minie poznała, że już koniec tajemnic – ile wiedzą? – Westchnęła. Jednak tak
naprawdę nie czuła się winna. Może nawet trochę jej ulżyło. Laura nareszcie
miała poznać prawdę. A jeśli dojdą do podobnego wniosku (Julie była w stanie
założyć się, że tak będzie), pomoc kogoś tak doświadczonego i silnego jak Diana
na pewno będzie przydatna. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wciąż za mało – wampirzyca spojrzała na nią krzywo – ale nie czas na to.
Najpierw odpocznij, potem porozmawiamy. Chętnie dowiem się gdzie włóczysz się
po nocach – tym sposobem Diana dała Julie do rozumienia, że wie dużo więcej niż
przypuszcza reszta. Czarownica zbladła, jednak nikt tego nie zauważył. Znając
nieprzewidywalność wampira, dziewczyna nie była w stanie stwierdzić czy jej
pomoc jest tak oczywista jak myślała na początku. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Właśnie – Laura również była ciekawa, jednak w tej chwili ważniejsze było
zdrowie przyjaciółki. Niosła białą miseczkę w złote, grawerowane kwiaty pełną
parującej zupy – a teraz jedz i nie marudź – ostrzegła, wiedząc jaką marudą
jest Julie. Ta jednak z ochotą chwila za łyżkę i rozkoszowała się gorącym
posiłkiem. Zmrużyła oczy rozkoszując się smakiem. – Zaraz naszykuję ci wody.
Wykąpiesz się. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Daj spokój – Paley zatrzymała ją ruchem ręki i jednym gestem musiała odkręcić
kurek w łazience, gdyż chwilę później usłyszała jak wanna napełnia się wodą.
Spojrzała po zebranych, odgarniając za ucho pasmo niebieskich włosów. – Myślę,
że już możemy sobie pójść. Julie musi odpocząć i na pewno później będzie
chciała – zawahała się – z kimś się zobaczyć. Spotkajmy się pod wieczór. Ma
ktoś pomysł gdzie będziemy mogły spokojnie porozmawiać? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Przyjdźcie do mnie – Diana wstała, zaszczyciła ich chłodnym spojrzeniem i
wyszła. Spojrzała po sobie nieco zaskoczone. Nikt raczej nie odwiedzał wampira
w jego domu. Nikogo tam nie zapraszała. Nigdy też nie było potrzeby wpraszania
się tam. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Niech i tak będzie – Mikel zacmokała z aprobatą, dłońmi wyprostowała
spódniczkę, założyła sznurowane trzewiki i wyszła żegnając się jedynie gestem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ja chyba też nie jestem już potrzebna, prawda? – Westchnęła niebieskowłosa i
uśmiechnęła się blado – przyda mi się trochę snu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Kiedy zostały same, Julie lekko się
zmieszała. Wiedziała, że wieczorem wszystko sobie wyjaśnią, jednak nie mogła
znieść wyrazu jasnych oczu Laury. Czuła się źle. Przyjaciółka tak się nią
zaopiekowała, podczas kiedy ona karmiła ją jedynie kłamstwami. Ewentualnie
omijaniem prawdy. Westchnęła i usiadła na łóżku. Chciała jak najszybciej się
umyć i spotkać z Adamem. Koniecznie musieli porozmawiać. Ściągnęła swoje
ubranie i od razu wrzuciła je do kosza. Będzie musiała coś pożyczyć, gdyż jej
własne było w strzępach. Kiedy
zanurzyła się w cieplej wodzie, westchnęła z rozkoszy. Po tej nocy czuła się
brudniejsza niż po dniu w warsztacie. Kleiła się od potu. Piasek miała
praktycznie wszędzie. Szczypanie w niektórych miejscach pozwoliło odkryć rany i
zadrapania, które najpewniej powstały, kiedy czołgała się po piasku. Nagorzej
wyglądały nadgarstki. Rany na nich ciągnęły się aż do łokci. Kolana również
były zdarte, na lewym udzie miała kilkanaście malutkich zakrwawionych punktów.
Na brodzie również miała zdartą skórę, ale to nie wyglądało aż tak tragicznie.
Była wycieńczona i z ulgą zanurzyła głowę, delikatnie masując obolałe skronie.
Wilgotna para wdzierała się jej do nozdrzy, umożliwiając oddychanie. Nie
chciała zbyt długo korzystać z gościnności Laury i marnować jej zasobów wody,
olejków i innych kosmetyków, które na Calachana były rzadkością. Leżała jednak
dopóki w wannie nie zrobiło się zimno. Wtedy wyszła, wytarła się puszystym,
miękkim ręcznikiem. Z lustra w misternie zdobionej, złotej ramie patrzyła na nią
blada, poraniona dziewczyna z zapadniętymi policzkami i sińcami pod oczami.
Miała smutne oczy jeszcze pełne zeszłonocnego bólu. Nieczęsto to się zdarzało.
W Imperium nie było więzów krwi. Każda kobieta była twoją siostrą, więc nawet
jeśli ktoś ginął, nie opłakiwałeś go zbyt długo. Wszyscy byli wielką rodziną i
jeśli człowiek chciałby smucić się przy każdej śmierci, chorobie… cóż, musiałby
być cały czas smutny. Oczywiście kobiety nie były niczym lalki bez uczuć. Zło,
które przytrafiło się przyjaciółce, odbijało się na tobie. W ten sposób to
działało. Ale Julie nigdy nie miała nikogo bliskiego. Nie znała swojej matki,
nie wiedziała czy ma jakąś biologiczną siostrę. Przed trafieniem na Calachana
nie miała nikogo. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Przyniosłam ci świeże ubrania – blondynka uśmiechnęła się ciepło, patrząc na
swoją zamyśloną przyjaciółkę stojącą przed lustrem w jej ręczniku. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dziękuję – uśmiechnęła się z przymusem. Laura przyniosła jej granatową sukienkę
z długimi rękawkami zrobionymi z delikatnej siateczki. Była na tyle długa, że zakrywała kolana.
Zapinana była na kilkanaście dużych, prostych guzików. Do tego przyniosła czarne
półbuciki na płaskim obcasie wykonane z miękkiej skórki, aby ulżyć jej obolałym
stopom. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Starałam się, żeby zakrywało jak najwięcej – odezwała się cicho – no wiesz,
żeby nie było niepotrzebnych pytań. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
I tak będą. Ale cóż, wiedźmą takie rzeczy się zdarzają – starała się, aby jej
głos zabrzmiał beztrosko. Wiedziała, że raczej jej się to nie udało, dlatego
doceniła wysiłek Laury, która tylko uśmiechnęła się i zostawiła ją samą, aby
mogła się ubrać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Kiedy wreszcie była gotowa, słońce było
już wysoko na niebie. Pożyczyła jeszcze ciemne okulary i granatowy, słomiany
kapelusz. Czuła się trochę dziwnie w takim stroju. Jakby udawała kogoś innego.
Wiedziała jednak, że nie jedyne, co może ją spotkać, to czyjeś zaskoczone
spojrzenie. Słońce prażyło niemiłosiernie i każdy chronił się jak mógł. Zresztą
dokładnie się sobie przyjrzała i stwierdziła, że nie widać wszystkich ran.
Drobne zadrapania były codziennością przy jej pracy, więc jeśli coś tam było
widać, nie było to podejrzane. Nie była zaskoczona, kiedy zobaczyła Oyę w Bazie
Dowodzenia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Co tu robisz, Julie?– Zaskoczona uniosła jasne brwi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Przyszłam – zawiesiła głos, doskonale przygotowana na to pytanie. Jeśli dobrze
dedukowała i odkryła prawdziwe zamiary Aniołów, to prawda powinna wszystko
załatwić – przyszłam zobaczyć się z Adamem. W domu mi się nudzi, więc
pomyślałam… - znów się zacięła, teatralnie wykręcając sobie palce. Oya
przyjrzała jej się dokładnie, jednak z uśmiechem. Pomyślała, że trafiła ze
strojem. Musiało wyglądać jakby ubrała się tak specjalnie na to spotkanie, nie
z przymusu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Polubiliście się, prawda? – Oya
spojrzała na nią z pełnym samozadowoleniem, kierując się ku przejściu do
mieszkania mężczyzn. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Po prostu znaleźliśmy wspólne tematy – kolejna przećwiczona odpowiedź.
Prawdziwa, a jednak sprowadzająca kobietę na niewłaściwy tor myślenia. Julie
już po drodze stwierdziła, że będzie musiała sprytnie omijać prawdziwy cel, a
jednocześnie - zapytana odpowiedzieć prawdę. Może inny Anioł nie odkryłby
kłamstwa, ale nie można było lekceważyć potęgi Oyi – Mam nadzieję, że ci to nie
przeszkadza – spojrzała na nią niby niepewnie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ależ skąd! – Odwróciła się, a jej skrzydła musnęły dziewczynę po nogach – to
miłe, że się dogadujecie. To znaczy, że są zdolni do nawiązywania relacji, co z
kolei oznacza, że będą potrafili funkcjonować w społeczeństwie. A to przecież
nasz cel – otworzyła drzwi a Julie pomyślała, że Anioł również całkiem nieźle
dopiera słowa w taki sposób, żeby, mówiąc prawdę, zmylić słuchacza. Dziewczyna
uśmiechnęła się tylko, udając lekko zawstydzoną, jednak do kostnicy weszła
pewnie. Dreszcz przeszedł jej po plechach, przypominając sobie jej ostatnią
nocną wizytę w tym miejscu. Wiedziała jednak, że nie może cały czas zgrywać
dziewczynki przyłapanej na skradaniu się do mężczyzn, bo w końcu przesadziłaby
i Anioł zacząłby mieć wątpliwości – chyba są nad basenem – dodała, kiedy w
pomieszczeniu nie zastały nikogo. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Mężczyźni mięli wyodrębnione osobne
pomieszczenie na basen. Było dość duże, wyłożone białymi i niebieskimi
płytkami. Cztery tory miały zapewnie służyć indywidualnym ćwiczeniom. Kiedy
tylko tam weszły, uderzył ich zapach chloru, gorące powietrze i śmiech. Kobieta
o mysich włosach siedziała na brzegu. Miała zielony, jednoczęściowy kostium i
wianek składający się z drobnych, białych kwiatuszków. Uśmiechała się leniwie i
tłumaczyła coś stojącemu przed nią
Caine’owi. Ten uśmiechał się szeroko, raz po raz machając rękoma i przy
okazji rozchlapując wodę. Nieopodal Rafe pochylał się nad drugą kobietą,
dryfującą na wodzie, zapewnie chcąc przeanalizować jak to jest możliwe. Ta
zdawała się być drobniejsza. Jej długie, ciemnobrązowe włosy falami układały
się na wodzie a wianek w rożnych odcieniach rożu zdawał się być odpornym na
zamoczenie. Kobieta leniwie machała nogami, dłonie układając na również
jednoczęściowym, bladoróżowym stroju. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ej! – W chwili, gdy się odwróciły, zobaczyły jak blondynka prawie
niezauważalnie szarpnęła głową, a woda wzbiła się w powietrze, otoczyła Caina i
przykryła go. A więc to musiała być Echo, nimfa władająca wodą. Wszyscy
spojrzeli na nich, ale dopiero, gdy chłopak śmiejąc wynurzył się i krzyknął –
cześć! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Witajcie – druga nimfa zgrabnie wyskoczyła z wody i uśmiechnęła się do nich –
Musisz być Julie – wyciągnęła do niej rękę. A kiedy kiwnęła głową, dodała –
Jestem Paula. Tam siedzi Echo – wskazała na blondynkę, która jedynie skinęła
głową. Dziewczyna odniosła wrażanie, że są bardzo zaskoczone tą wizytą.
Zauważyła jak brunetka porozumiewawczo spogląda na Aniola. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Chciałam zobaczyć się z Adamem – wypaliła. Nie miała czasu na wszelkiego
rodzaju uprzejmości.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jest u siebie – Rafe spojrzał na nią przenikliwie i miała wrażenie, że on
spodziewał się tej wizyty a wręcz na nią czekał. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Z matką? – Pytanie zadała Oya i od razu cztery głowy skinęły potakująco. Julie
bez słowa ruszyła do pokoju mężczyzny zastanawiając się jak pozbyć się
nieprzewidzianego gościa i jak przekazać mu wszystko, żeby nikt ich nie
podsłuchał.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Cześć! – Nie pukała, tylko pewnie weszła do pokoju. Chciała sprawić wrażenie,
że czuje się tu jak u siebie. Rudowłosa, poważna nimfa z kolorowym wiankiem na
głowie spojrzała na nią z zaskoczeniem. Zauważyła, że lojalnie wobec syna
natychmiast przesunęła się w taki sposób, aby zakryć rozłożone na łóżku
papiery. Chłopak jednak dotknął uspokajająco jej ramienia i coś szepnął. Wstał
i już wiedziała, że zrozumiał. Podszedł do niej z przesadną radością. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ale się cieszę! – Uśmiechnął się szeroko, bardzo nienaturalnie jak na niego i
mocno ją przytulił. Spontanicznie pocałowała go w policzek, modląc się, żeby
nie przesadzić. Było to bardzo dziwne zachowanie, ale w jakimś stopniu jego
bliskość sprawiała jej przyjemność. Jednak czuła, że jest cały spięty. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie wiedziałam, że macie dziś lekcje – najwyraźniej rudowłosa nimfa postanowiła
im o sobie przypomnieć. Wstała i dziewczyna uzmysłowiła sobie, że jest mniej
więcej jej wzrostu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie mamy, ale trochę się stęskniłam – miała ochotę uderzyć się w głowę za
kiepską improwizację. Doszła do wniosku, że powinna ćwiczyć każdą możliwą
sytuację. Nimfa jednak najwyraźniej uwierzyła w jej wersję. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Oczywiście, więc zostawię was samych – uśmiechnęła się nawet przyjaźnie –
Zotna. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Julie – podała jej dłoń, a kiedy nimfa wyszła, uderzyła otwarta dłoń w czoło –
co za idiotka! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ciii! – Zakrył jej usta ręką, uśmiechając się figlarnie. Pierwszy raz widziała
go w tak dobrym humorze – niezłe… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Przedstawienie? – Dokończyła za niego – nawet tego nie komentuj. Musimy
pogadać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wiem – spojrzała na niego i pomyślała, że powinna go poprawić i nauczyć zwrotu
„domyśliłem się”, jednak szybko się opanowała. Nie czas na to – co to jest? –
Aż podskoczyła, kiedy podniósł głos, jednocześnie wskazując na jej ręce.
Oczywiście bezceremonialnie podwinął rękaw i zaczął będąc fakturę ran – co się
stało? – Zapytał już łagodniej, widząc jej karcące spojrzenie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Miałam małą nocną przygodę. Och, po prostu ciężka pełnia. Magia trochę mną
zawładnęła – dodała lekko zirytowana, wiedząc, że nie podda się tak łatwo. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ale…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie – przerwała mu i ściszyła głos – mam bardzo mało czasu. Chodzi o to, że
przez moje ostatnie… odkrycie, byłam bardzo rozstrojona. Nie zdążyłam się
uspokoić przed pełnią i zwyczajnie mnie poniosło. Ale chodzi o to, że – wzięła
głęboki oddech – nie jest dobrze, Adamie. Będę musiała powiedzieć o was dwóm
osobą. Zdaje się, że w gorączce trochę majaczyłam. Nie ma innej możliwości. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dobrze – odpowiedział po chwili przeciągając sylaby. Spokojnie analizował
wszystko, co powiedziała - Ale jest coś
jeszcze – podszedł do tej samej szuflady, co ostatnio. Uzgodnił z resztą, że
zatrzyma papiery u siebie i pokaże czarownicy jak tylko się zjawi. Podał jej
szara teczkę, a ona bez słowa ją otworzyła. Czytała wszystko bardzo uważnie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To tylko gra, Julie – powiedział smutno – jesteśmy jedynie…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Eksperymentem – dokończyła, widząc że brakuje mu słowa – cóż, to było raczej
oczywiste. Ale Anioły nie to miały na myśli. Eksperymentem nie jesteście wy
jako ludzie. Eksperymentem jesteśmy <i>my</i>.
Rozumiesz? <i>My wszyscy</i>. Celem jest wasz powrót do ekosystemu, ale nie
jako mężczyzn. Macie już wrócić jako <i>ojcowie</i>,
rozumiesz? A naszym zadaniem nie jest nauczenie was pisać tylko zbliżyć się na
tyle blisko, żeby połączyć się w pary. Jak jakieś zwierzęta! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Cii! – Kolejny raz zakrył jej usta dłonią – mniej więcej do tego doszedłem.
Chcę powiedzieć reszcie. Wiem, obiecałem… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- W tej sytuacji nie mamy innego wyjścia – Adam
przewrócił oczami z irytacji, że przerywa mu po raz kolejny – ja powiem
dziewczynom. Ale wiesz, że to nie koniec? Musimy coś zrobić. Nie wydaję mi się,
żeby tu chodziło jedynie o sparowanie nas. Jeszcze nie wiem, co to takiego,
ale… Adamie, do tej pory myślałam, że mamy na was chuchać i dmuchać. Że wasze
istnienie jest najwyższą stawką. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie jest – wyszeptał <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wychodzi, że nie. Jeśli coś pójdzie nie tak, jeśli okaże się, że w nie będziecie
im w jakiś sposób odpowiadać… po prostu się was pozbędą. Przecież mają jakby…
zapas – zamilkła, przerażona jak te słowa brzmią. Mężczyzn znała bardzo krotko,
ale wszyscy już się zżyli. Nie było mowy, żeby pozwoliła im zginąć – Ale czy
rozumiesz co to znaczy? Zostanie tutaj to jak dobrowolne wejście na płonący
stos – wyszeptała tak cicho, jak tylko mogła. Widziała, że i chłopak co chwilę
błądzi wzorkiem, żeby wyszukać potencjalne niebezpieczeństwo. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wiem – westchnął, przykładając dłonie do skroni. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dziś umówiłam się z dziewczynami. Spróbujemy znaleźć jakieś rozwiązanie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mam rozwiązanie – spojrzał na nią bardzo poważnie i pomyślała, że wie, co zaraz
powie. Nie pomyliła się – ucieczka. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zaplanujemy ją – powiedziała po chwili dłuższego milczenia. I wiedziała, że to
jedyna, co mogła mu w tamtej chwili obiecać. Nie było innego wyjścia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">____________________________________<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: xx-small; line-height: 115%;">Ech,
miałam małą potyczkę. Rok szkolny zaczął się bardzo intensywnie a mnie dopadła
jakaś zaćma. Ale powoli zbieram się w sobie i wracam do blogowania. Chyba udało
mi się nadrobić zaległości, jeśli nie – pisać, zaraz przybędę :) <o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: xx-small; line-height: 115%;">Rozdział
jeden z moich ulubionych. Głownie za sprawą Grabarza do którego zapałałam cichą
namiętnością. Mam ogromną nadzieję, że
uda mi się go wykreować tak, jak chcę. Inaczej się potnę, przysięgam. Użyłam w historii
mniej lub bardziej znane wątki. Świątynia Karni Maty istnieje również w naszym
świecie. Losy grabarzy to opowieści z moich rodzinnych stron o Ząbkowicach Śląskich.
Stały się, moim zdaniem, bardzo ciekawym fundamentem do wprowadzenia postaci
Grabarza, choć ich historia nie przewidywała powrotu, żurawiny etc. <o:p></o:p></span></div>
<span style="font-size: xx-small;"><br /></span>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; line-height: 115%;"><span style="font-size: xx-small;">Ostatnio
troszkę się bawiłam i chciałam podzielić się czymś jeszcze. Zrobiłam <b><a href="http://imperium-kobiet.blogspot.com/p/zwiastun.html" target="_blank">ZWIASTUN </a></b>tego bloga. Tak, żeby troszkę wczuć
się w klimat. Klikajcie i oglądajcie :) </span><span style="font-size: 9pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-1252074453197903854.post-52577571188162443842013-09-10T21:40:00.001+02:002013-10-06T16:59:36.652+02:00Rozdział 10 <div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">P e ł n i a<o:p></o:p></span></b><br />
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;">„Nie
chodzi tu więc o to czy ktoś jest słaby, czy silny, tylko – czy może przetrwać
miarę swojego cierpienia, moralnego czy fizycznego.” <br />
</span></i><span style="font-family: Consolas;">Johann Wolfgang Goethe <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Odkąd opuściła Podziemia Bazy
Dowodzenia nie mogła znaleźć sobie miejsca. Tej nocy była pełnia. Magia jak
zawsze rozsadzała jej żyły, drażniła nerwy, pobudzała mięśnie. Dlatego Julie
ćwiczyła intensywniej niż zawsze. Jednak to był chyba najcięższy trening w jej
życiu. Na początek postawiła okrążyć wyspę. Calachana nie była małym punkcikiem
na mapie. Nie interesowała jednak Amiyi, gdyż była rozległym, piaszczystym
terenem na środku oceanu. Dziewczyna nie raz czytała o starej wersji tej
wysypy. Mówiono o niej Madagaskar. Barisa często mówiła o niej, ponieważ to tu
pierwszy Anioł zstąpił na Ziemię, żeby zostać opiekunem człowieka. Ponieważ
kolebką ludzi była Afryka, czyli ogromna przestrzeń zwana jednym z kontynentów,
kiedy świat był na takowe podzielony. Madagaskar był wyspą położoną niedaleko
Afryki. Było to oczywiste i bardzo wygodne. Anioły schodziły na Ziemię w
miejscu, gdzie w razie jakichkolwiek problemów nikt ich nie widział. Julie
jednak nigdy specjalnie to nie obchodziło. Dla niej to po prostu prawie pięć
tysięcy kilometrów trasy. Kiedy jej bose stopy uderzały o ostry piasek, czuła
ulgę. Biegła równomiernie, jednak w przypływach agresji zwiększała tempo.
Szybciej! Dalej! Miała wrażenie, że się unosi. Szybuje coraz wyżej i wyżej. Nie
było sensu dusić w sobie wszystkich emocji. Magia wypełniała ją całą. Jej nadmiar
uciekał z każdym pokonanym kilometrem. W pewnym momencie zatrzymała się
gwałtownie. Upadła na ziemię, ostry piasek kaleczył jej kolana i dłonie.
Krótkie, czarne włosy opadły na twarz, wdzierając się do buzi i oczu. Oddychała
niespokojnie. Szybko, płytko, głośno. Jej oddech gubił się jednak w szumie
wiatru. Odchyliła głowę do tyłu zarzucając włosami i wydala z siebie dziki,
wręcz pierwotny okrzyk. Wraz z głosem fluidy magii leciały w stronę chmur. Jej
wyostrzony wzrok bez przeszkód je wychwycił. Im głośniej krzyczała, tym
bardziej wyraziste stawały się kształty. Ale jedyne, co czuła to złość.
Zazwyczaj w takim momencie przychodziła ulga. Ale nie tym razem. Teraz było
inaczej, bo uczucia współgrały z magią. A jej były zbyt zranione. Julie
nienawidziła kłamstwa. Tymczasem ciągle była nim karmiona. Obleśne, obrzmiałe
usta kaleczyły słowa. Z tych warg wypływała gęsta maź. Mieszanka oszustw,
kłamstw i wykorzystywania. Ciekła po ciele i wdzierała się do uszu naiwnych.
Dusiła. Julie była stłamszona. Zachłysnęła się powietrzem. Zaczęła się dusić.
Krzyk przerodził się w głośne charkanie. Chwytała tlen, jakby od tego miało
zależeć jej życie. Jakby wszystko miało się zaraz skończyć. Była splamiona.
Słowa przysięgi, ta obrzydliwa maź, paliły gardło. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie! – Znów krzyknęła. Upadła na piasek – nie – wydusiła się, ostatkiem sił
próbując iść dalej. Czołgała się. Piasek drażnił jej skórę, wdzierał się do
ust. Ale ona widziała w tym cierpieniu oczyszczenie. Widziała…. Wyjście. Jedyne,
jakie istniało. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Julie! – Usłyszała czyjś krzyk. Chyba nawet podniosła głowę, żeby zobaczyć kto
się ku niej zbliża. Jednak jedyne, co zobaczyła, to ciemność. <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> <i>Tik
tak. Tik tak. <o:p></o:p></i></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><i><br /></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Zegar nieubłaganie odmierzał czas. W
tych rytmicznych uderzeniach istniało piękno. A także okrutna prawda. Sekret
sił natury. <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> <i>Tik
tak. Przemijał nieubłaganie. <o:p></o:p></i></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><i><br /></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Ale nie dla niej. Od ponad tysiąca lat
czas się dla niej zatrzymał. Oszukała go. A może nie ona, tylko ktoś, kto
podarował jej nieśmiertelność. Wieczność w bólu i niespełnionej miłości. Z
klątwą, która na zawsze już będzie zadawać cierpienie. Z ciągłym przypomnieniem,
jakich czynów się dopuściła. Szkarłatny skorpion palił niewyczuwalnym ogniem.
Owy ogień istniał jedynie w jej wyobraźni. Ale to wystarczyło. Klątwa Łowcy.
Dwa słowa niszczące wszystko. Koszmarne piętno. <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> <i>Tik
tak. Tik tak. <o:p></o:p></i></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><i><br /></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Miała być im podarowana wieczność.
Zazwyczaj przywiązanie łowcy i wampira była tragiczne. Nienawiść niszczyła
oboje. A kiedy ginęło jedno, drugie nie miało wyjścia. Diana wiele by dała,
żeby tak to się dla niej skończyło. Jeśli już Eric umarł, ona także nie chciała
żyć. Ale właśnie o to chodziło. Umarł przez miłość, ona żyła dzięki miłości.
Wiedziała, że on by tego chciał. Jednak jakie to było życie? Jak mogła się
uśmiechać, kiedy serce szlochało za zmarłym? Za jedynie ulotnym wspomnieniem. <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Gdzie ona jest? –
Zawołał, kiedy tylko zorientował się, że Diany nie ma w pobliżu. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie wiem, Ericu –
Karina spoglądała na niego z niedowierzaniem. Rana po ostrzu zniknęła. A jej
bart stał obok niej. Tak samo groźny, tak samo potężny. Żywy. Nie mogła już
dłużej zaprzeczać. Klątwa Łowcy była prawdziwa. Przecież była chwila, gdy
klęczała przy jego zakrwawionym ciele, podczas której modliła się, żeby
wszystko nie było jedynie bajką. Teraz jednak przepełniał ją lęk. Co to
wszystko oznacza? – Ale nie mogła się oddalić zbyt daleko. Teraz jesteście
połączeni. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Eric
wyraźnie się uspokoił po tych słowach. I nie chodziło o to, że po raz pierwszy
uciekłyby mu schwytany wampir. Przyczyną niepokoju był brak kobiety, która już
na zawsze miała zajmować pierwsze miejsce w jego sercu.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Choć raz jesteś
rozsądna, łowczyni – nadąsana Diana pojawiła się znikąd. Cały czas ich
obserwowała i wreszcie postanowiła wkroczyć do akcji. Minęła rudowłosą nie
zaszczycając jej nawet jednym spojrzeniem. Ostatnie zarzuty były jeszcze zbyt
świeże, żeby przejść z nimi do porządku dziennego – Cały i zdrów – przyjrzała
się mężczyźnie. Uśmiechnął się nieznacznie, jednak jej twarz nie wyrażała
żadnych uczuć – to było głupie – uderzyła go w twarz. Zatoczył się. Jej wampirza
siła powróciła. Nawet Karina musiała przyznać, że scena ta była dość śmieszna.
Drobna, niska Diana mająca może lekko ponad metr pięćdziesiąt, wspina się na
pace i z niebezpieczną precyzją wymierza cios rosłemu, umięśnionemu łowcy.
Chłód na jej twarzy, spokój, z jakim to zrobiła napawał jednak lękiem. Łagodny
wygląd zwodził. Jak ona cała. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Hej! – Krzyknął,
łapiąc się za policzek. Teraz blizna wyraźnie odznaczała się na zaczerwienionej
skórze– uspokój się, kobieto! – Złapał ją za ramiona i mocno przytulił – nic mi
nie jest, słyszysz? Nic. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Diana stała chwilę sztywno. Powoli
jednak jej ciało rozluźniało się. Pięść zacisnęła się na skrawku czarnej
koszulki zaplamionej krwią. Czuła ją wyraźnie. Tak samo jak tą, która szybko
płynęła w jego żyłach. Jednak pragnienie nie było tak silne, jak zawsze. Zdała
sobie sprawę, że on dostrzegł to, czego ona nie zauważyła. Strach. Jej strach.
A przecież słyszała, że jego serce znów zaczyna pracować. Wiedziała, że on
żyje, kiedy w wzburzeniu opuszczała Karinę. A jednak lęk jej nie opuścił.
Dopiero teraz, kiedy ręce trzymały jego ubranie… Kiedy oczy dostrzegały
kropelki potu na twarzy… Kiedy do nozdrzy wdarł się zapach nie tylko zakrzepłej
krwi ale i ten jego, tak charakterystyczny… Kiedy uszy wychwyciły bicie jego
serce… Dopiero kiedy ciało zdarzyło się z ciałem, uspokoiła się. Poczuła jego
usta na swojej głowie. Nie była w stanie oprzeć się jego urokowi. Wiedziała, że
ją kocha. I wcale nie był to spowodowane przysięgą. I chyba to było w tym
wszystkim najpiękniejsze. <o:p></o:p></span></i><br />
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Ileż by dała za to, żeby te doznania
powróciły. Chciała czuć go każdym wyostrzonym zmysłem. Była zbyt waleczna, żeby
siedzieć bezczynnie. Niewypowiedziana prośba Kariny wdzierała się do jej myśli
raz po raz. Wiedziała, że to byłby jakiś sposób. Ale się bała. I nie chodziło
tu o niebezpieczeństwo. Nie bała się śmierci. Teraz wręcz jej pragnęła. Ale czy
mogła ryzykować życiem Kobry, rodzonej siostry Skropiona? Dziewczyny wybranej
przez los. Tak niezwykłej, że otrzymała znamię, chociaż w jej rodzinie istniała
już przynależność do Zakonu Łowców? <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Przecież istnieje szansa, że się uda – wyszeptała w przestrzeń. <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie, Diano! Nie
możesz tego zrobić! Wiesz, że się nie zgadzam, żeby Karina ryzykowała swoim
życiem, abym mógł do was powrócić! <o:p></o:p></span></i><br />
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Eric jednak nie był słyszany przez
kobietę. Był tylko wspomnieniem uwięzionym na ziemi. Myślą. Ona nie mogła go
dostrzec. Nie mogła go usłyszeć. Jednak wydawało mu się, że jeśli będzie do
niej mówił, zrozumie go. Jej życie i życie jego siostry nie miało prawa być
zagrożone. Nie z jego powodu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Diana nie chce
żyć. I on pragnął mieć ją przy sobie. Ale nie mógł być tak egoistyczny. Jeśli
Dianie nie udałoby się przywrócić go z powrotem do świata żywych, umarłaby i
trafiła do niego. A on nie mógłby skazać
ją na takie męki. Piekło zdawało się całkowicie nie pasować do jej delikatnej
budowy, bladej skóry i smutnych oczu. Przy tym swoim życiem ryzykowałaby także
jego siostra. A to przesądzało o całej sprawie. <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Weź się w garść, Diano – westchnęła, po czym skrzywiła wargi w grymasie,
warcząc – i jeszcze mówisz do siebie! Pogratulować rozumu! <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Mężczyzna zaśmiał się i pogładził ręką
jej włosy. Rzecz jasna nie mogła tego poczuć. Wstała tak gwałtownie, że jego
niematerialne ciało złączyło się z jej. Cofnął się, stając centralnie przed
nią. Musiał się pochylić, żeby spojrzeć
w jej oczy. Gęsta grzywka prostych, czarnych włosów starannie maskowała twarz
kobiety. Miał wielką ochotę ją odgarnąć. Poczuł niezmierny ból, uświadamiający mu,
kim teraz jest. Oraz że tak naprawdę nie uczestniczy już w jej obecnym życiu.
Był jedynie jej przeszłością. Patrzył w
jej ciemne, smutne oczy i nie potrafił z nich nic wyczytać. O czym myślała? Czy
wracała wspomnieniami do tamtych dni? A jeśli tak, to do których? Tych
tragicznych czy spokojniejszych, jedynie przyprószonych lękiem. Tak bardzo
pragnął zobaczyć uśmiech na jej twarzy. <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Jestem tu, Diano. <o:p></o:p></span></i><br />
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Nawet
nie drgnęła. <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 201.75pt; text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dokładnie przed tobą. </span></i><br />
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> </span></i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Zamknęła
oczy. Jej ciało przeszedł dreszcz. <i>Coś </i>usłyszała.
Rozejrzała się niespokojnie. Wyraźnie nasłuchiwała. W jego serce wlała się
nadzieja. Cudowny, słodki nektar, który zaczął być pompowany przez dawno
nieczynne serce. Dłonią dotknął jej policzka. Z napięciem czekał na jakąś jej
reakcję. Otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Musiał mówić, żeby nie wzięła tego
za wycie wiatru, który hulał za oknem. Ale Diana już przy nim była. Otworzyła
je, ale zamiast nasłuchiwać, wyraźnie wytężała wzrok, żeby coś zobaczyć. Po
chwili jeszcze raz drgnęła i przeskoczyła przez parapet. Nie biegła swoją
maksymalną prędkością, jednak zwykły człowiek nie byłby w stanie jej dogonić.
On jednak był częścią jej. Niezwłocznie znalazł się przy niej, a ogromny zawód
kłębił się w jego myślach. To nie jego usłyszała. Znów. <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Julie! – Próbowała przekrzyczeć
wiatr. I dopiero wtedy zobaczył to, co ona musiała dojrzeć już w swoim domu. Po
plaży czołgała się drobna, czarnowłosa dziewczyna. Jej krzyk doszedł do niego
dopiero teraz. Przybył wraz z wiatrem. Był pewny, że gdyby żył, miałby dreszcze
na całym ciele. Zbyt dużo było w nim bólu. Jakiejś niesprawiedliwości. Oboje,
zarówno wampir i łowca, byli w stanie dostrzec cienkie pasma fluidów magii,
które łączyły się ze sobą i unosiły ku księżycowi w pełni. Dziewczyna musiała
usłyszeć krzyk, bo zanim jej głowa bezwiednie opadła na piasek, spojrzała w
nich stronę. Diana podbiegła do niej i wtedy rozpoznał ową czarnowłosą
czarownicę, która tamtego dnia wykryła ich sekret. Wampirzyca delikatnie
uniosła ją go góry. Kobieta była wyczerpana. Nie miała kontroli nad ciałem,
które wciąż drżało pod wpływem magii. Diana zaczęła iść. Powoli. Prawdopodobnie
nie chciała ryzykować, że nienaturalnie szybkie tępo zaszkodzi ciału
czarownicy. Coś do niej szeptała, ale nie potrafił wychwycić słów. Przycisnęła
jej głowę do swojej piersi, próbując zatrzymać atak jaki przechodziło ciało
dziewczyny. Wyciągnęła komunikator z kieszeni. Burza nie powinna go zakłócać, a
jednak nie potrafiła znaleźć zasięgu. Czyżby magia dziewczyny była aż tak
silna? Po minie ukochanej poznał, że pomyślała o tym samym. Przyspieszyła kroku
i nagle niespodziewanie skręciła. Zobaczył jakiś mały dom. Musiała w nim mieszkać
któraś z kobiet z Ruchu Oporu. Był najbliżej. Diana ułożyła sobie wygodniej
dziewczynę na ramieniu, cały czas uważając, żeby nie zrobić jej jeszcze
większej krzywdy. Wolną ręką zaczęła walić w drzwi. Eric zdążył jedynie
pomyśleć, że taki huk obudziłby nawet zmarłego.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Co jest?! – Usłyszał głos
dziewczyny zanim jeszcze jej zaspana twarz pojawiła się w drzwiach. Jasne włosy
związane miała w luźnego warkocza a biała koszula nocna powiewała na mocnym
wietrze – Co się stało? – Krzyknęła, gdy jej ludzki wzrok zarejestrował
nieprzytomną przyjaciółkę na ramieniu przybyłej. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Znalazłam ją niedaleko. Usłyszałam
ją ze swojego domu – odpowiedziała, jednocześnie kładąc czarownicę na jasnej
kanapie – Zrób jej zimny okład. Jest cała rozpalona. <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Wkrótce maleńki, biały domek Laury
zapełnił się. Chociaż szalała burza, kobiety szybko przekazały sobie wiadomości
o stanie Julie. Paley wraz z Laurą chłodziły czoło przyjaciółki, a Mikel z
Dianą starały się swoimi mocami ją uspokoić. Dziewczyna bowiem wciąż rzucała
się na łóżku, dręczona bólem i koszmarami. Wszystkie (nawet blondynka, która
przecież była tylko człowiekiem) czuły uciekającą z ciała czarownicy energię.
Żadna nie potrafiła tego wytłumaczyć. Jedynie Diana uparła się, żeby nie
zawiadamiać aniołów. Mikel szybko ją
poparła, co wzbudziło jeszcze większe zdziwienie. Kto miał pomóc jak nie Oya?
Szczególnie Paley oponowała. Wywodziła się z Elemes, krainy gdzie anioły
znalazły schronienie. Gdzie były traktowane jako dobry omen. Nieomylne, wieczne
istoty, które mają jedynie pomagać. Wszystkie jednak zgodziły się, że muszą
sobie jakoś poradzić. Przed nimi było jeszcze pól nocy. Wiedziały, że Julie na
pewno nie poczuje się lepiej dopóki księżyc w pełni świeci na sklepieniu.
Niepokój jednak ich nie opuszczał. Co takiego stało się tej nocy? Dlaczego
Julie zawędrowała tak daleko? Zawsze podczas pełni była bardziej aktywna, ale
nigdy nie przekraczała granicy. Dlaczego tym razem magia ją opanowała? Przecież
była dość silna, żeby ją okiełznać. Więc co się stało? Nie potrafiły odpowiedzieć
na to pytanie. Wiedziały tylko, że sprawa nie może w ten sposób się zakończyć.
Że oto przed nimi rozpostarły się wrota nowej tajemnicy. I tym razem cała
piątka została do niej dopuszczona. Mikel i Paley doskonale zdawały sobie
sprawę, że dwie pozostałe kobiety w końcu zaczynają łączyć fakty. Szczególnie,
że Julie wciąż majaczyła powtarzając imiona mężczyzn oraz słowa „eksperyment”,
„oszustwo” i „niemożliwe”. Wiedziały, że
w końcu padną pytania. I odpowiedzi będą równie zaskakujące, co przewidywalne. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czujesz? – W pewnym momencie Diana wyszeptała w kierunku Mikel. Obie siedziały
pochylone nad czarownicą, starając wedrzeć się do jej podświadomości i ukoić
ból. Działały w zupełnie inny sposób. Czarownica była w stanie nakłonić do
jakiegoś uczucia, wydobyć je z wnętrza osoby i sprawić, żeby nią zawładnęło.
Wampirzyca natomiast sprytnie manipulowała uczuciami, dając osobie jedynie
złudzenie. Wdzierała się głęboko w podświadomość. Obydwie igrały z tak
delikatnym materiałem, jakie są uczucia. Były jak dwie siostry. Dobra i zła.
Prawdziwa i zakłamana. A jednak teraz łączyły swoje dary, żeby pomóc. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak – odpowiedziała po chwili wahania. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Co takiego? – Paley jak zawsze nie wytrzymała. Mokra szmatka, którą starała się
oziębić za pomocą czarów, spadła z czoła nieprzytomnej dziewczyny.
Niebieskowłosa tylko z irytacją wygięła usta, odrzuciła ją i szarpnęła ręką.
Nagle w powietrzu pojawiły się białe płatki śniegu. Na chwilę wszystkie
zaniemówiły, by zaraz skinięciem głowy wyrazić aprobatę pomysłu czarownicy.
Może w ten sposób szybciej ochłodzą jej ciało. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To jakby energia – Mikel wyszeptała, odpowiadając na pytanie zadane chwilę
wcześniej. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Też mi nowość – żachnęła się Laura – wy ciągle czujecie jakąś energię!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tylko to nie taka energia – Diana zmrużyła oczy – dawno już czegoś takiego nie
czułam. To jakby Julie ostatnio doświadczyła… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dość! – Mikel za dobrze zdawała sobie sprawę z tego, co chciała powiedzieć
wampirzyca. <i>Energia pochodząca od
mężczyzny</i>. Nie mogła jednak pozwolić, żeby to zdanie zostało wypowiedziane
na głos. I już nawet nie chodziło o Laurę, która była jeszcze niczego
nieświadoma. Ani nawet o obietnicę daną Oyi. Na Calachana ostatnio roiło się od
szpiegów. Nie mogły tak po prostu opowiadać o mężczyznach na prawo i lewo. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dobrze – Diana leniwie objechała usta językiem, świadoma, że wszystkie trzy
pary oczy przyglądają się jej uważnie – jednak nie łudź się, że nie upomnę się
o wyjaśnienia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Świetnie! – Laura prychnęła, zanim jednak zdołała dodać coś jeszcze, przerwała
jej Mikel. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dostaniesz je. Obie dostaniecie – poprawiła się, patrząc na blondynkę – ale to
nie jest ani czas, ani miejsce na takie historie. <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Cisza, która potem zapadła, zdawała się
podsycać powietrze. Gęsta atmosfera niczym ładunek wybuchowy, otaczała każdą z
nich. Wystarczyłby jeden nieostrożny krok. Jedno zdanie wypowiedziane w złym
momencie i wszystko by wybuchło. Trzask! Bum! I koniec. Tak niewiele
wystarczyło, żeby podpalić lont. Żeby zapoczątkować lawinę katastrofalnych
zdarzeń. Mikel usiadła w kącie i intensywnie myślała. Świadczyła o tym drobna
zmarszczka, która pojawiła się miedzy jej brwiami. W tym momencie to ona była
najlepiej poinformowana. Oczywiście poza nieprzytomną Julie. Brakowało jej
kilku faktów, żeby wszystko dokładnie ze sobą połączyć, ale pewien obraz coraz
wyraźniej rysował się w jej głowie. Zaczyna wszystko rozumieć, ale modliła się,
żeby to nie była prawda. Nawet nie wiedziała, kogo błaga. Po prostu posyłała
prośbę powtórzona po raz tysięczny w przestrzeń. Łudząc się, że ktoś im pomoże.
Bo jeśli ona cokolwiek z tego rozumie to jedynie to, że mają kłopoty. I jeśli
się nie myli, jedynym rozwiązaniem będzie ucieczka. <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Pycha! – Caine oblizał wargi, uśmiechając się przy tym szeroko. Jego srebrny
kolczyk wyróżniał się na tle skóry umazanej kremem czekoladowym. Był Siódmy
dzień tygodnia. Jego ulubiony. Dzień, w którym dostawali smakołyki. Zazwyczaj
jedzenie dostawali Drugiego i Piątego dnia, ale były to podstawowe produkty.
Dzień Siódmy oznaczał rozkosz. Słodkie, lepkie substancje, które rozpływały się
w ustach.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Lub bardzo dobre albo… - Rafe zaciął się, próbując znaleźć jeszcze jedno słówko
opisujące słodkości. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Daj spokój! – Ofuknął go blondyn. Wystarczyło, że w towarzystwie kobiet
wszystko powtarzał wielokrotnie, żeby brzmiało to dobrze. Przynajmniej ich
zdaniem – Adaś! – Ten tylko spojrzał na niego pytająco z irytacją marszcząc
brwi na to zdrobnienie. Barisa kiedyś go użyła i najwidoczniej Caine’owi
przypadło ono do gustu. W przeciwieństwie do samego Adama – A co tu było? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Co było? – Zdziwił się. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nooo… W nocy. Słyszałem coś. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To Julie – gdy tylko to powiedział, dwaj mężczyźni popatrzyli się na siebie a
później na niego. Na ich twarzach przez chwilę malował się szok, szybko
zastąpiony ciekawością. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Co ona tu robiła? – Rafe uważnie mu się przyglądał. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
I to w nocy – Caine uśmiechnął się jakoś dziwnie. Jakby nie chciał znać
odpowiedzi i w ostatniej chwili się rozmyślił. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Po prostu… tu… wpadła – szukał odpowiedniego słowa – nie widziała mnie. Na
początku. Przyszła… przypadkiem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Przypadkiem? – Zielone oczy Rafa powiększyły się kilkukrotnie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak! – Adam stracił cierpliwość. Odrzucił batonika, którego właśnie miał zamiar
zjeść i wstał. Dał słowo dziewczynie, że nic nikomu nie powie. Jakże mógł
oczekiwać, że ona utrzyma jego sekret w tajemnicy skoro sam nie zrobił tego
samego z jej? Doskonale zdawał sobie sprawę, że to poważna sprawa. Ale domyślał
się też, że niedługo przyjdzie czas, kiedy wszyscy poznają prawdę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak nie można – szept Rafa zatrzymał go w drzwiach. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jeśli jesteśmy tylko my – Caine ruchem reki wskazał na ich trójkę – ty nie
możesz nie chcieć nam mówić… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Chcę – przerwał mu – ale nie mogę. Ona sama wam powie. Tak myślę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> W takich sytuacjach rzeczywiście
irytowała go własna niesprawność komunikacyjna. Stąpał po cienkim lodzie, który
w każdej chwili mógł się załamać przez jedno nieostrożne zdanie. Sam tak mało
rozumiał, więc jak miał przekazać im cokolwiek? Liczył, że w najbliższym czasie
Julie przyjdzie do nich z garścią nowych informacji. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jej sekret? – Rafe spojrzał na niego ze zrozumieniem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak – wyszeptał – prosiła mnie – dodał usprawiedliwiającym tonem. Nie chciał
ich zawieść. Ale jeśli chciał kiedykolwiek wyplatać się z całej tej sytuacji,
potrzebował pomocy kobiet. One znały świat na górze. Wiedziały jak przeżyć. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To ważne? – Caine chyba również zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Kiedy Adam
skinął potakująco głową, zamyślił się. Przypomniał sobie o starej, szarej
teczce znalezionej dwa lata temu i starannie ukrytej w jego pokoju. Doskonale
pamiętał, jak ją zdobył. Z torby Barisy można było wyciągnąć wiele ciekawych
drobiazgów. Miała tego tyle, że nigdy nie zauważyła, że coś ginie. Była
zapominalska, dlatego posiadała kilka takich samych rzeczy. Szarych teczek było
kilkanaście. Nie wiedział czy ich zawartość była taka sama. Odruchowo wziął
jedną. Nie spodobało mu się to, co znalazł w środku. Jednak nikomu nic nie
powiedział. Czy to odpowiedni moment? A może to nie jest aż tak ważne? Caine
wcześniej się tak przekonywał, jednak odkąd czarownice zaczęły ich nauczać,
coraz częściej uważał, że nie jest to tylko zwykły kawałek papieru. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czekajcie – wymamrotał, machając ręką. Wybiegł z kuchni tylko po to, by w
przeciągu minuty wrócić z szara teczką w dłoni. Przez chwilę na jego twarzy
widać było wahanie, jednak zanim się rozmyślił, rzucił ją na blat stołu. Rafe
od razu sięgnął po nią i zdjął z niej gumkę. Nie pytał skąd ją ma. Nie musiał –
to tylko gra. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Gra? – To zawsze Rafe rozumiał wszystko
najlepiej. Tym razem jednak na jego twarzy malowało się niezrozumienie.
Natomiast Adam w lot pojął, o co chodzi. Bez trudu domyślił się nawet więcej
niż wiedział sam Caine. Nachylili się nad trzema kartkami. Każda opatrzona była
zdjęciem jednego z nich – dziwne – Rafe mruknął do siebie, ale wszyscy wiedzieli,
o co mu chodzi. To nie był jakiś tam świstek papieru. To poważny dokument. Czy
Anioł nie zacząłby go szukać? Spojrzeli na siebie z niepewnymi minami. Potem
wzięli do ręki kartki. <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">NUMER SERYJNY: 09487601<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">NAZWA ZWYCZAJOWA: Rafe<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">UCZŁOWIECZENIE: 8/9<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Wykazuje zdolności chłodnego
analizowania faktów. Mózg przyswaja fakty w tempie najszybszym. Zadawalające
postępy w przeróżnych dziedzinach nauki. Zdaje się wykazywać takie cechy jak:
wyrozumiałość, spokój, empatia i zrównoważenie. Mowa rozwija się, choć w
niezadowalającym tempie. Brak widocznych objawów agresji. Fizycznie rozwija się
prawidłowo (o wiele szybciej niż obecnie żyjące kobiety czy mężczyźni ze
Starego Ładu). <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: Consolas; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">NUMER SERYJNY: 09487602<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">NAZWA ZWYCZAJOWA: Caine<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">UCZŁOWIECZENIE: 8/9<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Wykazuje zdolności łatwego nawiązywania
kontaktów. Największe problemy z nauką. Zajęcia fizyczne zdają się przeważać.
Zdaje się wykazywać takie cechy jak: pracowitość, szczerość, wesołość,
bezpośredniość. Mowa rozwija się w niezadowalającym tempie. Często przebywa na
siłowni, ćwicząc ponad normę – oznaka głęboko ukrytej agresji. Fizycznie
rozwinięty ponad normę. <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: Consolas; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">NUMER SERYJNY: 09487603<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">NAZWA ZWYCZAJOWA: Adam <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">UCZŁOWIECZENIE: 8/9<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 12.0pt; line-height: 115%;">Wykazuje zdolności artystyczne
(prawdopodobnie ma bardziej rozwinięte zmysły). Bardzo przeciętny pod względem
nauki. Zdaje się wykazywać takie cechy jak: powaga, szczerość, odwaga,
małomówność. Mowa rozwija się nienajgorzej, aczkolwiek w tempie
niezadowalającym. Wygląda jakby agresji pozbywał się za pomocą medytacji.
Fizycznie rozwija się prawidłowo. <o:p></o:p></span></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Oczywiście nie rozumieli wszystkiego.
Chociaż Caine stwierdził, że po dwóch latach to już nie jest podejrzany bełkot,
a coś, nad czym warto się zastanowić. Wspólnie ustalili, że musza zaufać
kobietom. Ale tylko czarownicom. Istniała szansa, że one im pomogę. Że również
nic nie wiedzą o grze, w jaką zostały wciągnięte. Adam miał niezbity dowód, że
jego domysły były słuszne. Wiedział, że muszą uciekać. Tylko jak przeżyć w świecie,
o którym nie wiedzieli praktycznie nic? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
_________________________________</div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: x-small; line-height: 115%;">Wrzesień
uderzył we mnie jakąś nagłą falą. Jest tak, jakbym jeszcze nie obudziła się z
wakacyjnego snu. Już pierwszego dnia szkoły zaczęła się poważna nauka i moim
zdaniem to stanowczo za wcześnie. Ciągłe gadanie o maturze i naszym roczniku
jak o „eksperymencie” zaczyna mnie – delikatnie mówiąc – męczyć. Za to
zwieszona liczna godzin polskiego i historii cieszy mnie ogromnie! :D<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: x-small; line-height: 115%;">Rozdział
właściwie troszku nudny i już nie mogę się doczekać, kiedy akcja wreszcie
pójdzie do przodu (co najlepsze byłam z niego bardzo zadowolona, gdy pisałam go
jakoś na początku wakacji). Następny to jeden z moich ulubionych i z serii
tych, co to w ogólnie nie miało ich być. Ale coś mnie nagle tchnęło w tę moją blond
główkę i buum… zobaczymy co z tego będzie :) <o:p></o:p></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: x-small;"><span style="line-height: 115%;">Coś czuję, że od rozdziału 15 dużo będzie inspiracji Faustem (czytanym po raz </span><span style="line-height: 13px;">kolejny</span><span style="line-height: 115%;"> <3)</span></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: x-small; line-height: 115%;">Pozdrawiam!
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
</div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; line-height: 115%;"><span style="font-size: x-small;">P.S.
Czy na serio widzicie parę w Julie i Adamie? Bo, szczerze mówiąc, mi to do
głowy jakoś nie przyszło… </span><span style="font-size: 9pt;"><o:p></o:p></span></span></div>
Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-1252074453197903854.post-19716145012524851012013-08-17T00:24:00.001+02:002013-08-17T00:24:09.956+02:00Rozdział 9<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">S e k r e t y<o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;">„W
świecie własnego ciała jesteśmy zagubieni, jest ono dla nas mrokiem i
tajemnicą.” <br />
</span></i><span style="font-family: Consolas;">Antoni Kępiński </span><b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><o:p></o:p></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Ze zdławionym okrzykiem zamknęła
szufladę. Serce waliło jej w piersiach. Cofała się, zbyt przerażona, żeby
obmyślić jakikolwiek plan ucieczki. W pewnym momencie poczuła za sobą drzwi.
Działa instynktownie. Niczym w transie, tyłem, rysowała wzór. Tysiące myśli.
Niezrozumiałe słowa, który kłębiły się w jej głowie. Które zaczynały całkowicie
opanowywać jej głowę. Oddychała szybko. Miała wrażenie, że jej klatka piersiowa
faluje niczym opętana. Nie potrafiła opanować drżenia. Zdała sobie sprawę z
własnego strachu. O tak – bała się. Była pewna, że kłamstwa, którymi została
otoczona w dzieciństwie minęły wraz z buntem i wstąpieniem do Ruchu Oporu.
Jednak właśnie okazało się, że tu karmiono ją jeszcze gorszym świństwem. Wpadła
do pokoju i automatycznie usiadła na podłodze. Podkurczyła nogi, oparła czoło
na kolanach i starała się uspokoić. Jednak kiedy włosy opadły jej na twarz,
zakryła ją rękoma. Głośny szloch wyrwał się z jej piersi. Łzy leciały i
leciały, mącząc jej ubranie. Wraz z nimi powoli uchodziło z niej przerażenie a
w jej sercu pojawił się bunt. Płakała z wściekłości i strachu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Julie? – Aż krzyknęła, kiedy czyjeś dłonie chwyciły ją w pasie i podniosły do
góry – ciiii… - usłyszała uspokajające mruczenie. Pozwoliła się podnieść i
gdzieś zanieść. Domyśliła się, że musiała wejść do pokoi mężczyzn. Poznała
zapach Adama. Cieszyła się, że to właśnie na niego trafiła. Jego spokój działał
na nią kojąco praktycznie zawsze. Reszta musiała być w swoich sypialniach.
Przecież była noc. Nie wiedziała, co Adam robił w holu, ale cieszyła się, że go
spotkała. Potrzebowała teraz kogokolwiek. Nie chciała być sama. Chciała coś
powiedzieć, ale zamiast słów z jej piersi wyrwał się kolejny szloch. Wtuliła
głowę w jego pierś. Czuła się tak potwornie oszukana. Była pewna, że walczyła w
słusznej sprawie. Że cała ta cholerna przysięga miała służyć lepszemu życiu dla
nich wszystkich. Że mięli stworzyć nowy świat. Teraz jednak wszystko układało
jej się w całość. Podniosła głowę i spojrzała w ciemne oczy Adama. Aż parsknęła
ze śmiechu. Sytuacja wyraźnie go przerastała. Trzymał ją na kolanach i
niezdarnie poklepywał po plecach. Na jego twarzy rysowało się lekkie
przerażenie. Zupełnie nie wiedział, co robić.
Nigdy nie widział łez kobiety. Skąd miał wiedzieć, jak się zachować? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ty wiesz więcej, prawda? – A widząc, że nie wie, o co chodzi, uzupełniła –
rozumiesz dużo więcej niż mówisz. Niż my myślimy. I nie tylko ty – nagle do
niej to dotarło – wszyscy jesteście zupełnie inni, niż my uważamy. Uczymy was
czytać, pisać i mówić, sądząc, że macie rozum dziecka, ale tak nie jest.
Myślisz jak dorosły, jedynie nie potrafisz się wysłowić. Twoje uczucia wcale
nie są niedorozwinięte. Po prostu nie potrafisz ich okazać. Nie wiesz jak to
robić, bo za szybko rośniesz. Zbyt szybko rozwija się twoje ciało. Dlatego mowa
nie nadąża za myślami. Wiesz CO chciałbyś wyrazić, ale nie wiesz JAK to
wyrazić. Wiec bawimy się w kota i myszkę. Tak naprawdę to wszystko na nic. Ale
Oya musiała zdawać sobie z tego sprawę. Więc, o co chodzi? Czego my mamy was
nauczyć? – Słowa same spływały z jej ust. Ten potok przerwał dopiero mężczyzna,
który dłonią zatkał jej buzię. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dużo słów, Julie – skrzywił wargi w grymasie – trudne. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Och, Adamie – zaśmiała się szczerze, ufnie opierając głowę o jego ramię – Wierz
mi, że gdybym sama wiedziała, o co chodzi, to wytłumaczyłabym ci to. Ale sama
ledwo rozumiem – bezradnie wzruszyła ramionami. Adam jednak nie dal się zbyć
tak szybko. Mocno chwycił ją za ramiona i odwrócił twarzą do siebie. Nie
pozwolił jej spuścić głowy. Wyraźnie widziała determinację malującą się na jego
twarzy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Początek, Julie – spokojnie wytarł łzy z jej twarzy, dając jej do zrozumienia,
że skoro już tu jest, to musi mu wszystko opowiedzieć. Właśnie tego
potrzebowała. Ale przecież jak to ubrać w słowa. I czy można mu ufać? A może i
on kłamie? – Ty płakałaś. Czemu? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To nie takie łatwe. Nie wiem, od czego zacząć, co powiedzieć, jak to wyjaśnić. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tu był strach – wyszeptał pokazując palcem na jej oczy – koszmar? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Można tak powiedzieć. Bardzo chciałabym, żeby to mi się śniło. Ale niestety to
nie był sen. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
A co? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czy najpierw mogę zadać ci kilka pytań? – Spojrzał na nią uważnie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Już – a kiedy zaskoczona uniosła brew, nawet lekko się uśmiechnął – To
pytanie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ech, to poważna sprawa – zaprzeczając temu, kąciki jej warg lekko się uniosły. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zawsze poważna – westchnął – dużo pytań, Julie. Ale małe słuchanie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Małe słuchanie? – Zdziwiła się – próbujesz mi powiedzieć, że cię nie słucham,
tak? Kiedy? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Adam spojrzał na nią bardzo uważnie.
Już się nie uśmiechał. Intensywnie myślał. Zrozumiała, że właśnie zastanawiał
się na ile może jej zaufać. Trochę podniosło to ją na duchu, ponieważ chwilę
temu myślała o tym samym. Dobrze wiedziała, że zaufanie rodzi się z ostrożności
i właśnie nieufności. Zdawała sobie również sprawę, że niestety była tak
skupiona na tym, żeby nauczyć go pisać czy czytać, ale nigdy nie próbowała
zaskarbić sobie jego przyjaźni. Porozmawiać z nim. Miała jednak nadzieję, że
opowieści, które mu przekazywała, w jakiś sposób ich do siebie zbliżyły. Był
jej przepustką do odpowiedzi. Przez chwilę zdawało jej się, że już zadecydował,
jednak musiał w ostatniej chwili zwątpić. Ręką przeczesał włosy. Na czole
pojawiło mu się kilka poziomych zmarszczek. Pierwszy raz widziała go w takim
stanie. Zaraz jednak przytłoczyła ją myśl, że wcześniej po prostu nie zwracała
na to uwagi. Była zniechęcona. Uważała że to, co robią nie ma sensu. Teraz już
wiedziała, że wszystko to miało swój cel. Jeszcze go nie znała, ale w końcu do
tego dojdzie. Musi. Jeśli nie, po prostu zacznie inaczej podchodzić do swojego
zadania. Mężczyźni znacznie zyskali w jej oczach. Już wiedziała, gdzie
popełniały błąd. W czym tkwił problem. Jednak ta odpowiedz prowadziła do masy
nowych pytań. Bo skoro mężczyźni byli również wewnętrznie rozwinięci, to jaka
była w tym rola jej i dwóch pozostałych czarownic? Jeszcze raz spojrzała na
Adama. Chyba wreszcie się zdecydował. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dobrze nie mówię – zaczął, powoli dobierając słowa – ale dobrze słyszę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Lubisz słuchać, prawda? – Podpowiedziała delikatnie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak – skinął głową – ale inaczej widzę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Co to znaczy? Co widzisz inaczej? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Chyba wszystko. Ale się gubię – na jego twarzy znów pojawił się grymas. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
W czym? – przykryła jego dłoń własną. Miała nadzieję, że te drobne gesty pomogą
mu się przełamać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
W obrazach. Słyszę. Wiem, co mówisz. I Paley. I Mikel. I Oya. I Zonta.
Wszystkie. Ale… ja tak nie widzę. Nie mówię. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Masz problem z tym, żeby znaleźć odpowiednie słowa, tak? – Znów skinął
twierdząco głową.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mówię ręką – powiedział na wydechu, jakby zdradzał jej największy ze swoich
sekretów. Chociaż zdanie to wydało jej się absurdalne i zupełnie nielogiczne,
postarała się mówić tak, żeby go nie urazić. Czuła, że stara się przekazać jej
coś ważnego. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wiesz… chyba nie bardzo rozumiem – wyjaśniła spokojnie – Jak można mówić
dłońmi? Pokażesz mi? – Dodała szybko, widząc jego zawiedzioną minę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak – dodał po dłuższej chwili. Trochę zbyt gwałtownie zrzucił ją z kolan i
podszedł do jednej z szafek w pokoju. Rzadko tu bywała, ledwie wiedziała jak
wygląda pomieszczenie, dlatego zawartość szafek była dla niej zupełną
tajemnicą. Mężczyzna klęknął przed małą szufladą umieszczoną prawie przy
podłodze, otworzył ją i chwilę w niej pogrzebał. Wyciągnął jeden z zeszytów do
nauki. Był on jednak większy, a kiedy go otworzył, okazała się, że kartki są
zupełnie gładkie. Z kieszeni spodni wyjął niewielki ołówek. Przyłożył grafit do
kartki i wykonał kilka kresek. Zdziwiła się, że tak pewnie się nim posługuje.
Co prawda to jemu z całej trojki najłatwiej było pisać, choć robił to też
najbardziej niechętnie. Teraz jednak jego oczy świeciły się, widziała w nich
pasję. Pewnie rysował, doskonale wiedział, co chce przekazać. I faktycznie mu
to wychodziło. Już po chwili na szarawej kartce (jak wszystko na Calachana,
papier pochodził z odzysku) zaczęła pojawiać się… ona sama. Wtedy zrozumiała,
że Adam chce jej opowiedzieć jak ją dziś zobaczył. Choć postać na kartce się
nie poruszała, zdawało jej się, że widzi jak krótkie, czarne włosy falują z
każdym jej szlochem. Kiedy skończył jej postać zajął się tłem. Jednak nie
zaczął szkicować ściany, o którą się opierała. Te kreski były chaotyczne. Nie
układały się w żadną całość. Ale zrozumiała, co przedstawiały. To były jego
uczucia. Kolor oznaczał ich natężenie. Każda kreska, każda chmurka i każdy
niezidentyfikowany kształt były tym słowem, którego nazwy nie znał. Już
wiedziała, o co chodziło z mówieniem rękoma. Zwyczajnie to, co nie potrafił
powiedzieć, rysował. I miał ogromny talent. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To niesamowite – wyszeptała. Adam jakby otrząsnął się z zadumy. Spojrzał na nią
nieprzytomnie. Czyżby zapomniał, że ona tu jest? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mówię inaczej – też szeptał – ale mówię. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Adamie, mówisz piękniej niż większość znanych mi osób! – Nie posiadała się z
zachwycenia. To odkrycie bardzo ją zaskoczyło – dziękuję, że mi to pokazałeś.
Teraz rozumiem. Rozumiem o wiele więcej. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Brak? – kpiąco uniósł brwi. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czego? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Pytań – lekko się uśmiechnął. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Och, mam ich tysiące! – Wykrzyknęła i zaraz poczuła jak jego duża dłoń znów
zasłania jej usta. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Szyt! To noc! – Wtedy właśnie przypomniała sobie, że w tym podziemnym
mieszkaniu śpi jeszcze dwoje jego mieszkańców.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czy oni też malują? – Zapytała podekscytowana. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie. Caine mówi ciałem a Rafe mówi… no mówi – wzruszył bezradnie rękoma. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak, to prawda. Za Caina przemawiają jego gesty, mimika. Sposób w jaki rusza
ustami, rękoma, jak się zachowuje – wyjaśniła, widząc, że nie rozumie
wcześniejszych słów – za to Rafe uwielbia naukę. W tej dziedzinie robi
największe postępy z was wszystkich. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Chyba – westchnął – nikt nie wie – dodał ciszej i niepewnie spojrzał na nią. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Spokojnie. Nikomu nie powiem – pokrzepiająco chwyciła go za rękę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zonta widziała… to – wskazał na szkicownik. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Twoja matka? – skinął głową – i tak nie będę z nikim o tym rozmawiać. Nie znam
za dobrze Zonty. I… Adam, nie mów o tym szczególnie Aniołom, dobrze? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czemu? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Po prostu nie mów. Musisz mi to obiecać. Jeśli to zrobisz, przyjdzie pora na
moją część tajemnic – zobaczyła zainteresowanie w jego oczach. Ciekawość
zwyciężyła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Przysięgam – uroczyście wypiął pierś, sepleniąc lekko. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dziękuję. Obiecuję, że opowiem ci wszystko, jednak muszę mieć jasny obraz.
Dlatego chciałabym zadać ci jeszcze kilka pytań, dobrze? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak – westchnął. Nie był specjalnie zadowolony takim obrotem sprawy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
One mogę wydać ci się dziwne, więc… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Julie – przerwał jej. Wyczuła jego zniecierpliwienie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ilu mężczyzn widziałeś w życiu? – Rzuciła na wydechu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To żart? – Spojrzał na nią groźnie – Bo niby jest tylko ja, Rafe i Caine. Na
górze są inni? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tylko Yamaraj, pamiętasz, mówiłam ci… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak. Jestem zamknięty. Tu. – Podkreślił – nie widziałem go. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak, ale… niezupełnie o to mi chodzi. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Za trudne, Julie – zmarszczył czoło. Zdawała sobie z tego sprawę. Ale jak
wytłumaczyć mu coś, czego sama nie rozumiała? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Już nie raz rozmawialiśmy o tym, co było zanim wy się urodziliście – mówiła
powoli, starając się używać jak najprostszych słów i zdań – jesteście takim…
eksperymentem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wiem. – pokiwał głową ze zrozumieniem – ale inni byli źli. Ci przed nami. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak, Oya powiedziała, że byli wybrakowani. Nigdy nie powiedziała, o co chodzi
dokładnie, ale wyraźnie dala do zrozumienia, że byli czymś w rodzaju bestii.
Lub zwierzęcia. Ale nie byli do końca wykształceni. Wyobrażałam sobie to jako
ślepotę, brak ręki czy coś posobnego. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Oya tak mówiła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak wam mówiła? – Zapytała zdziwiona. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak – pokiwał głową – przy badaniu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Oya tłumaczyła nam, że te nieudane eksperymenty leżą w tym pomieszczeniu przed
waszym mieszkaniem. Widziałeś je kiedyś? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak, ale nie wychodzę. – Adam musiał widzieć kostnicę, kiedy ktoś wchodził lub
wychodził. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Rozumiem. Widzisz, byłam tam dzisiaj. – A widząc jego pytająca minę, dodała –
Ktoś, z kim rozmawiałam, miał podobne obawy, co ja. Że Oya coś ukrywa. Doszłam
do wniosku, że jeśli coś jest nie tak, to znajdę je w tym pomieszczeniu. Medycy
bardzo je strzegą. Jeśli je widziałeś, to wiesz, że są tak szuflady w ścianach.
Otworzyłam jedną z nich. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Adam drgnął. Doskonale pamiętał
przerażenie na twarzy Julie, kiedy wpadła do ich mieszkania. Nawet go nie
zauważyła. Jedynie osunęła się po ścianie i zaczęła szlochać. Był zagubiony.
Nie podobało mu się to. Nie wiedział, jak się zachować. Z duszą na ramieniu
podchodził do niej. Objął ją chyba instynktownie. Zesztywniał, kiedy krzyknęła.
Wtedy zrozumiał, że niekoniecznie dobrze postąpił. Musiał ją jeszcze bardziej
wystraszył. A przecież i tak była przerażona. Zdawał sobie sprawę, że może
obudzić resztę, więc zaniósł ją do siebie. Nawet nie spodziewał się, że może
być tak krucha i delikatna. Bardzo leciutka. Nigdy by nie pomyślał, że może
przypominać mu te spłoszone zwierzątka z książek. Była raczej jak lwica. Dumna,
niezależna i bardzo silna. Tak ją widział. Kiedy rozkleiła się na jego oczach,
był sparaliżowany. Może nawet bardziej niż ona. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Bałaś się. Płakałaś – teraz to on wziął jej dłoń w swoją – Co tam było? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mężczyzna.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
A kto miał być? – Zdziwił się. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nieee, nie taki. To nie był nieudany eksperyment. Był cały. To znaczy był… no
normalny. Żadnych ubytków czy nadwyżek. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ale jakoś umarł – powiedział, dając do zrozumienia, że jednak coś musiało być
nie tak. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
W tym problem, Adamie. Poczułam energię, która płynęła w jego żyłach. Potem
zauważyłam, że oddycha. Kiedy spojrzałam na jego twarz, miał otwarte oczy.
Patrzył się na mnie! – Szepnęła przerażona. Znów powróciło to dziwne uczucie.
Szloch kolejny raz wyrwał się jej z piersi. Mężczyzna szybko usiadł bliżej,
objął ją, jednocześnie starając się uspokoić. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie, nie to. Julie – jęknął zdesperowany. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Przepraszam – przetarła twarz rękoma – Co z tym zrobimy? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie wiem – bezradnie wzruszył ramionami – Ale… Julie…?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak? – Spojrzała w jego oczy pełne determinacji. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie jestem lalką. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Zrozumiała. Tym razem dokładnie
wiedziała, co chciał jej pokazać. Jeśli wszyscy żyli w kłamstwie, on nie
pozwoli dłużej sobą manipulować. Nie będzie marionetką, której końce sznurków
trzymane są przez Anioły. I, tak samo jak ona, chciał dowiedzieć się prawdy.
Chciał odkryć wszystko to, co ukryła Oya. Przekonać się jaki właściwie jest cel
jego pojawienia się na planecie. Jaki sens miało mieć jego istnienie. Wiedziała
też, że zrobi wszystko, co w jej mocy, żeby mu w tym pomóc. Od dziś miała nową
misję. Misję, która miała zmienić zupełnie wszystko. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
*</div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Całe
Centrum postawione zostało w stan najwyższej gotowości. Wojna nadchodziła
powoli. Amiya nie miała zamiaru z niczym się śpieszyć. Chodziło przecież o to,
żeby Buntownicy nie zyskali zwolenników. Wiedziała, że małe jest
prawdopodobieństwo, aby Elemes dołączyło do walk. Czarownice tam mieszkające
wolały chronić własne głowy niż zaprzątać je sobie całym światem. I dobrze.
Skoro nie były z nią, trzeba było mieć pewność, że nie obrócą się przeciw niej.
Ministrowie Prawicy jednak słusznie zauważyli, że jeśli szpiedzy mają rację i
na Calachana rzeczywiście przebywa Paley, czarownica w prostej linii wywodząca
się od Amazonki… Cóż. Znaczyłoby to, że Oya równie konsekwentnie szykuje się do
walki. Samą Amiyę nawiedzały czasem wątpliwości. Pamiętała jednak o swoim asie,
kamiennej płycie nagrobkowej. Dzięki temu głęboko wierzyła, że wygrana jest po
jej stronie. Nie było innej możliwości. Świat, który ona stworzyła, był dobry.
Wszystko , co zrobiła, wynikało z troski o kobiety. I będzie tego bronić. Do
ostatniego tchu. Wiedziała, że znajdzie sojuszników. Przede wszystkim cieszyła
się z bezwarunkowego oddania Nessos, krainy ogromnej, cieszącej się okrutną
sławą. To właśnie to miejsce wampiry upatrzyły sobie jako swoje państwo. W
Imperium panowały konkretne zasady. Przede wszystkim kobiety musiały przed
przemiana urodzić co najmniej jedno dziecko. Przemiana nie mogła się dokonać
później niż do czterdziestego roku życia, gdyż do tej chwili ciało jest zdolne
przetrwać kilka pierwszych dni. Najtrudniejszych dni w całym wampirzym
istnieniu. Wypełnionych bólem zmieniającego się ciała i okrutnym pragnieniem.
Badania wykazały, że mniej więcej po czterdziestym roku życia kobiece ciało
zmienia się i nie jest w stanie się przystosować. Naczelna siostra jednak
głęboko wierzyła, że to młodość daje kobietom siłę. Nigdy nie wpadło jej do
głowy, że prawdziwa mądrość i szczęście może przyjść z wiekiem. Dlatego kobiety, które nie chciały poddać się
przemianie, zostawały wysyłane na Nippe, wyspę starości na północy planety,
gdzie czekały na stracenie. Ciała zakopywane były na Wsypach Adrisos, gdzie
dusze znajdowały spokój. Owe miejsce przeznaczono na cmentarzysko, gdyż Amiya
twierdziła, że skoro po śmierci wszystkie dusze mają się spotkać w jednym
miejscu, to po co mają wędrować przez kontynenty? Nie była w stanie zapobiec
śmierci sióstr. W wampira można było przemienić tylko człowieka czystej krwi. A
przecież i one czasem padały ofiarą morderstw. Inne stworzenia były
długowieczne, ale w końcu przychodził czas i na nie. A ona chciała zapewnić im
należyty spoczynek. Przecież były siostrami… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Sunąc
palcem po globusie, zastanawiała się nad tym jak pozyskać kolejnych
sojuszników. Zdała sobie sprawę, że trochę zaniedbała niektóre ziemie. Co na
przykład dzieje się w Górach Mitris, na wschód od Centrum, po tym jak wytępiła
wszystkich łowców? Czy osiadł się tam ktoś nowy? A może surowe warunki gór
śmierci nie kusiły nikogo? Ale właściwe czy powinna przejmować się tym aż tak?
Oprócz Nessos, chętne są do współpracy także Miasta Sorta. Była to myląca nazwa,
gdyż owe miasta miały ogromną powierzchnię. Z lotu ptaka wyglądało to tak,
jakby woda przecinała je na trzy plamiste części. Każda z tych „plam” było
miastem – państwem. W każdym panowała monarchia. Oczywiście pod jej
zwierzchnictwem, potomkowie pierwszych siedmiu wampirzych klanów sprawowali
władze nad swoim miejscem na Ziemi. Samą Amiyę bardzo ta sytuacja bawiła.
Ceniła każdą królową, ale ich spory toczyły się już tyle lat, że miasta te
nazywane były miastami wojny. Nigdy jednak nie doszło tam do żadnej masakry,
dlatego pozwalała im bawić się po swojemu. Amiya miała więc po swojej stronie
siedem potężnych klanów z Miast Sota oraz nomadów z Nessos. Właściwie nie
trzeba jej było nic więcej. Wampir to najdoskonalszy drapieżca. Walkę zapisaną
ma w genach. Co prawda geny te są odrobinkę osłabione, gdyż w imperium wampiry
posilały się ludźmi, ale nie mogły ich zabijać. Były i takie, które starały się
przeżyć na zwierzątkach, ale… Cóż. Takie wybryki natury tylko śmieszyły innych.
Większość wampirów miała układ z określoną liczbą kobiet: krew za obronę. Choć
właściwie w Imperium było bezpiecznie, przyjemna była świadomość posiadania
wampira jako obrońcy. A ponieważ kobiety sobie ufały, nie było obaw, że
wampirzyca się nie powstrzyma. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Wzywała mnie Pani? – Różowa
czupryna miękkich, pofalowanych włosów wraz z drobnym, kusząco zaokrąglonym
ciałem zajrzała do komnaty. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Tak. Wejdź – przyjrzała się swojej
„pokojówce”. Mia była bardzo oddana i bez żadnych sprzeciwów zawsze wykonywała
swoje zadania. Amiya jej ufała chyba najbardziej ze wszystkich ludzi w tym
otoczeniu. Nie miała pojęcia czy kobieta zdaje sobie z tego sprawę, ale jeśli
nie – może nawet lepiej. Ostrożności nigdy dość. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Czy coś się stało? – Jasne, oczy
przyglądały jej się bystro. Usiadła we wskazanym miejscu, dokładnie naprzeciwko
niej. Nie uśmiechała się. Jednak nawet powaga nie potrafiła sprawić, żeby jej
rysy były mniej dziecięce. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Ile już u mnie jesteś, Mio? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Sześćdziesiąt lat. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- A ile dzieci urodziłaś przed
przemianą?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Zostałam przemieniona bardzo
wcześnie – zaczęła, jednak widząc niezadowolenie na twarzy rozmówczyni, szybko
wydusiła - jedną. Urodziłam jedną córkę.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Gdzie ona teraz jest? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie wiem, Pani. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie masz z nią kontaktu? –
Zniecierpliwiła się. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie, Pani.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- W jakim wieku poddała się
przemianie? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Ona – zająknęła się, patrząc jej w
oczy – ona nie poddała się przemianie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Musiałaś zostać przemieniona
najdalej w dwudziestym roku życia – pewnym głosem Amiya zaczęła snuć
przypuszczenia – Więc czas przemiany twojego dziecka już nadszedł. Skoro nie
masz z nią kontaktu to skąd możesz wiedzieć, ze nie chce się jej poddać?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Dalice – przełknęła ślinę w
myślach przywołując obraz fioletowowłosej
dziewczyny o smutnych, fiołkowych oczach wiecznie przebywającej na łonie
natury. Choć to nie ona ją wychowywała, przez jakiś czas wiedziała, co dzieje
się w jej życiu – nie może zostać przeminiona. Nie jest czystej krwi. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Słucham? – Zdumienie odmalowało
się w ochach kobiety – niby jakim cudem?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Niestety nie znam całej historii.
Wiem tylko, że została naznaczona. Wybrana. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- W jaki sposób? – Amiya starała się
nie okazywać leku, który nagle przeszedł jej ciało. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Powiadają – zawahała się –
powiadają, że to sprawka Daronei. Że dała jej moc, aby ta w zamian była jej
piekielnym posłańcem. Nigdy nie wierzyłam w te historie, ale prawda jest taka,
że Dalice zapadła się pod ziemię. Słuch o niej zaginął. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- A dziecko? – Emocje zaczęły brać
górę. Głos zdradzał coraz więcej - Czy
urodziła dziecko?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Tak, Pani. Była w ciąży, kiedy to
wszystko się stało. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Kto to? – Wstała, nie będąc w
stanie opanować drżenia głosu. – Czy ją znam? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Tak, Pani – powtórzyła, delikatnie
wyginając sobie palce. Czuła, że wiadomość o tym kim jest jej wnuczka nie
spodoba się władczyni – Dziewczyna również ma moc. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Imię, Mia! Potrzebne mi jej imię! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Julie – Amiya opadła na krzesło.
Poczuła, że robi jej się słabo. Czy to możliwe? Czyżby Oya odkryła to, co ona
tak skrzętnie ukrywała? Czyżby ta mała, czarnowłosa czarownica była kluczem do
zniszczenia jej samej? Od samego początku wiedziała, że jej silna. Jej moc na
to wskazywała. A jeśli Dalice była w stanie błogosławionym podczas namaszczenia
przez Daroneę, jej dziecko też musiało być. A to klasyfikowało je do jej
najniebezpieczniejszego przeciwnika. Pytanie brzmiało, czy Oya wiedziała jaką
potęgę ma przy sobie? Była Aniołem. Ona są zbyt pyszne. Uważają się za naczelne
istoty. Takie, które niekoniecznie nalezą do tego świata a już na pewno nie do
Ziemi. Czy więc doceniła swoją podopieczną? Ona, Amiya, zaraz by się nią
zajęła. Tak moc! Tak władza! Och, gdyby tylko była po jej stronie! Na co jej
tyle wyszkolonych wampirów, skoro ta dziewczyna jest je w stanie pokonać? A
może… Przecież istnieje szansa, że o niczym nie wie. Lub nie panuje nad mocną.
Wtedy czeka ją śmierć. Ale byłoby to bezsensowne. Już drugi raz nie popełni
tego błędu. Nie zlekceważy przeciwnika. Zresztą… Nie, nie można zmarnować takiego
talentu. Zwyczajnie trzeba pozyskać ten diament i oszlifować go. A wtedy
pozyska dla siebie brylant tak ogromny, tak wspaniały…! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="tab-stops: 35.45pt; text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Wyjdź – rozkazała. Gdy Mia
skłoniła się i odeszła, odetchnęła. Już wiedziała, co trzeba zrobić, żeby
wszystko ułożyło się po jej myśli. Nie było to łatwe zadanie. Ale też nie było
niewykonalne – Po prostu czeka cię sporo pracy, Amiyo – uśmiechnęła się do
siebie, kładąc rękę na globusie. Zakręciła kulą, a zatrzymując ją palcem, jej
paznokieć wskazywał dokładnie Calachana. Małą wysepkę, którą będzie musiała się
teraz zając. A raczej pewną małą dziewczyną o ogromnej mocy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">_________________________________________________________<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: x-small;">Troszkę zmian.
Znudziły mi się zarówno karty jak i szablon. Taki to sobie, ale… ujdzie.</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: x-small;">Długo mnie nie było.
Cóż, wakacje :D Ale nie próżnowałam, mam trochę towaru na przyszłe tygodnie (możecie
zobaczyć w „spis treści”) i jestem diabelnie dumna z tego, że naskrobałam coś
tam do przodu. Mało tego, miałam ogromną frajdę pisząc to wszystko. Szperałam w
książkach, necie i wysupłałam kilka historii – a jak! Może nareszcie będzie się
działo :p</span></div>
<br />
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: x-small;">Pozdrawiam cieplutko :D </span></div>
Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-1252074453197903854.post-85774053649770065952013-07-07T22:37:00.001+02:002013-07-07T22:37:46.283+02:00Rozdział 8<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">E k s p e r y m e n t <o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;">„Ufność
niewinnych jest największym darem dla kłamcy” <br />
</span></i><span style="font-family: Consolas;">Stephen King </span><b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Kolorowa
papuga zaczepiła ostre pazury o gałązkę. Przechyliła swoje umięśnione ciało pod
dokładnie takim kątem, żeby móc obserwować otoczenie. Przez chwilę otworzyła
dziób, jednak nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku. Jej czerwony ogon
zakołysał się na wietrze. Chyba znów szykowała się do lotu. Bezkresy tej krainy
zbyt ją kusiły. Uniosła jedno skrzydło. Ogromne, kolorowe, majestatyczne.
Niebieskie piórka zakańczały zielono-żółto-czerwoną mieszankę. Drugie skrzydło
łapczywie zagarnęło powietrze. Ptak znów się uniósł. Pod nim rozpościerała się
ogromna rzeka. Miejscowi uważali ją za źródło życia wszelkiego stworzenia
świata. Potężna czarownica imieniem Amazonka zlitowała się kiedyś nad ludźmi i
poświęciła swoje życie, zamieniając się w drogocenną wodę. Mieszkańcy byli jej
tak bardzo wdzięczni, że zasadzili tam pełno roślinności, tworząc tym samym
najwspanialszy grobowiec i oddając hołd tej, która uratowała ich istnienie.
Tego samego czasu zaczęły się dziać przedziwne rzeczy. Ludzie pijacy wodę z
ogromnej rzeki, zaczęli odkrywać w sobie zdumiewające zdolności. W ten sposób
Amazonka przekazała swoje dziedzictwo pierwszemu pokoleniowi czarowników.
Legendy te tworzyły świat nad potężną rzeką. Kolebka magii była niezwykła.
Fluidy mocy tak mocno przesiąkły te tereny, że zwykli ludzie bali się tu
zapuszczać. Tylko wolni i niezależni osobnicy mięli odwagę na tak ryzykancki
ruch. Musieli być niczym owa papuga. W jej głowie nie było miejsca na strach.
Unosiła się, wiedziona instynktem. Płynęła w powietrzu, raz po raz przecinając
je kolorowymi skrzydłami. Jej wdzięczna postać uświetniała to miejsce. Z jej
piersi wyrwał się skrzek, odbijający się echem po bezkresach tego miejsca. Para
wodna spiętrzała się ponad wodą, kłębiła między potężnymi konarami, docierając do wszystkich zakątków. Drzewa
wyrastały z wody, bagien i wszelakich podmokłych terenów, wznosząc się wysoko
ponad nimi. Soczyste, rozłożyste liście przeplatały się tworząc mozaikę różnych
kolorów zieleni. Wszelka zwierzyna miała tu swój raj, żyjąc w bezwarunkowej
symbiozie. Gdzieś gruby, spróchniały konar łączył dwa brzegi rzeki. Porośnięty
mchem stanowił idealne miejsce do przechadzek dla ludzi i zwierząt. Kolorowy
ptak usiadł na nim ostrożnie, w każdym momencie gotowy do ucieczki. Zapatrzył
się na ogromny, rozłożysty liść, swym końcem delikatnie zanurzony w wodzie. Krajobraz
zapierał dech w piersiach nawet tym, którzy mieszkali tu na stałe. Gdzieś w
oddali słuchać było szum wodospadu. Papuga poruszyła się niespokojnie. Coś ją
zaniepokoiło. Powoli i dość niezgrabnie przesunęła się kawałek w stronę źródła
hałasu. Jej czujność wzrosła. Świadczyły o tym nerwowe ruchy głową. Nagle znów
otworzyła dziób i ostrzegawczo zaskrzeczała.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Cicho już! Cicho!<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Zza
drzew wyłoniła się niebieska czupryna długich, prostych włosów. Dziewczynka miała
może z sześć lat. Uśmiechała się radośnie. Była częścią Elemes. Ta kraina żyła
w niej. On żyła tą krainą. Miało się wrażenie, że magia tworzy wokół niej
delikatną poświatę. Mieszkanki Elemes przeważnie władały żywiołami. Paley, bo
tak nazywała się mała, nie różniła się zbytnio od innych. Była dzieckiem
wychowywanym w duchu wolności. Amiya bała się tu zapuszczać. Wiedziała, że
żadna wiedźma nie odważy się zaatakować swojej kolebki. Dlatego tutaj życie
płynęło zupełnie inaczej. Ich magia nie była niczym ograniczona. Kobiety żyły
tu biednie, wręcz bardzo pierwotnie. Jednak magia czerpana z Matki Ziemi oraz
od ukochanej Amazonki pozwalała im przeżyć w całkiem godziwych warunkach. Były
szczęśliwe. Choć buntownicy często zarzucali im, że nie ingerują w sprawy świata.
Był to niezaprzeczalny fakt. Wiedźmy z krainy Elemes zwanej również Nowym
Światem nie angażowały się politycznie. Czy było to egoistyczne? Jedni mówili,
że bardzo. Przecież były najsilniejszymi ze wszystkich czarownic! Kto wie, ile
mogłyby zrobić! Ile zdziałać! Jednak czy uczciwym była nakazać wiedźmom narażać
własne życie i moce dla innych? Może tylko stwierdzić, że ile ludzi, tyle zdań.
One raczej nie słuchały ani tych, którzy je bronili, ani tych, którzy
oczerniali. Nigdy się nie tłumaczyły. Po prostu żyły według tradycji. Według
zasad ustanowionych przez Amazonkę. Paley
jednak jeszcze nie znała tych głosów. Była za młoda, żeby zdawać sobie sprawę z
zagrożeń jakie niesie ze sobą świat. Być może właśnie dlatego siedziała teraz
na powalonej kłodzie i mówiła do kolorowej papugi. Ta patrzyła na nią z uwagą.
Wydawało się, że jej słucha. Dla przeciętnego człowieka było to niezwykłe
zjawisko, jednak zwierzęta wyczuwały dobroć i magię dziewczynki. Dzięki temu
nie uciekały. Niebieskowłosa dziewczynka uśmiechała się szczerze i całkowicie
pochłonięta własną opowieścią nie słyszała, że ktoś ją woła.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- … i wtedy zwyczajnie
użyłam magii, rozumiesz ptaszku? Doszłam już do drugiego stopnia! Drugiego! –
Emocjonowała się – ależ to było dziwne uczucie. Babcia mówi, że kiedyś będę bardzo potężna! I wiesz co wtedy zrobię?
Pójdę do…<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Do domu, kochanie.
Teraz pójdziesz do domu i wreszcie przygotujesz się do jutrzejszej zmiany
miejsca – zza drzew wyszła jej mama. Była to dość pulchna czarownica o śniadej
cerze i ciemnozielonych włosach. Miała delikatne rysy twarzy i kilka zmarszczek
wokół oczu. Uśmiechała się dobrotliwie, patrząc na swoją pociechę. Bez
wątpienia była z niej dumna. Jak każda matka. Rossa jednak miała swoje powody,
żeby uczciwie powiedzieć, że jej dziecko jest niezwykłe. Nawet jak na
czarownicę.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Muszę, mamusiu? –
Zadała standardowe pytanie, jednak już wstawała – chodź – mruknęła do ptaka i
zaoferowała mu swoje ramię. Papuga bez wątpienia ją zrozumiała, posłusznie
bowiem wzbiła się w powietrze i usiadła na dziewczynce, pieszczotliwie kłapiąc
dziobem nad jej uchem.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Oczywiście.
Wyruszamy z samego rana – Rossa groźnie zmarszczyła brwi. Była świadoma, że jej
córka nie jest szczęśliwa z powodu ciągłych przeprowadzek. Jednak ogromna,
pradawna rzeka nie była aż tak łaskawa. Raz na jakiś czas cała wioska musiała
się „przemieścić”, gdyż grunt pod nimi nawet z pomocą czarów był zbyt bagnisty.
Koczowniczy tryb życia pomagał też w kamuflażu. Co prawda wiedźmy nie
spodziewały się, żeby Amiya je zaatakowała, ale ostrożności nigdy za wiele.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Paley
westchnęła teatralnie, dumnie uniosła podbródek i z kolorowym, ogromnym ptakiem
na ramieniu zaczęła marsz po kłodzie. Jej biała sukienka powiewała na
delikatnym wietrze a bose stópki, przyzwyczajone do tych terenów, szły pewnie.
Mały, zadarty nosek zdradzający upór dziewczynki zaciągnął się dusznym, parnym
powietrzem. Mimo wszystko prawdopodobnie była jedną z najszczęśliwszych
sześciolatek na świecie.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Czternaście lat później,
dwudziestoletnia już Paley, nie odważyłaby się połączyć przymiotnika
„szczęśliwa” wraz z własnym imieniem. Elemes było wspomnieniem. Dziecięcym
światem urojeń i fantazji. Kolorowych zwierząt i kwiatów. Niezwykłością rzeki i
każdego kolejnego poranka. Wolnością, która je zespajała. I je odróżniała od
innych wiedźm. Czyż nie stała się taką osobą, jaką zawsze pogardzała?
Sześcioletnia Paley ceniła sobie wolność. Może właściwie nie rozumiała tego
słowa, ale była to wartość zaszczepiona w jej sercu. Po prostu nią żyła. Kiedy
słyszała opowieści o innych czarownicach pracujących dla Amiyi, była
przerażona. Jak można powalić górę?! To gwałt na zasadach rządzących magią! Teraz
sama już nie była pewna słuszności swoich wyborów. Przysięga, którą złożyła Oyi,
bardzo jej ciążyła. Czuła się niczym ptak w złotej klatce. Chciała przygody, w
zamian za to została niańką. Mężczyźni byli jej dość bliscy, chyba dogadywała
się z nimi najlepiej z dziewczyn. Mimo to nie była zadowolona z efektów. Czuła,
że stoi w miejscu. Tak bardzo chciała odmiany. Czynnej walki. Kiedy zgodziła się
wyruszyć na Calachana, sądziła, że może zmienić świat. Że przyczyni się do
powstania czegoś niezwykłego. Teraz jednak nic już nie było takie proste. I nic
nie układało się po jej myśli. Jakaś część jej serca kazała złamać jej
przysięgę i powrócić do domu, do Elemes. Jednak inna, która jak na razie
wygrywała, posłuszna była złożonej obietnicy. Nie mogła narazić przyjaciółek na
niebezpieczeństwo. To byłoby nieuczciwe. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Niezwykle! Paley i cisza! – Kąśliwa uwaga Mikel wyrwała ją z zadumy. Czarownica
usiadła obok i podciągnęła kolana pod brodę. Uśmiechnęła się blado – Widzę, że
jesteś tak samo wykończona tym wszystkim jak ja. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To chyba nic niezwykłego – mruknęła – mam wrażenie, że to zadanie odbiera mi
całą magię. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Świetnie cię rozumiem. Zastanawia mnie jedynie podejście Julie do tego
wszystkiego…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Co masz na myśli? – Paley spojrzała na nią uważnie. Słońce ogrzało jej twarz,
więc zmrużyła oczy. Jako czarownica była dojść spójna z naturą, jako wychowanka
Elemes tym bardziej. Wynikało z tego kilka przywilejów. Słońce na przykład nie
raziło jej aż tak bardzo jak zwykłego człowieka. Przynajmniej taka była plotka.
Laura krzywiła się i zaciskała powieki za każdym razem, kiedy jasne promienie
docierały do jej oczu. Dla Paley było to jedynie przyjemne ciepło. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mam wrażenie, że Julie poddała się już na starcie. Nie wierzy ani w nas, ani w
powodzenie zadania. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Bądźmy szczerzy, Mikel – westchnęła – żadna z nas nie wierzy. Ale to prawda,
Julie jest najbardziej negatywnie nastawiona. Ale była taka jeszcze zanim poznaliśmy
tajemnice podziemi Bazy Dowodzenia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ona coś ukrywa, Pal. Zbytnio spoufala się z Dianą. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Co w tym złego? – Zdziwiła się – zresztą każda z nas nosi w sobie jakiś sekret.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Diana ma specyficzny sekret – czarownica wydęła czerwone usta i spojrzała na
nią ponad ciemnymi szkłami okularów przeciwsłonecznych – a jeśli to jest twój
sposób na wyciągnięcie kilku smakowitych kąsków z mojej przeszłości, to ci się
nie uda. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ty i Diana macie wspólną przeszłość?! – Niebieskowłosa aż zachłysnęła się
powietrzem, kiedy dotarło do niej drugie dno słów koleżanki. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Przecież nic takiego nie powiedziałam – żachnęła się wstając. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ale to zasugerowałaś! – Dziewczyna zaśmiała się również wstając – oj, Mikel! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Powiem ci tylko jedno, Pal – biało-czarne włosy zafalowały na wietrze, kiedy
schyliła głowę ku siostrze – wiem, że ciekawość zżera cię od środka… i chyba ma
ku temu powód. Tak, zdecydowanie jest ku temu powód. Sekrety, Paley, rodzą nowe
sekrety. A w świecie, gdy dobro miesza się ze złem nie ma granic nie do przebycia.
Czasem musimy dokonywać wyborów, które są tak samo słuszne, jak i złe. Ale
bywają takie dni, kiedy ból w naszych sercach zwyczajnie nas rozsadza. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Raz jeszcze spojrzała na osłupiałą
twarz przyjaciółki, uśmiechnęła się z przymusem i odeszła w drugą stronę. Ostatnio
przeszłość wracała do niej zbyt często. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;">*</span><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Miała dziwne przeczucie, kiedy
otwierała pierwsze drzwi do schronu mężczyzn. Oszalałe serce waliło jej w
piersi. Nie powinno jej tu być. Czuła, że właśnie przekracza granicę. Że jeśli
zrobi to, co zaplanowała, nie będzie wyjścia. Ale nie było odwrotu. Ciekawość,
którą jeszcze podsyciła Diana, zwyciężyła. Musiała wiedzieć. Musiała zrozumieć.
Nie było innej możliwości. Doszła do wniosku, że jedyne, co może zrobić, to
sprawdzić swoje przypuszczenia. Przekonać się czy ma rację. Kiedy drzwi
skrzypnęły, drżąca stopa przekroczyła próg. Jasne prosektorium z nieudanymi
eksperymentami stanęło przed nią otworem. Delikatnie zamknęła pomieszczenie i
najciszej jak umiała podeszła do pierwszego uchwytu na ścianie. Te ukryte
szuflady miały skrywać nieudane wersje mężczyzn. Co to znaczyło? Z czego byli
„wykonani”, skoro ich ciała nierozkładany się pomimo upływu kilku miesięcy
(może nawet lat). Ale miała też jeszcze jedno – najważniejsze – pytanie: jaki
był sekret Oyi? Przygryzła wargę i drżącą ręką pogładziła uchwyt. Zimny metal
zdarzył się z gorącą skórą. Ręka mocniej zacisnęła się na rączce. Szarpnęła.
Zgrzyt rozsuwanej szuflady wydał jej się grzmotem w ciszy, która panowała w
kostnicy. Ale czy na pewno? Czy faktycznie była to kostnica? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Julie ledwo stłumiła krzyk, który
uwiązł jej w gardle. Oskoczyła niczym oparzona. To faktycznie mężczyzna.
Dokładnie taki jak Adam, Caine czy Rafe. Teoretycznie nic z wyglądu nie
odróżniało go od nich. Co więc było nie tak? Nie potrafiła powiedzieć.
Mężczyzna była nagi i pasował do opisu, jaki przekazywały <br />
Anioły. Nigdy jednak nie widziała swoich podopiecznych bez ubrań, więc nie
mogła stwierdzić czy istnieje jakaś różnica. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Spokojnie – nakazała sobie cicho. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Podeszła nieśpiesznie. Miała wrażenie,
że jej serce zaraz osiągnie maksimum możliwości. Przyjrzała się uważnie temu
okazowi. Musiał mieć jakieś metr dziewięćdziesiąt wzrostu, blada skórę i jasne
włosy. Jego ciało pozbawione mięśni, co specjalnie jej nie zdziwiło – przecież
nie mógł ich ćwiczyć. Był przymocowany do blatu: dwa grube pasy krępowały jego
nadgarstki i nogi. Trochę to ją zaniepokoiło. Przecież nie żył, więc po co trzymać
go skrępowanego? W jego ciało wbitych było kilka igieł, połączonych siecią
rurek z niewielkimi woreczkami z kolorowymi płynami o różnej gęstości. Nie
potrafiła jednak ich nazwać. Wyciągnęła rękę nad jego ciało i odskoczyła po raz
kolejny. Czuła energię wydobywającą się z jego żył. Dotknęła jego
przedramienia. Skóra była chłodna, ale nie lodowata. Co to powodowało? Dlaczego
wydobywało się z niego ciepło? Czyżby krążyła w nim krew? To było niemożliwe,
ale przecież ją czuła. Nie było mowy o pomyłce. I, kiedy tak o tym pomyślała,
dostrzegła jeszcze coś. Jego porośnięta jasnymi włosami klatka piersiowa powoli
unosiła się i opadała. Oddychał. Wstrzymała oddech. Nachyliła ucho nad jego
ustami. Prawdopodobnie zwykły człowiek nie zauważyłby nic nadzwyczajnego. Jednak
ona była wyczulona na naturę. Nie miała wątpliwości – oddychał. Słabo, bo
słabo, ale oddychał. I wtedy poczuła coś jeszcze. Dziwne przeczucie, które
nakazało jej odwrócić się i spojrzeć jej w twarz eksperymentu. Serce zabiło jej
mocniej. Zaraz później stanęło, niezdolne do jakiejkolwiek pracy. Zamrugała, pewna,
że się przewidziała. Jednak to nie było złudzenie. Spoglądała na nią para
niebieskich oczu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Idealnie obcięte paznokcie w kolorze
głębokiego fioletu niecierpliwie stukały o jasny blat stołu. Był to ogromny
mebel w kształcie litery „V”. U zbiegu
dwóch blatów stał jej tron. Było to misternie rzeźbione krzesło, jednak bez
specjalnego luksusu. Było piękne, ale twarde i niewygodne. Specjalnie jej to
nie przeszkadzało. Nie zdarzało jej się przejmować takimi szczegółami. Była
zbyt praktyczna. Amiya idealizowała wiele rzeczy. Wszystko wokół niej musiało
być dokładnie zaplanowane, sprecyzowane, piękne – po jej myśli. Musiało być <i>idealne</i>. Można stwierdzić, że sama ta
cecha nie jest niczym złym. Idea również nie. Jednak problemy pojawiały się,
kiedy z idei zrobi się cel. Oraz ma się środki, żeby ten cel osiągnąć.
Wampirzyca je miała. I właśnie to doprowadziło do zagłady Starego Ładu. Wiele
można o tym mówić. Ciężko znaleźć tylko dobre lub tylko złe argumenty
przemawiające za zmianami. Czyż można winić Amiyę za wszystko, co zrobiła? Jej
intencje były czyste. Czyż teraz nie było lepiej? Mężczyzna przestał dominować,
wymuszać, krzywdzić, gwałcić. Kobieta nie była jego zabawką. Już nigdy nie
miała być poniżana, gnębiona. Jej wolność nigdy już nie była naruszona. Ale czy
na pewno? Ile wolności było w świecie całkowicie kontrolowanym przez Naczelną
Siostrę? Jednak nie można było jej odmówić jednego: kochała je wszystkie. Była
niczym matka troszcząca się o swoje ukochane dzieci. Czasem robiła cos, co im
się nie podobało, ale zawsze w słusznych intencjach. Zawsze mając na względzie
ich dobro. Dlatego tak bardzo bolała ją zdrada Oyi i kobiet z Ruchu Oporu. To
nie były zwykle buntowniczki. Choć one prawdopodobnie o tym nie wiedziały. Za
to wiedza Aniołów sięgała dużo dalej. Szczególnie ich przewodnicząca była dokładnie
poinformowana. Wybrała konkretne osoby, które po namowach przeszły na jej
stronę. Same w sobie nie były dla niej zagrożeniem, jednak wybuchowa mieszanka,
którą razem tworzyły, była istotnie niebezpieczna. Dobrze wiedziała, kto
pociąga za sznurki, ale, szczerze mówiąc, dziwiła się, że wszyscy tak
bezgranicznie ufają przywódcy. Czy z definicji Anioła przypisana jest mu
prawdomówność, uczciwość i absolutny brak przemocy? Ależ tak. Czy jednak można
zmanipulować otoczeniem w ten sposób, żeby nie złamać zasad jednocześnie
osiągając cel nie do końca uczciwie? Oczywiście! Oya dobrze wiedziała jak
omijać prawdę. Nigdy nie kłamała, jednak do perfekcji opanowała sztukę
zatajania pewnych informacji. Zazwyczaj krążyła wokół sedna sprawy, jednak całą
jego istotę zostawiała dla siebie. Amiya nie wiedziała na ile poinformowana
jest reszta Aniołów. Zdawała sobie jednak sprawę, że nie zajdzie w nich
sojusznika. Bez względu na wszystko. Najłatwiej byłoby zmusić nimfy do
przejścia na swoją stronę. Były one najdelikatniejsze a ich umysły z łatwością
szło opanować. Domyślała się jednak, że Anioły trzymają je w zamknięciu. Nimfy
były początkiem łańcuszka, który starała się stworzyć Oya. Według legendarnych
słów to one miały być pierwotnymi matkami na początku naturalnej jak i
sztucznej ewolucji człowieka. Oczywiście wampirzyca nie miała pojęcia czy im
się to udało. Jednak nie mogła wykluczyć wersji, że w Bazie Dowodzenia pojawiły
się już pierwsze osobniki przeciwnej płci. Oczywiście nawet, jeśli tak się
stało, muszą być jakieś niedociągnięcia. Nie była skłonna przyznać się do
porażki. A wiedziała, że takową poniosła. Zignorowała sygnały o buncie. Zbytnio
wierzyła w swoje siostry. Ale koniec z tym. Koniec z niszczeniem jej świata. Co
z tego, że ma czarownice? I to nie pierwsze lepsze wiedźmy. Amiya byłaby nawet
skłonna wyrazić swój podziw dla Oyi – znalezienie konkretnie takich osób, jakie
przewidywała legenda, było wyczynem iście niezwykłym. Wampirzyca jednak
nauczyła się, że nawet, jeśli coś nie idzie po jej myśli, to trzeba po prostu
zawrócić to na właściwy tor. Nie ważne, że wydaje się to trudne. Przecież ostatecznie to na miała asa w
rękawie. To ona posiadała kamienny nagrobek – owe sedno całej sprawy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Amiya? – Pomieszczenie wypełniło się znanym jej już słodkim zapachem. Podniosła
zamyślone oczy i spotkała zatroskany wzrok Yamaraja. Serce zabiło jej mocniej,
jak za każdym razem, kiedy go widziała. Nie mogła oprzeć się temu uczuciu.
Wiedziała, że tylko ono trzyma tego oto mężczyznę przy życiu. Od jakiegoś czasu
nie był jej już potrzebny. Jego zmodyfikowane plemniki, którymi na początku
zapładniane były kobiety, zostały zastąpione przez fabrycznie wyprodukowane.
Jednak ona cały czas uparcie wmawiała sobie, że jeszcze warto trzymać go przy
życiu. Że jeszcze na coś może się przydać. Jednak większość kobiet zdawała
sobie sprawę, że nie jest on już do niczego potrzebny i miała lekkie pretensje,
że Naczelna zbytnio wyłamuje się ponad własne idee. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak? – Poczuła jego szorstkie palce na policzku, kiedy chwycił kilka kosmyków
jej ciemnych włosów i założył za ucho. Uśmiechnął się pokrzepiająco i usiadł w
siadzie skrzyżnym u jej stóp. Łańcuch, którym był skrępowany, zawinął sobie
wokół ręki. Niektórzy sądzili – być może słusznie – że jest czymś w rodzaju
pieska Amiyi. Ona jednak nigdy tak o nim nie pomyślała. Jednocześnie nie
wyobrażała sobie, żeby spóścić go ze smyczy. To byłoby głupie i całkowicie
nierozsądne. Dobrze pamiętała swojego męża. Tego samego, który zapoczątkował to
wszystko. Który przebił jej pierś i sponiewierał jej zwłoki. Wyrzucił je na
ulice. Wcale nie przejął się tym, co zrobił. Młoda, cierpiąca kobieta wzbudziła
litość w Aniele, który opiekował się nią na prośbę jej zmarłej babki. Oya wybłagała od Matki Natury, aby ta przywróciła ją do żywych. Amiya nigdy nie
miała wątpliwości, że Oya musiała zdawać sobie sprawę z konsekwencji. Może
niekoniecznie je znała, ale musiała wiedzieć, że <i>jakieś</i> będą na pewno. Pierwszego dnia nie działo się nic. Obudziła
się niczym z dłuższego snu. Ciało już ją nie bolało. Była cudownie rześka,
świeża. Nowa. Odkryła w sobie wiele mocy. Każdego dnia dowiadywała się czegoś
nowego. Jedno tylko się nie zmieniało. Głód. Nie taki, jak za życia. Ten rozsadzał
jej żyły, palił gardło, mącił umysł. Nie była w stanie logicznie wyjaśnić
swojego stanu. Jadła wszystko, co przynosiła Oya, ale nic nie pozwalało
zaspokoić pragnienia. Aż pewnego dnia, gdy…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Znów nie słuchasz – dobiegł ją poirytowany głos Yamaraja. Zazwyczaj był
małomówny, jednak kiedy już otwierał usta, wymagał od słuchacza. Spojrzała w
jego niezadowolone oczy, zamachnęła się i… po prostu położyła rękę na jego
jasnych włosach i uśmiechnęła się z przekąsem. Nie rozumiała, dlaczego tak
robiła. Nigdy nie potrafiła tego logicznie wytłumaczyć. Przeciętna służąca w
jej domu dawno już dostałaby w twarz za wyrywanie jej z myśli. Yamaraj jednak
był jej swego rodzaju narkotykiem. Nie potrafiła go skrzywdzić, zabić. Jednak
był mężczyzną. A ona ich nienawidziła. Wszystkich i każdego z osobna.
Nienawidziła, gdy była człowiekiem, gdy została przemieniona a nawet teraz, gdy
dawno ich już nie było. Nienawidziła także tego wampira, który klęczał u jej
stóp. Ale nie potrafiła go zabić… nie potrafiła. Fenomenem nawet dla niej samej
było takie zachowanie, ale cóż mogła poradzić? Spodziewała się, że kiedyś ta
nienawiść eksploduje w niej co zakończy się dla niego bardzo nieszczęśliwie.
Ale właśnie tak powinno być. Na to liczyła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Muszę wszystko przemyśleć, Yamaraj – zaczęła wyniośle – cóż takiego jest
ważniejsze od tego? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Po prostu uważam, że działasz zbyt pochopnie. W imię czego chcesz wałczyć,
Amiya? Prawdopodobnego powrotu mężczyzn, o których nikt nie wie? Która kobieta
tak po prostu rzuci wszystko i pójdzie walczyć z grupą buntowników? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zamilcz! – Krzyknęła, wstając. Oddech przyspieszył. Złość pulsowała jej w
skroniach. – Wyjdź! – Warknęła. On nic nie wiedział. Nie mógł zdawać sobie
sprawy z powagi sytuacji. Nie mogła pozwolić na to, żeby jego argumenty trafiły
do kogokolwiek. A już na pewno nie do
niej. – Mia! – Raz jeszcze krzyknęła, kiedy szczupła sylwetka mężczyzny
zniknęła z zasięgu jej wzorku. Na jego miejsce pojawiła się różowa czupryna i
delikatny uśmiech. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak, pani? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wprowadź Ministrów – usiadła władczo na tronie. Pora, żeby wszystko nabrało
sensu. Żeby jej myśli otrzymały kształty. Nie było czasu, żeby cokolwiek
przedłużać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Oczywiście. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Nie musiała długo czekać. W pałacu
wszyscy wiedzieli, że ona nie lubi siedzieć bezczynnie. Ministrowie przybyli
więc szybko. Każdy z nich miał swoje wyznaczone miejsce. Po obu końcach
siedzieli ci najmniej ważni. Ich ranga wzrastała wraz ze zbieganiem się obydwu
blatów do szczytowego miejsca, czyli jej tronu. Wszyscy ubrani byli tak samo –
w ciemnozielone szaty ze srebrną naszywką z imieniem. Włosy każdej z kobiet
uczesane były w jednego bądź dwa warkocze. W zależności od strony, jaką
reprezentowały. Ponieważ Naczelna Siostra chciała stworzyć imitację
demokratycznego systemu, istniały dwa stronnictwa, czyli dwie partie. Lewicowa
po jej lewej stronie i prawicowa po jej prawej stronie. Wszystko to było tylko
marną podróbką tego greckiego sytemu. Jednak nikt tak naprawdę się tym nie
przejmował. Przecież tak czy inaczej to Amiya decydowała. One miały tylko
pomagać jej w wyborze. Służyć jej dobrą radą. Wampirzyca była dumna z tego, co
osiągnęła. Gdy je widziała, serce jej się radowało. Dwanaście kobiet po jej
lewicy i dwanaście po prawicy. Były poważne i skupione. Wiedziała, że łatwo się
nie poddadzą. Będą oponować, sprzeciwiać się jej pomysłowi i próbować ją
odwieść od niego. Ale wiedziała też, że zdoła je przekonać. Nie było innej
możliwości. Spojrzała po zebranych. Jej ciemne oczy pociemniały w przypływie
ekscytacji. Patrzyli na nią w zdumieniu. Było tak jak kiedyś. Znów miała ich w
garści. Trzymała sznurki, które spajały ich marne życia w jedno. Kiedy
otworzyła usta, na sali zapadła cisza. Kiedy przemówiła, głos miała spokojny:<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wojna! – Nie musiała krzyczeć, by ich przerazić – oto, co nasz czeka! <o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">__________________________________<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<br />
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; line-height: 115%;"><span style="font-size: xx-small;">DZIŚ
7 LIPIEC. PIERWSZE URODZINY TEGO BLOGA. Myślę, że rozdział, który zaplanowałam
na ten dzień jest przełomowy. Nareszcie jakieś konkrety. Mam nadzieję, że wy
też to zobaczycie. <br />
Trochę myślałam nad tym rokiem. Zdarzało mi się już robić specjalne
podziękowania, osobne rozdziały na tę okazję, ale… myślę że jeszcze nie czas.
Dziś dopiero ósmy rozdział. Jeśli chodzi o moje możliwości, to jest to kiepski
wynik. Jednak ta opowieść jest dla nie bardzo ważna i tak naprawdę czasami
zamiast pisać rozdział, zapisuję szczegóły, pomysły, doskonalę mapę. Z okazji
pierwszej rocznicy w tym tygodniu „udoskonalę” bloga. Postaram się zaprowadzić
tu jakieś zmiany, ale zobaczymy co z tego wyjdzie…<br />
Pragnę jeszcze napisać symboliczne podziękowania. DLA WSZYSTKICH. Bardzo się
cieszę, że znalazły się osoby, które czytają to opowiadanie. Jestem pewna, że
za rok będę pisała podobną notatkę i wtedy wymienię was wszystkich. Dziś po
prostu cieszę się, że tego bloga odwiedzają osoby, które nie napiszą „Świetnie,
wpadnij do mnie!”, tylko poświęcą swój czas, żeby wyrazić opinię na temat
rozdziału, która cieszy mnie tym bardziej, że zazwyczaj jest pozytywna. NAPRAWDĘ
WAM DZIĘKUJĘ! ZA WSZYSTKO! </span><span style="font-size: x-small;"><o:p></o:p></span></span></div>
Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-1252074453197903854.post-9155917917915615722013-06-08T23:15:00.002+02:002013-06-08T23:15:36.511+02:00Rozdział 7<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">O d n a l e ź ć d o b r o<o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;">„Speszony
diabeł stał i czuł, jak straszna jest dobroć.”<br />
</span></i><span style="font-family: Consolas;">John Milton </span><b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Consolas;"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Julie ostatnio szukała ucieczki.
Stawała się coraz bardziej nerwowa. Wszystko leciało jej z rąk. Dlatego coraz
mniej spała, a nocą chodziła do warsztatu. Ostatnio sprowadziła sobie model </span><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">Jeepa Wranglera w wariancie YJ z roku 1993 r. Uwielbiała takie
duże auta. Po kilku nowoczesnych przeróbkach samochód był szybszy i
wytrzymalszy. Zwiększyła pojemność silnika, ponieważ 2,5 litra jej nie
starczało. Szczególnej renowacji domagało się wnętrze. Julie mogła sobie odmówić
luksusu w domu, ale jej auta musiały być najwyższej klasy. Ekskluzywne i
niepowtarzalne. Łączyła stare modele z nowymi wynalazkami i osobistą wizją. Ten
model pomalowała na jaskrawozielony kolor z ciemniejszymi paskami. Auto
prezentowało się ekstrawagancko i bardzo luksusowo. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Moje cacko – mruknęła z zadowoleniem,
polerując szyby. Uspokajało ją to zajęcie. Uciekała w świat motoryzacji, bo tu wszystko
mogła kontrolować. Wszystko miało swoje miejsce i na tym miejscu musiało
pozostać. Nie było mowy o pomyłce. Każda część do siebie pasowała. Miała
konkretne zadanie i pełnioną funkcję. Koniec. Kropka. Nie mogło być inaczej. W
życiu natomiast wszystko było zbyt skomplikowane. Całe zamieszanie spowodowane
Ruchem Oporu całkowicie zmieniło dotychczasowe życie czarownicy. Julie zawsze
się buntowała. Uważała, że Centrum dławi jej kreatywność, pochłania wolność i
niszczy wolną wolę. Zaczęła jednak zauważać, że Oya również nie była taka
idealna. Miała swoje sekrety i najwyraźniej nie potrafiła ich ujawnić. Albo zwyczajnie
nie chciała. Dziewczynę wcale by to nie zdziwiło. Zawsze miało się wrażenie, że
Anioł uważa się za lepszego. Ona sama nigdy nie nazywała się wyższym gatunkiem.
Jednak wynikało to jedynie z tego, że Oya nigdy nie powiedziałaby, że jej rasa
ma coś wspólnego z ludźmi. Sama Julie
niewiele wiedziała o aniołach, ale też i nigdy specjalnie się tym nie
interesowała. Miały one być strażnikami ludzi. Naprawiać ich błędy i nakłaniać
do dobra. Powiedzmy, że była to książkowa definicja, którą im wpajano. Ona jednak
uważała, że jest coś jeszcze. Był jakiś konkretny powód zejścia ich za ziemię. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Niezły! – Usłyszała cichy gwizd.
Szybko odwróciła głową, uderzając się przy tym ramieniem w lusterko. W jej
warsztacie stała Diana i uśmiechała się z lekka ironicznie. – Nie możesz mnie
wiecznie unikać, Julie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Wcale cię nie unikam! Zwyczajnie mam
ostatnio masę pracy. – Była to prawdziwa wymówka, ale jednak wymówka.
Czarownica faktycznie unikała wampira. Nie chciała nawet słyszeć o zbrodni,
jakiej dopuściła się Diana. Wszystko to znane jej było tylko z legend wiedźm,
ale nawet nie chciała myśleć o rzeczywistości w takim wydaniu. Już znała
mężczyzn i po części rozumiała, co dawne kobiety w nich widziały, jednak to
wszystko nie mieściło jej się w głowie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie umiesz kłamać – westchnęła i
usiadła na dwóch starych oponach. – Nie powiedziałaś nikomu, prawda? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie – warknęła – nie życzę ci pobytu
na Black Island. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Wierz mi, że to nie jest najgorsza
perspektywa w moim życiu. – Smutek w jej głosie odrobinę zmiękczył serce czarownicy.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Dlaczego przyszłaś tu teraz? Nawet
wampiry czasem śpią. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Julie, nie pamiętam, kiedy
przespałabym spokojnie choć kilka godzin…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Być może to jest kara za to, czego
się dopuściłaś – powiedziała to trochę ostrzej niż zamierzała. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Myślisz, że zrobiłam to specjalnie?
Że tego chciałam?! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Litości, Diano! Czarownica, która
stworzyła Amiyę i zapoczątkowała wampirzy ród, została przeklęta. Jej wnuczki,
chcąc zmazać winy babki, zaczęły szkolić zabójców. Tak rozpoczyna się
dziedzictwo łowców! Oni żyją po to, żeby zabijać podobnych tobie! Jeśli użyłaś
na Skorpionie swojego daru…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie manipulowałam jego uczuciami! – Aż
wstała ze złości – Zresztą nawet jakbym chciała, to tak nie działa. Eric długo
bronił się przede mną. Złapał mnie i trzymał w celi. Umierałam, Julie.
Wykorzystanie daru w takiej sytuacji jest niemożliwe. Wiesz, w jaki sposób
zdobyłam jego krew? – Nie czekała jednak na odpowiedź i konturowała – pocałował
mnie. Nawet nie wiem, kiedy wbiłam mu palce w skórę. Wiem tylko, że moje serce
od początku należało do niego, rozumiesz to? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Jak mam to rozumieć. Nigdy nie
przeżyłam czegoś takiego – przypomniała. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Kiedyś ludzie nazywali to miłością od
pierwszego wejrzenia. Było coś w tej osobie, co się do niej przyciągało. Co
sprawiało, że byłeś w stanie zrobić dla niej wszystko. Moje uczucia są
spotęgowane i bez trudu potrafię je rozpoznać. Już na początku wiedziałam, że
go kocham. Dlatego się nie broniłam. Chciałam umrzeć w tej celi, rozumiesz? –
Spojrzała na nią bezradnie – miłość do człowieka to dla mnie porażka, bo wampir
kocha tylko raz i na całą wieczność. A wy, ludzie, zbyt szybko przemijacie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Ale on nie był zwykłym człowiekiem –
Julie poczekała aż Diana usiądzie i sama zrobiła to samo. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie – westchnęła – dlatego tym
bardziej chciałam umrzeć. Ale coś nas do siebie ciągnęło. Przychodził często,
zostawał długo. A ja go obserwowałam i kochałam jeszcze bardziej. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Wypuścił cię? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- W pewnym sensie tak. Kilka dni po tym
jak zostaliśmy złączeni, przyprowadził do mnie łowczynię. Nazywała się Karina.
Pracowali w duecie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- To dość niespotykane. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Tak. Ale była jego siostrą i chciał
sam ją uczyć. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Siostrą? – Zdziwiła się – myślałam,
że dziedzictwo trafia w ręce najstarszego dziecka i koniec. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Dziwna rodzinka, nie? – Diana
zaśmiała się ironicznie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Co się z nimi stało? – Czarownica
zapytała cicho. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie wiem. Dawno już jej nie
widziałam. Od samego początku była przeciw mnie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Dziwisz się jej? – Sugestywnie
uniosła brew.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- A Eric nie żyje, myślę że cię tym nie
zaskoczę – dodała, jakby nie słysząc jej wtrącenia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Zginął podczas łapanki? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Nie – odpowiedziała szybko. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Więc jak? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;">- Zginął zanim Amiya doszła do władzy –
zdaniem tym dała do zrozumienia, że nie ma zamiaru kontynuować tego wątku. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ale jakim cudem ty żyjesz? – Spojrzała w jej oczy, pełne bólu i tęsknoty. Pełne
nieszczęśliwej miłości – przecież Klątwa złączyła wasze losy i życia. Jeśli
jedno umiera, drugie ginie razem z nim. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tylko, widzisz Julie, istnieje prastara magia, która jest w stanie to wszystko
pokonać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Co to za magia? – Zdziwiła się <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Miłość. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Idąc tym torem, Klątwa nie ma sensu, bo ona właśnie nakazuje wam wieczną miłość
i czyni Łowce nieśmiertelnym. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Właśnie, nakazuje! Zazwyczaj połączeni czują do siebie nienawiść. My kochaliśmy
się jeszcze zanim dosięgło nas złączenie. – Uśmiechnęła się z lekkim
politowaniem – ciężko jest wytłumaczyć to komuś, kto nigdy nawet nie spotkał
mężczyzny a co dopiero zaznał miłości. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jeśli tak to ma wyglądać, to dziękuję bardzo – szybko zmieniła temat, żeby
ukryć swoje zmieszanie. Nie była zbyt dobrym kłamcą, a wampiry są bardzo
spostrzegawcze. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mimo wszystko, Julie, nigdy nie żałowałam. I gdybym mogła rozpocząć swoje życie
od nowa, tamtego dnia polowałabym w tym samym miejscu, znów pozwoliłabym się
pocałować i złączyć. Tylko nie pozwoliłabym mu zginąć. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To i tak by się stało, Amiya…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie, Julie. Amiya nie ma z tym nic wspólnego. Nawet ona nie miałaby takiej
siły, żeby go zniszczyć. To musiałby być jego wybór. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Diana
zakończyła tym samym rozmowę i podeszła do terenówki. Dotknęła palcem zielonego
lakieru i przyjrzała się sobie w szybie. Wciąż patrząc na swoje odbicie,
odezwała się cicho: <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jeszcze jedno ci powiem. Bądź ostrożna, Julie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
O czym mówisz? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
O Oyi. – A widząc jej zdziwione spojrzenie dodała – czy przyszło ci kiedykolwiek
do głowy, że ta, która uważana jest za zło, nie jest do końca zła, a ta, którą
uważamy za czyste dobro, nie jest całkiem dobra? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">To
mówiąc wyszła w wampirzym tempie, pozostawiając czarownicę z mętlikiem w
głowie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Myśli Adama często wędrowały w kierunki
bliżej nieokreślone. Widział obrazy, słyszał dźwięki, ale rzadko kiedy potrafił
je nazwać. Często jego ciało napełniało się irytacją, gdy obserwował
przewijające się przez dom kobiety. Były chaotyczne, szybkie i wszystko
przychodziło im z niezwykłą łatwością. Nie czuł się dzieckiem, a tak go
traktowały. Pamiętał okres swojego dzieciństwa i stanowczo go od siebie
odsunął. Nie były to przyjemne wspomnienia. Jego matka, Zonta, była kobietą
powściągliwą i niezwykle poważną. Przy tym surową. Paula i Echo, matki Rafe’a i Caina były
weselsze. Bardziej roztargnione i dużo sympatyczniejsze. Nie miał z nimi dużo
styczności. I to raczej na własne życzenie. Zonta odwiedzała go sporadycznie.
Zazwyczaj siadali wtedy na łóżku i milczeli.
Czasem dawała mu kartkę i starał się jej opowiedzieć swoje sny lub
lekcje z wiedźmami. Zauważył, że przerysowywanie obrazów, nawet tych z
wyobraźni, jest łatwiejsze niż mówienie. Nie był pewien czy matka powiedziała
komuś o tym jego talencie. Ale chyba nie. Inaczej już któraś z kobiet
poprosiłaby go o rysunek. Chociaż nie – ona by go zażądała. To też było typowe.
Adamowi nie podobało się to, że ktoś traktuje go jak marionetkę. Jak pociągnie tym sznureczkiem to wtedy ruszy
prawą rączką, a jak tamtym, to uniesie lewą nóżkę. Było w tym wszystkim wiele sztuczności i Adam
potrafił wyczuć, że wiedźmy nie są zadowolone z tego, że muszą do nich
przychodzić. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Podrapał się po głowie i kolejny raz
zapatrzył na obraz przedstawiający konie w galopie. On nie mógł się zdecydować
czy lubi te wizyty. Było to pytanie wymagające szczególnego przemyślania. I
analizy. Gdyby się go ktoś o to zapytał, to bez większego zastanowienia
warknąłby „nie”. Krótkie słówko, które zazwyczaj wszystko rozwiązuje. Ale
przecież Adam miał dobrze rozwinięty umysł. Ciało często nie nadążało za nim,
ale nie bardzo się tym przejmował. Wszystko można wyćwiczyć, prawda? Nie musi
tak paplać jak Paley, żeby mieć dobrze rozwinięte uczucia. Oczywiście kobiety
tego nie rozumiały. No właśnie… Kobiety. Dla Adama sprawa była dość prosta.
Ocenił każdą. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Zonta.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Pierwsza
kobieta, jaką poznał. Matka. Rudowłosa istota władająca ogniem. Opanowana i
niezwykle uczciwa. Powierniczka jego sekretu. Łączyły go z nią jakieś specjalne
uczucia. Dziwne, nierealne i bliskie. Pamiętał jej głos. Często do niego
mówiła. Pamiętał też bezpieczeństwo. I pierwsze chwile, jakie razem spędzili.
Spojrzała na niego lekko zdziwiona i zlustrowała go wzrokiem. Wyglądała na
zmęczoną, miała czerwone plamy na twarzy i dość krzywą minę. Z gardła wyrwał mu
się krzyk. Nie, nie tak chciał ją zobaczyć. A ona zamiast się nim zająć,
zapytała tylko: „udało się?”. Wbrew pozorom to ten głos go uspokoił. I
towarzyszył mu przez dwanaście lat życia.
Ale nie był już małym dzieckiem. I wydawało mu się, że tylko Zonta to
rozumie. Tylko ona traktuje go jak równego sobie. Jeśli już przemawiała, to
niezwykle poważnie. Raz, tylko jeden raz powiedziała mu, że go kocha. Adam nie
był pewien, co te słowa znaczą, ale brzmiały niezwykle ładnie i czule. Podobał
mu się uch wdzięk. Był wtedy jeszcze maluchem, miał może czternaście miesięcy,
ale… wciąż pamiętał to uczucie, kiedy przez sen poczuł delikatne usta matki
przy swoim czole i jej cichy szept. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Paula.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Matka
Rafe’a. Miała fioletowe oczy i bardzo ładną twarz. Zawsze ujmowała wszystko w
sposób dosadny, ale jednocześnie nigdy nie przestawała być miła. Władała
ziemią. Pamiętał jak pierwszy raz przyniosła mu gałązki wierzby płaczącej. Miał
wtedy pięć lat i zaczynał wchodzić w okres nastoletniego buntu, jak często mu
powtarzano. Ona wzięła roślinkę i zaczęła do niej mówić. A były to słowa w
dziwnym, nieznanym języku. Brzmiały niezwykle dostojnie. I wtedy gałązki
zaczęły się łączyć ze sobą i układać w okręt. Piękne, zielone żagle delikatnie
falowały. Okazało się, że na powierzchni występuje coś takiego, co nazywają
„wiatrem”. Paula tłumaczyła mu, że to powietrze się rusza i dmucha w żagle,
żeby fale spokojnie prowadziły statek po brzegu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Echo.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Matka
Caina. Nieprzewidywalna jak żywioł, którym władała. Często chodził z nią nad
ich mały basenik. Wtedy i ona szeptała w stronę wody, a ta wystrzelała w górę i
wiła się tak, jak ona jej kazała. Była posłuszna. Była istotą małomówną i bardzo zmienną.
Dokładnie taką jak jej żywioł. Często miał wrażenie, że jest smutna. Stosunkowo
rzadko ją widywał. Wolała trzymać się na uboczu. Dobrze to rozumiał i dlatego
nigdy nie wchodził jej w drogę. Tak było łatwiej. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Oya.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Była
pięknym, smukłym Aniołem o długich, błoniastych skrzydłach, które w chwili
uniesienia rozpościerały się dostojnie. Kędziory białych włosów wiły się wkoło
jej pociągłej twarzy i nachodziły na nieludzko blade oczy. Nie pamiętał czy
widział kiedyś uśmiech na jej twarzy. Mimo wszystko lubił jej wizyty. Nigdy nie
naciskała, choć uważnie śledziła ich postępy. Dobrze zdawał sobie sprawę, że jest
jej eksperymentem. Bronią, którą będzie strzegła jak najcenniejszy skarb. Nie
do końca podobała mu się zależność od niej, jednak czuł wobec niej swego
rodzaju przywiązanie. Opiekowała się nim i po części dzięki jej inicjatywie był
na tym świecie. Dlatego nigdy na nią nie narzekał. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Barisa.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Była
piękną, długowłosą kobietą. Często opatulała się wszelkiego rodzaju chustami.
Było to jej dziwactwo, bo uwielbiała zimno. Często opowiadała o srogich zimach,
jakie przeżyła. Adam wtedy szukał obrazów w książkach i starał sobie to
wyobrazić. Spienione morze, które tak go fascynowało, zastyga w dziwnych
pozycjach. Barisa opowiadała o tym z przejęciem i tęsknotą w głosie. Była pełna
energii i życzliwości. Niezwykle wesoła
i uprzejma. Często opowiadała o starym świecie i porządku, jaki tam planował.
Porównywała ich do mężczyzn z przeszłości, co czasami go denerwowało, ale
robiła to w tak ujmujący sposób, że nie potrafił zgryźliwie jej odpowiedzieć. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Cailyn
i Vinita. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Skrajnie
różne bliźniaczki. Pierwsza z nich posiadała dar mądrości i była dużo
spokojniejsza od siostry. Gdy tamta się buntowała, ona ze spokojem wykonywała
każde polecenie, choć widział, że nieraz zaciskała zęby. Obie zadziwiały
wyglądem. Cailyn miała niezwykle małe skrzydła. Kończyły się wraz z linią pleców.
Natomiast Vinita nie ubierała się typowo dla Aniołów. Reszta wybierała raczej
zwiewne, eleganckie stroje. Jej garderoba bardzo przypominała jego stroje. Może
to właśnie dlatego ją lubił najbardziej. Choć dogadywał się z każdą. Albo może
lepszym stwierdzeniem było tu: względnie tolerował obie. Po prostu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Paley.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Nieśmiała
i niepewna gaduła. Wszędzie jej było pełno, wszystko musiała wiedzieć, ale
jednocześnie bezpośrednio się do nich nie odzywała. Często dogryzała innym i
lubiła się kłócić. Kontrolowała żywioły, jednak w zupełnie inny sposób niż ich
matki – nimfy. Ich szept przypominał prośbę, której natura ulegała. Paley
natomiast żądała posłuszeństwa. Napierała na siły natury, sprzeciwiała się nim
i dokonywała niemożliwego. Kiedyś poprosił ją o to, żeby pokazała mu wiatr.
Spojrzała na niego poważnie, po czym wykonała dłonią delikatny gest. Powietrze
zerwało się i wplątało w jego włosy. Było to tak dziwne i magiczne, że pierwszy
raz się przy niej roześmiał. Popatrzyła na niego lekko zdziwiona, ale nic nie powiedziała.
Adam zrozumiał wtedy że prawdopodobnie cieszy się z czegoś, co dla kobiet było
zbyt normalne i oczywiste, żeby zwracać na to uwagę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Mikel.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Poważna
i opanowana. Miała bardzo logiczny umysł. Często razem studiowali rachunki. Ona
wszystko musiała mieć dokładnie uporządkowane. Kontrolowała uczucia. Czasem
czuł jak przepływa przez niego dziwna energia, która rozchodzi się po
wszystkich nerwach i wyzwala w nim uczucie, które tylko ona potrafiła nazwać.
Często po prostu siadywała obok niego ze skrzyżowanymi nogami i medytowała.
Razem milczeli i czuł, że zbliżało to ich do siebie bardziej niż wszystkie inne
lekcje. To ją najbardziej lubił z nich wszystkich. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Julie.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Pyskata
i szczera do bólu. Ubierała się dużo niechlujniej niż cała reszta. Władała
magią księżyca, ale było to zbyt trudne, żeby to zrozumieć. Może dlatego, że
nigdy nie widział tego całego księżyca. To w niej wyczuwał najwięcej niechęci i
niepewności. Nie wierzyła w nich. Jednocześnie to nim się opiekowała.
Opowiadała mu przedziwne historie i miał wtedy wrażenie, że ona wie jak wiele
on rozumie. Że dokładnie wie, iż jego uczucia wcale nie są prymitywne a jedynie
ciało nie potrafi się z nimi zgrać. Szybko jednak nabierała dystansu i odsuwała
się od niego. Czasem też opowiadała o samochodach. Nie wiedzieć czemu lubił te
maszyny. Wydawały mu się doskonałe. Ale nie potrafił jej polubić. Była zbyt
negatywnie nastawiona i za bardzo uparta. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Na
tym polegały jego obliczenia. Każdej przyczepił konkretne cechy, obrazy i
zachowania. W ten sposób je rozpoznawał. Nie był jednak w stanie pogodzić
wszystkich swoich obserwacji. Nie był w stanie uczyć się o czymś, czego nie
widział. Jak miał rozumieć, czym jest słońce, skoro jego oczy nigdy na nie
spojrzały? Skoro skóra nie doświadczyła tego ciepła, o którym one opowiadały? A
jednak uparcie uczyły go wymowy i liter, które składały się na to słowo. Tylko
po co? Jaki sens miała nauka czegoś, co dla niego było obce? A obce było
praktycznie wszystko. Nic nie doświadczył na własnej skórze. Jego zmysły
chciały więcej a nie znały praktycznie nic. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Adam? – Do pomieszczenie wszedł Rafe – przynieśli jedzenie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Caine? – Spojrzał na niego i zapytał, choć dobrze wiedział, jaka będzie
odpowiedź. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Siłownia. – A gdzie indziej mógłby być? Przecież byli tu zamknięci. Każdy
kolejny dzień wyglądał tak samo. Noc myliła mu się z dniem. Czas to było
pojęcie względne. Nie liczył go, nie umiał. Jak miałaby odróżniać pory dnia? Czas
był zawsze obecny, ale oni nie z tym nie liczyli. Byli zawieszeni w martwej
pustce. Ograniczeni i nieporadni. Obcy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Niebieskie oczy Kariny uśmiechały się
delikatnie. Skupiona na swej ofierze, nie odrywała od niej czujnego wzroku.
Dłoń delikatnie gładziła lufę pistoletu, jednak wiedziała, że tym razem nie on
jej pomoże. Był zbyt głośny. Chwyciła więc za małą procę, którą zrobiła kilka
dni temu. Drugą ręką sunęła po piachu, szukając amunicji. Kiedy długie palce
wreszcie natrafiły na odpowiedni kamień, podrzuciła go w górę i złapała z
zadowoleniem. Wymierzyła i napawała się dźwiękiem wzburzonego powietrza.
Obserwowała kolorowego ptaka, który za chwilę miał paść jej ofiarą. Zanim
jednak pocisk trafił w cel, w powietrzu przeleciała jakaś postać. Karina
zerwała się na równe nogi i chwyciła za pistolet. Powoli zaczęła obracać się
wkoło i wypatrywać wybawcy ptaka. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To twoje? – Zza pleców usłyszała tak dobrze znany jej głos. Odwróciła się
powoli, wymierzając lufę w serce wampira. Diana stała z uniesioną ręką, w
której trzymała przed chwilą złapany kamień. Nic się nie zmieniła, co w sumie
nie powinno dziwić Kariny. Przecież się nie starzała. Te same długie, lśniące,
gęste, proste włosy w kolorze hebanu. Dziecięca postura i delikatne rysy twarzy
zmyliłyby niejedną osobę. Jednak rudowłosa łowczyni nie dała się zwieść. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Owszem – buntowniczo uniosła podbródek – przegoniłaś moją kolację – warknęła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ponieważ to i moja kolacja – uśmiechnęła się krnąbrnie. Nie była zaskoczona
widokiem siostry Erica. Od kilku dni czuła na wyspie obcą osobę. Domyśliła się,
kim ona może być. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zmieniłaś dietę? – Nieznacznie posunęła się naprzód. Jak zawsze czujna i
nieufna. Nie chciała zrobić ani jednego błędnego kroku. Zbyt długo czekała na
ten dzień by ją odnaleźć. By ponownie spojrzeć w jej smutne, ciemne oczy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zawsze niewiele wiedziałaś o mnie, Karino – westchnęła z nostalgią, po czym
podniosła na nią wzrok – wiem, po co mnie odnalazłaś. Ale nic z tego, Łowczyni.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jesteś mi to winna! – Krzyknęła – Jemu jesteś to winna! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To była jego decyzja – Diana podeszła do niej bez wahania. Instynkt łowcy
zadziałał. Nacisnęła spust. Drewniana kula trafiła w pierś kobiety. Wampirzyca
zgięła się w pół, jednak za chwilę podniosła głowę. Jej twarz już nie była tak
łagodna. Okrutny grymas wykrzywił jej usta. W zakrwawionej dłoni trzymała
pocisk. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mam prawie tysiąc czterysta lat, Łowczyni – powiedziała cicho – nie tak łatwo
jest mnie zranić – w sekundę później stała już za nią i zacisnęła zimne dłonie
na jej szyi. Karina nie była w stanie się bronić. Jej ludzkie oko, choć
wzmocnione darem łowcy, nie było w stanie wychwycić jej biegu. Czuła zimną krew
wampira, która spływała po jej szyi – ciebie za to zbyt łatwo zabić. Wystarczy
tylko zacisnąć ręce – żeby to udowodnić, mocniej wbiła palce w tętnicę – jesteś
bardzo pewna siebie, Łowczyni. Być może to moja wina, bo przy mnie czujesz się
bezkarna. Ale zdaj sobie wreszcie sprawę, że to tylko ze względu na Erica –
szeptała jej do ucha. W Karinie krew zawrzała na to imię – nie zadzieraj ze mną
– warknęła, po czym oderwała ręce od jej szyi. Rudowłosa szybko odwróciła się,
jednak pięść zamiast w kobietę trafiła w pustkę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> </span><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">__________________________________</span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;">Co
się stało? Powiem jedno – niemoc. Tak ciężko było się zabrać do regularnego
pisania ostatnimi czasy. Ogólnie nie
wierzę w coś takiego jak „brak weny”, ale dopadła mnie jakaś chandra i nie
mogłam z niej wyjść. Teraz chyba jest
lepiej. Wracam do życia. <o:p></o:p></span></div>
Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-1252074453197903854.post-921790803172626942013-02-21T00:12:00.003+01:002013-10-08T22:13:09.765+02:00Rozdział 6<br />
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Z e m s t a <o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;">„Jestem
mężem zgwałconego prawa i ojcem zamordowanej wiary. I chcę zemsty. ”<br />
</span></i><span style="font-family: Consolas;">Echo_</span><b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Consolas;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Życiowym pragnieniem Kariny była zemsta.
Jedynym jej celem było odnalezienie mordercy Erica. Nic innego się nie liczyło.
Dawno już porzuciła swoje przeznaczenie. Zresztą ona nigdy nie brała
wszystkiego tak do serca jak Skorpion. Dla niego tradycje rodzinne oraz brzemię
przekazywane z pokolenia na pokolenie było najwyższym zaszczytem. Dla niej
jedynie obowiązkiem. Ale znała go całe życie i bez niego wszystko straciło
sens. Nigdy tak naprawdę nie powiedziała mu jak bardzo go kocha. Że potrzebuje
go, jego wsparcia i pomocy. Wychowywali się w jednej wiosce, ale on nieczęsto
na nią spoglądał. Był straszy i niańczenie jej nie sprawiało mu przyjemności.
Zbyt zajęty swoimi nowymi obowiązkami nie zwracał uwagi na jej błękitne oczy
patrzące z tęsknotą na swojego bohatera. Rzadko bywał w wiosce i jeszcze
rzadziej wychodził ze swojego pokoju, kiedy już w niej był. Właśnie dlatego nie
widziała go zbyt często. A jednak wszystko zmieniło się z dniem, kiedy ona,
Karina, dostała znamię łowcy. Pojawiło się ono zupełnie niespodziewanie.
Zazwyczaj tylko jedno dziecko w rodzinie otrzymywało dziedzictwo. A przecież
jej brat już był łowcą. Uznano, że jest wyjątkowa. Że ma dokonać rewolucji.
Nawet Eric tak uważał. Osobiście ją trenował. Przekazywał całą swoją wiedzę i
odpowiadał na niezliczone pytania. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Choć łowcy działali raczej solowo, oni byli
drużyną. Ufała mu i wiedziała, że on jej także. Udowodnił to wiele razy, ale
któregoś dnia dał temu ewidentne świadectwo. Przyszedł do niej zdenerwowany i
zagubiony. Co raz pocierał dłonią bliznę na twarzy i głęboko spojrzał jej w
oczy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Mam problem, Karino.
Ogromny problem. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Oczywiście od razu ofiarowała mu swoją
pomoc. Bez zastanowienia rzuciła się w jego ramiona nie będąc w stanie nawet
pojąć, jak bardzo jej życie zmieni się tamtego poranka. W jaką okrutną zbrodnię
wciągnął ją Eric. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Musisz przyrzec, że
zostanie to między nami.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Oczywiście. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Przyrzeknij, że
cokolwiek zobaczysz, wysłuchasz mnie do końca. Zrozumiałaś? Przyrzeknij! <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Przyrzekam.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Nigdy potem nie złożyła już żadnej obietnicy.
Nie pozwoliła sobie na tę słabość, żeby zaufać bezgranicznie. Czyż nie była
głupia i naiwna? Tak bardzo cieszyła się z tego, że on jej tak ufa. Poszła za
nim do lasu i weszła do lochów bunkra, w których przechowywali wampiry do
uschnięcia. Zdawała sobie sprawę, że jest tam tylko jedna istota. Eric złapał
ją jakiś czas wcześniej, ale ona była silniejsza niż myśleli. Więdła powoli,
choć opowiadał, że już słabła. Zazwyczaj nie wchodziła do tego schronu, kiedy
tylko jego ofiary tam były. Toteż zdziwiła się, kiedy otworzył kamienne drzwi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Po co mnie tam
ciągniesz? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Zobaczysz –
opowiedział spokojnie, ale ona wciąż widziała w jego oczach obawę. Włożył duży,
zardzewiały klucz o prostej budowie do zamka, który jękną cicho. Otworzył celę.
Nie przyglądała się jej, zbyt dobrze
wiedziała jak tu wszystko wygląda. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Matko! – Krzyk
wyrwał jej się z gardła, kiedy wzrokiem zarejestrowała postać w celi. Widziała
ją pierwszy raz. Była to drobna, blada istota płci żeńskiej o długich,
hebanowych włosach. Stała sztywno i spoglądała na pnie drzew wijące się przed
nią. Kiedy ich usłyszała, leniwie odwróciła wzrok. Jej czarne oczy błyszczały.
Skóra jędrna i, była tego pewna, delikatna w dotyku. Uśmiechnęła się spokojnie
i stawiła kila kroków w ich stronę. Szła sprężycie, ledwo dotykając ziemi. A
przecież powinna się chwiać. Po tylu dniach bez krwi powinna leżeć pogrążona w
agonii i błagać o pożywienie. Tymczasem była okazem zdrowia. Pomijając fakt, że
od pewnego czasu nie żyła. – Czy ty jej dajesz krew?! – Krzyknęła wzburzona. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- „Ona” ma imię.
Jestem Diana. – odezwała się cicho, aczkolwiek stanowczo. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nic mnie to nie
obchodzi! Za chwilę i tak się ciebie pozbędę! – Wyciągnęła kołek, który zawsze
miała przy sobie i uniosła go w górę. Instynkt zadziałał. Zamachnęła się i
wycelowała. Jednak wtedy zdarzyło się coś, czego w życiu by się nie
spodziewała. Eric stanął przed nią, zasłaniając wampirzycę własnym ciałem. – Co
ty wyprawiasz?! <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Przyrzekłaś mi coś,
Karino! <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Chrzanić takie
obietnice! Karmisz ją, do cholery! Mówiłeś, że już usycha. Że majaczy w agonii!
Jakoś nie wygląda mi na umierającą! W co ty pogrywasz?!<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Dostała trzy krople.
Rozumiesz? Tylko trzy krople mojej krwi. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- To niemożliwe… -
wyszeptała. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Niemożliwe, że po
trzech kroplach tak odżyłam czy niemożliwe, że zdołałam podejść do niego tak
blisko, żeby je zdobyć? – Diana odezwała się ponad ramieniem mężczyzny, stając
na palcach. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Zacznijmy od
wariantu drugiego. Umierałaś. Nie mogłaś go zaatakować! <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nawet do mnie nie
podeszła – przyznał. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Więc jak…? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Sam to zrobiłem. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Że co proszę? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Że mnie całował! –
Diana spojrzała na nich z niesmakiem. Wolała mówić i mieć to wszystko z głowy –
tak lepiej – warknęła, kiedy Karina usiadła na pryczy z głębokim szokiem wypisanym
na twarzy.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Ericu…? – Spojrzała
na niego niebieskimi oczyma, blada i przerażona. Mężczyzna szybko ucisnął Dianę
w ramię, wzrokiem nakazując jej milczeć. Sam westchnął głęboko i spojrzał na
rudowłosą łowczynię. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Od samego początku
było coś nie tak, pamiętasz? – Jednak nie czekając na odpowiedź, kontynuował –
Czułem, że Diana była inna. Fascynowała mnie. Przesiadywałem tu coraz częściej.
Coraz dłużej. Mówiłem ci, że chodzę do niej bo jest silna, bo boję się, że
ucieknie. Ale to nie prawda. Chciałem być przy niej. Pragnąłem jej.
Jednocześnie zdawałem sobie sprawę, kim jest. Czułem obrzydzenie, ale i
fascynację. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale żal mi było, kiedy patrzyłem jak
usycha. Pocałowałem ją, ale sam nie wiem, co mną kierowało. Kim wtedy byłem.
Objęła mnie i instynkt zadziałał – dodał z żalem – wbiła mi paznokcie w plecy i
zlizała krew z palców. Zareagowałem dość gwałtownie. Chciałem wyjść. Ale wtedy
ona jęknęła z bólu i złapała się za nadgarstek. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Przecież wampirom
ból może zadać jedynie drewno… - spojrzała na nich ze zdziwieniem. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- To nie był tego
rodzaju ból – Diana westchnęła i wreszcie się odezwała – poczułam jakby mi ktoś
rozdzierał rękę. Nie drewnem. Żyję już wystarczająco długo i nie raz dostałam
kulką czy kołkiem. To jest innego rodzaju ból. Tym razem czułam jakby ktoś mnie
od środka rozdzierał. Palił. – Być może tylko jej się wdawało, ale w ciemnych
oczach wampirzycy widać było jeszcze resztki bólu.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Podbiegłem do niej i
złapałam jej dłoń… Karino – westchnął ciężko – nawet nie wiedziałem, że to jest
możliwe. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Tym razem zrobił to
samo. Podszedł do kobiety i odciągnął rękaw jej szaty. Łowczyni podeszła,
jednak szybko odskoczyła ze strachem. Na bladym nadgarstku kobiety czerwienił
się skorpion. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- To niemożliwe! -
Jasne oczy Kariny rozszerzyły się. Już nawet nie wiedziała czy z szoku czy z
przerażenia. – Przecież to tylko legendy! Bajki, aby szczeniaki trzymały się z
dala od wampirów. Żeby je chwytały ale nie współczuły, były odporne na ich
urodę, dary!<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- To nie są bajki,
łowczyni. Zostaliśmy złączeni. Na zawsze. – Wampirzyca uśmiechnęła się z lekkim
pobłażaniem. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nawet nie wiemy czy
te legendy to prawda – rudowłosa uczepiła się tej myśli. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Znamię jest już
dowodem, że nie są to tylko bezpodstawne bajeczki. Oraz to, że zasłoniłem
Dianę, gdy chciałaś ją dźgnąć. – A widząc, że wciąż nie jest przekonana, dodał
– Nie kontrolowałem tego, Karino. Po prostu instynktownie chciałem ją obronić. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Dziewczyna widziała w
jego oczach pasję. Tę samą, kiedy odkrył swoje dziedzictwo. Zaczęła się bać.
Już nie samej Klątwy Łowcy, ale tego jak on w nią wierzy. Jak bardzo się w to
zaangażował. To był cały Eric. Oddany dziedzictwu i jego legendom. Tajemnicą i mistycznym
obietnicą. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Ja… - ona oczywiście
musiała być bardziej przyziemna. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie wierzysz mi? –
Wykrzyknął zburzony – Dobrze, więc inaczej ci to udowodnię! -
Żadna z nich nie zauważyła, kiedy wyciągnął krótkie ostrze z kości
słoniowej, które zawsze nosił przypięte przy pasie. Spojrzał na nie i zanim
zdążyły pojąć, co chce zrobić, wbił je sobie w serce. Ciszę rozdarły połączone
krzyki dwóch kobiet. Krew rozprysła się im na twarze i ubrania. Niewiele
myśląc, Karina podbiegła do niego i złapała zanim upadł na ziemię. Diana
znalazła się przy nich chwilę później. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Uciekaj stąd! –
Rudowłosą nic już nie obchodziło. Wampirzyca mogła uciec, byleby tylko nie
zbliżała się do Erica. Nie byłaby w stanie jej od niego odsunąć. A istniało
ryzyko, że legenda jest prawdziwa, czyli oni faktycznie byli złączenia. A w
takim wypadku nie mogła jej zabić nie zabijając jednocześnie mężczyzny. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Spokojnie – Diana
uklękła obok i rozdarła sukienkę. Zaczęła robić opatrunek. Była przy tym
opanowana i bardzo dokładna. Nie zauważyła w jej ruchach niczego nerwowego.
Zawiązała ciemny materiał wkoło jego piersi. Krew szybko go zaplamiła. – Musimy
wynieść go na zewnątrz. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Karina nie sprzeciwiła
się. Obie dźwignęły bezwładne ciało Erica i wytargały jej na zewnątrz. Kiedy
ułożyły go na mchu, Diana wstała i uciekła. Łowczyni nie raz widziała już
wampira wykorzystującego swoje pełne możliwości, ale skłamałaby mówiąc, że jej
to nie fascynowało. Tymczasem Diana uciekła na skraj skały, którą porastał las
i skoczyła. Usłyszała tylko plusk wody, kiedy nieśmiertelne ciało rozszczepiło
gładką taflę oceanu. Nastała cisza, podczas której Karina po raz pierwszy się
modliła. Nawet nie wiedziała, do kogo. Po prostu błagała, aby Klątwa Łowcy była
prawdą. Aby znamię, które oboje nosili uczyniło go nieśmiertelnym. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie zrobiłby tego,
gdyby nie wierzył, że to wszytko jest prawdą – kilkanaście minut później
czarnowłosa istota usiadła przy niej. Woda skleiła jej włosy. Suknia idealnie
dopasowała się do ciała wampirzycy. Idealna, symetryczna twarz nie wyrażała
żadnych emocji. Spokojnie wzięła mężczyznę za rękę i gładziła ciemne znamię
skorpiona. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Jak zdołałaś się
powstrzymać? – Łowczyni spojrzała na jej spokojne oczy. Wkoło wciąż było pełno
krwi. Ona sama była nią umazana a Diana nic sobie z tego nie robiła. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Po drodze się
pożywiłam – skrzywiła się niczym kapryśne dziecko – nie ma nic ohydniejszego
niż leśna wiewiórka. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Wiesz, że nie o to
pytam – beztroski ton Diany bardzo ją irytował. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie mogłabym go
skrzywdzić. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie mogłabyś? A
spójrz do czego doprowadziłaś?! – Wrzasnęła, wskazując na nieruchome ciało
mężczyzny. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Masz prawo mnie
nienawidzić – westchnęła i spokojnie spojrzała jej w oczy nie przestając
gładzić dłoni mężczyzny.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie udawaj
współczującej, do cholery! Jesteś drapieżcą idealnym! Istniejesz po to, żeby
zabijać! Nic innego nie potrafisz! Nie jesteś zdolna do jakichkolwiek uczuć!
Bezinteresownie się nie powstrzymasz! <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie jestem zdolna do
empatii?! – Teraz i Diana wstała – a co ty możesz wiedzieć? Który z tych
waszych cholernych nauczycieli był wampirem, żeby aż tak nas znać, co? Nie
wybrałam sobie takiego losu – dodała już spokojniej – nie prosiłam o
przemienienie. Ale skoro to już się stało, to co mam zrobić? Jedyne, co się we
mnie zmieniło, to moje ciało. Przestało się starzeć, stało się silniejsze,
sprawniejsze. Doszła też żądza krwi. Ale moje uczucia tylko się
zwielokrotniły. Wszystkie moje cechy zostały nasilone. Ale nic mi nie dodano i
nic nie zabrano. Wy, Łowcy, myślicie, że nas znacie. A prawda jest taka, że nie
wiecie o nas nawet podstawowych rzeczy. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Odwróciła się do niej
tyłem. Mimo że wyglądała przy niej jak dziecko, to z jej postaci emanowała moc.
Było w tym obrazku coś nieludzko pięknego. Jednak Karina nie była w stanie jej
przeprosić. Zrozumieć sensu jej istnienia. Przyznać się, że źle ją oceniła. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Budzi się – Diana
wyszeptała cicho i chwilę później zniknęła między drzewami.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> </span></i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Wiele lat później Karina wyglądała tak samo. Była
łowcą, a więc była długowieczna. Starzała się dużo wolniej. Wciąż wyglądała na
młodą dziewczynę, choć ostatnio obchodziła swoje dwieście trzecie urodziny. Jej
długie, rude włosy rozwiewał morski wiatr. Kilka dni temu przeszła przez Góry
Vida i zeszła do Krainy Apparesi z której najłatwiej było dostać się na
Calachana. Miała tylko jeden cel. Odnaleźć Dianę. Długo zajęło jej wytropienie
wampirzycy. Wiele lat starała się ją odnaleźć. Potrafiła dobrze się ukryć, ale
świat był za mały, by ukrywać się wieczność. Teraz już wiedziała. Znalazła ją. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Julie doskonale zdawała sobie sprawę z
beznadziejności swojej sytuacji. Mimo wszystko z duszą na ramieniu szła ku
domowi Laury. To blondynka przewodziła w tej parze. To ona wymyślała sposoby
rozrywki i ona dbała o tę przyjaźń. Julie nawet nie wiedziała, że jest do niej
tak przywiązana. Nie zdawała sobie sprawy, że zacznie jej brakować Laury.
Dlatego postanowiła, że tym razem to ona zrobi pierwszy krok. Tym bardziej, że
przecież wszystko było jej winą. To ona się oddaliła od siostry i praktycznie
ja ignorowała. Nie znajdowała dla niej czasu. Przez pewien czas obwiniała za to
Oyę, ale ileż można? Prawda była taka, że złożona przysięga była jej w takiej
sytuacji na rękę. Można było spokojnie zrzucać winę na Anioła i jako tako
wyczyścić sumienie. Bo misja, bo przysięga, bo kłamstwo… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Puk! Puk! – Krzyknęła przechodząc przez drzwi. Jasne mieszkanko Laury było jak
zawsze schludne i eleganckie. Nie to, co w jej własnym domu, gdzie wszystko
poodkładane było byle jak i byle gdzie. Panował tam chaos, choć kontrolowany,
ponieważ właścicielka zawsze znalazła to, czego szukała. Mieszkania często
odzwierciedlały duszę kobiet. Ciężko było się nie zgodzić, widząc misternie
zdobione meble z jasnego drewna, skórzaną, białą kanapę, białe, koronkowe
firanki oraz kilka kolorowych drobiazgów dla kontrastu. Były to kwiaty w bogato
zdobionych wazonach, kilka obrazów na ścianach – mniejszych bądź większych oraz
fotografie. Dziewczyna uwielbiała być fotografowana, sama bądź z przyjaciółmi i
wszędzie te zdjęcia eksponowała w coraz to ciekawszych ramkach. Po sufitem
wisiał elegancki żyrandol ozdobiony tysiącami maleńkich kryształków. Choć
pomieszczenie wzorowane było modą z Centrum, było bardziej stonowane. Zupełnie
jak właścicielka.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To niebywałe, że cię tu widzę, Julie – na balkonie pojawiła się postać obrana w
żółtą, bawełnianą sukienkę na krótki rękawek o prostym kroju. W długiego,
grubego warkocza wplecione miała złote nitki. Bez wątpienia można było nazwać
ją piękną i dokładnie to przeszło przez myśl czarownicy, kiedy tamta wdzięcznie
przeszła przez drzwi i zrzuciła z nóg złote baleriny. Kwiaty, które zapewnie
przed chwilą zabrała, wstawiła do wazonu na oknie, jednocześnie wyrzucając
stare. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Powinnam cię przeprosić, Lauro. Wiem, że ostatnio cię zaniedbywałam, ale… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ale zapewnie masz bardzo ciekawą historyjkę, która wszystko mi wyjaśni. Przy
okazji nie będzie ona prawdziwa, ale zamydli mi oczy i jeszcze wzbudzi we mnie
litość, czy tak? – Choć nie podnosiła głosu, słuchać było, że jest wściekła –
Nie jestem głupia, Julie. Widzę, że faktycznie po tym zebraniu dostałyście
jakieś zadanie. Bolało mnie to, że nic mi nie mówić. Ale w końcu doszłam do
tego, że widocznie skoro nie mówisz, to nie możesz… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak to prawda i… - Wtrąciła się, ale kobieta nie dała jej dojść do głosu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To wszystko jednak nie tłumaczy cię. Widzę, że jesteś zabiegana. Że
przychodzisz do domu zmęczona i padnięta. Ale chyba należy mi się chwila
rozmowy, prawda? Przecież mogłaś przyjść do mnie na noc. Chwilę byśmy
porozmawiały i poszłabyś spać. Jak normalne przyjaciółki. Bo nimi jesteśmy,
pamiętasz jeszcze o tym? Pamiętasz, że zawsze mogłyśmy na siebie liczyć? Ale
ostatnio nic tylko spotkania trzech wiedźm i to durne zadanie. A ja nawet nie pamiętam,
kiedy ostatni raz „cześć” ci powiedziałam. Bo po co w ogóle o mnie pamiętać,
nie? Najlepiej po prostu… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czy możesz mnie wreszcie wysłuchać, gaduło?! – Brunetka prawie krzyknęła, żeby
przerwać potok słów wydobywający się z ust dziewczyny.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie – warknęła, ale spokojnie usiadła na drewnianym krześle. Dumnie uniosła
brodę i wyzywająco spojrzała jej w oczy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie mogę ci powiedzieć praktycznie nic. Wiąże mnie przysięga – westchnęła i
zapatrzyła się w fotografię, na której obie śmiały się do obiektywu – Ale
dobrze się domyślasz, że Oya zleciła nam pewne zadanie. To żadne konkrety, ale
wymaga ono od nas wiele czasu i poświęcenia. Sama myślę, że graniczy ono z
cudem. Nasze umiejętności w niczym nam nie pomogą. Musimy zrobić coś, co w
normalnym świecie trwałoby może nawet kilka milionów lat. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ile macie na to czasu? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jak najmniej – Julie bezradnie spojrzała na przyjaciółkę – Paley i Mikel
starają się równie mocno jak ja, choć wiem, że one też nie wierzą w powodzenie
naszej misji. Nie rozmawiamy o tym, ale każda z nas zdaje sobie sprawę, że nie
jesteśmy dobrze przygotowane. Chyba nikt nie jest… Utknęłyśmy w martwym punkcie
i choć widzimy postępy to mamy wrażenie, że i tak się cofamy. Razem staramy się jakoś temu zaradzić, ale…
raczej nam to nie wychodzi. Wszystko idzie nie tak – podeszła do niej i
spróbowała się uśmiechnąć – to faktycznie marna wymówka, ale miałam przyjść do
ciebie i kłamać? Zaczęłabyś pytać a ja nie wiedziałabym, co odpowiadać. Dlatego
nie przychodziłam. Wiem, że to pójście na łatwiznę, ale cholera, nie byłam w
stanie nic wymyśleć. Nie umiem sobie poradzić z sytuacja, w któreś się
znalazłam, Lauro. Nie umiem… - westchnęła, usiadła i zakryła twarz dłońmi.
Blondynka widziała dreszcze, które przechodzą przyjaciółkę, jednak wiedziała,
że tamta nie płacze. To nie było do niej podobne. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Po prostu obiecaj, że znów będzie jak dawniej a ja obiecam, że nie będę pytać o
tą misję. Żebyś nie musiała mnie okłamywać – szepnęła i przytuliła czarnowłosą.
Tamta przez chwilę siedziała sztywno po czym odwzajemniła uścisk. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Obiecuję. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Kobieta przekładała z dłoni do dłoni
jedwabną suknię. Gładziła delikatny, zabarwiony na różowo materiał. Przez myśl
jej przeszło, że sukienka idealnie by jej pasowała. Mia bowiem była posiadaczką
jasnoróżowych włosów, które falami opadały jej na ramiona. Urodziła się w
północnej części Centrum. Nigdy nie wychodziła poza jego granice. Kiedy
ukończyła siedemnaście lat, została przemieniona i zgłosiła się na szkolenie
samokontroli. Po roku trafiła do pałacu Amiyi. Służyła tam już sześćdziesiąt
lat. Naczelna Siostra często ją przerażała. Mia starała się dobrze wykonywać
swoje obowiązki, jednak zdarzało jej się dostać karę. Ostatnimi czasy
wampirzyca była jeszcze bardziej zdenerwowała. Różanowłosa często w myślach
porównywała ją do miny. Wystarczyło tylko nadepnąć i wylatywało się w
powietrze. Ciężko było przewidzieć jej nastroje. Właściwie było to niemożliwe. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Mia często myślała o swojej pani. Z
pewnością się wyróżniała. Najdziwniejsze jednak było to, że wyglądała jak
żebraczka. Wśród kolorowych sukni i wielobarwnych makijaży jej jedyną ozdobą
było czerwone bindi na czole. Ubierała się niczym żałobniczka. Wiecznie na
czarno. Ten strój zamieniała na wytworne suknie tylko na wyjątkowe
uroczystości. Również jej włosy były zwyczajne. Długie, gęste, czarne. Jeśli
trzeba było odświętnej fryzury, Amiya miała pokaźną kolekcję peruk w różnych
kolorach. Mia musiała przyznać, że kobieta była uderzająco piękna. Miała śniadą
cerę, tak nietypową dla jej rasy. Duże, pełne usta zazwyczaj były poważne.
Błyszczące, smutne oczy okalały gęste ciemne rzęsy. Nad nimi znajdowały się
ostro zarysowane, czarne brwi. Biła od niej moc i siła. Szczupła twarz o mocna
zarysowanych kościach policzkowych wyróżniała się wśród tłumu. Mia dobrze
zdawała sobie sprawę, że drugiej takiej kobiety nigdzie się nie znajdzie. Była
wyjątkowa i niepowtarzalna. Przy tym dysponowała ogromną mocą, której nikt nie
był w stanie zrozumieć. Cóż… w końcu to ona była pierwszym wampirem na ziemi. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mia! – Nawet jej głos był pełen mocy. Głęboki, spokojny niósł się po komnatach
i docierał do wszystkich zakątków. – Zwołaj wszystkich moich Ministrów! Pora
omówić sprawę Ruchu Oporu! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">_______________________________________<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;">Bez
komentarza. <br /><br /><o:p></o:p></span></div>
Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-1252074453197903854.post-40762758917987103242013-01-27T13:42:00.011+01:002013-01-27T13:56:52.625+01:00Rozdział 5<br />
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">K s z t a ł t y d u s z y <o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;">„Istnieć,
otóż to: pić samego siebie nie mając pragnienia ”<br />
</span></i><span style="font-family: Consolas;">Jean-Paul Sartre</span><b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Consolas;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Myśli Julie galopowały w zdecydowanie
złą stronę. Była pewna, że coś jej umknęło. Coś, co było zbyt ważne, żeby
pozostawić to w stanie spoczynku. Minął miesiąc od pierwszego spotkania z
Klonami. One jednak nie posunęły się w swoim zadaniu ani o cal. Mężczyźni byli
zbyt nieokrzesani, zbyt krnąbrni i nieprzewidywalni. Zbyt… prymitywni. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><b>Rafe.
</b><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Najniższy z nich. Spokojny i opanowany.
Cierpliwie słuchał i wydawało się, że on jeden jest zainteresowany jakąkolwiek
pracą. Jego zielone oczy lustrowały świat z nutą ciekawości. Umysł miał
chłonny, choć pamięć nietrwałą. Najwięcej przyjemności sprawiało mu siedzenie
przy książkach. Były to wszelkiego rodzaju Elementarze, służące do nauki
siedmioletnich dziewczynek. Był to dość dziwny obrazek – dorosły, dobrze
zbudowany mężczyzna z książeczką dla dzieci. Jednak dzięki temu robił
największe postępy. Julie często przyglądała się jego profilowi. Zbyt długi
nos, wystające kości policzkowe i kształtne usta. I Czerne, gęste rzęsy. Włosy
miał brunatne, zawsze porządnie zaczesane. Wysiłek fizyczny był ważną częścią
jego życia, jednak nie zapominał o lekcjach z czarownicami. Nigdy się nie
spóźniał, zawsze wykonywał wszelakie polecenia. Był przy tym ujmujący i
czarujący. Bez trudu zdobył serca czarownic. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Czyli człowiek to i
ja, i ty, tak? – spojrzał na nią mrużąc oczy – Ale dzielimy się na płci,
dlatego ja jestem mężczyzną a ty kobietą. Czy tak? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Dokładnie. Różnimy
się od siebie przede wszystkim fizycznymi cechami. Zarówno wewnętrznymi jak i
zewnętrznymi. – Bez najmniejszego skrepowania jego wzrok powędrował ku jej
piersiom. Zarumieniła się lekko. Nigdy wcześniej nie odczuwała skrępowania
takim zachowaniem, ponieważ żyła wśród samych kobiet. Nie dało się nie zauważyć,
że różnią się budową ciała. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Dlaczego? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- W przeszłości miało
to znaczenie w celu rozmnażania się.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Rozmnażania? –
Seplenił lekko, kiedy musiał powiedzieć dłuższy wyraz. Niezrażony jednak
powtarzał go dwa razy, żeby lepiej utrwalić go w pamięci. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Tak. Kobieta i
mężczyzna łączyli się w pary i spładzali dziecko, które rosło w ciele kobiety –
Rafe spojrzał na jej brzuch, zapewnie starając się wyobrazić ją w ciąży. Jego
wyobraźnia nie była wstanie tego pogodzić, więc zmienił temat. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- My też się tak
urodziliśmy? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Tak. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Jak? Sama
powiedziałaś, że do tego potrzebny jest mężczyzna. Powiedziałaś też, że
jesteśmy pierwsi od bardzo dawna. To się nie da! – Wykrzyknął z lekka
wyprowadzony z równowagi. Była to jego pierwsza tak długa mowa w życiu i być
może sam ten fakt wywarł na nim tak wielkie wrażenie. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- To skomplikowane –
spojrzał na nią z niezrozumieniem wypisanym na twarzy, więc się poprawiła – To
jest trudne do zrozumienia.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Zrobił minę, jakby
obraziła jego inteligencje. Wstał i poszedł do siłowni. Nawet się tym nie przejęła.
Z ironią nawet mogła stwierdzić, że poczynili postępy, gdyż skupił się na niej
przez dobre dwadzieścia minut.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- dziewiętnaście minut
i dwanaście sekund – uśmiechnęła się gorzko, wchodząc do kuchni, gdzie
siedziały pozostałe czarownice. – Mamy nowy rekord. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">W odpowiedzi dostała
jedynie pełne zniecierpliwienia spojrzenia sióstr. Nie przejęła się tym i
podeszła na księgi leżącej na jednej z półek. Otworzyła na jednej z pierwszych
stron i szybko nabazgroliła wyniki dzisiejszej pracy oparzając stronę zakładką
z napisem „Rafe”. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Gdzieś nad wodą odezwał się ptak. Miał
skrzeczący, brzydki głos. Wzdrygnęła się ze smutkiem i kolejny raz spojrzała na
krajobraz. Ten sam już od tak wielu dni. Wiedziała, że szybko go nie zmieni. Właśnie w takich chwilach zdawała sobie
sprawę z tego, że wcale nie była nieszczęśliwa. Jej życie nie było aż tak nudne
i, jakby na to nie patrzeć, miała odrobinę wolności. A lepsza odrobina niż nic,
prawda? Teraz dni ciągnęły się niemiłosiernie. Jakby coraz dłuższe. Ona
przychodziła coraz bardziej zmęczona, padała na łóżko i przeklinała księżyc.
Już nie ważne, w której fazie. Jej moce rosły, bo rósł jej gniew. Bezsilności,
która ją ogarniała, sprawiała, że czuła się samotna. Nawet Laura odeszła gdzieś
w cień. Nie było mowy o spotkaniach przy soku czarnej porzeczki czy naprawie
kolejnych aut. Za to skupywała części i tworzyła nowe zabawki dla mężczyzn. W
sklepach sprzedawano jedynie lalki, akcesoria do projektowania strojów,
dziecięcych makijaży oraz wiele innych bzdurnych świecidełek, które Julie
uznawała za śmieszne. Nigdy tego nie znosiła i w dzieciństwie zawsze starała
się zapobiec włożeniu czegoś takiego. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Skoro świt wyruszała do tajnego
pomieszczenia Bazy Dowodzenia Calachana i zmierzała się z nowymi trudnościami.
Z kolejnymi barierami, które trzeba było pokonać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><b>Caine.
</b><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> Uroczy blondyn z powalającym uśmiechem.
Szczery do bólu a także bardzo pracowity. Lubił wyzwania, choć nauka często go
nie interesowała. Wolał przesiadywać na siłowni. Czasem denerwował Paley i
Mikel, targając ich długie włosy. Mikel doprowadził do skaju wytrzymałości,
kiedy ściął jeden z jej białych loków i zabierał się za czarny – do pary.
Czarownice wiele energii zmarnowały na powstrzymanie siostry. Caine jednak
potrafił zjednywać sobie wszystkich. Anioły, które go odwiedzały, medyków a
także je – przerażone czarownice. Zdawał się czerpać garściami z otrzymanego
życia. Cóż z tego, że nie było ono do końca prawdziwe? Przecież nie mógł się
ciągle zamartwiać i uważać na każdy kolejny krok. Był także duszą towarzystwa.
I o ile to z Refe’em najłatwiej się pracowało, o tyle w towarzystwie Caina
czuły się najbardziej rozluźnione. Szybko wyrobił sobie swój styl. Dłuższe,
jasne włosy, szeroki uśmiech i malutki kolczyk w kąciku ust. Jego błękitne oczy
zawsze się śmiały, co razem dawało całkiem niezły efekt. Jedynym problemem było
to, że wolał się śmiać, aniżeli rozmawiać. Gesty, mimika – to wszystko łatwo
było w nim kształcić. Słowa nie chciały przechodzić mu przez gardło. Zdawało
się, że jego słowa zwyczajnie nie nadążają za myślami. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> <i> <o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Są fajne – powiedział
i uśmiechnął się jednocześnie nawijając na palec pasmo niebieskich włosów
Paley. Tamta uśmiechnęła się tylko, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Szybko
wstała, kiedy Mikel zawołała ją z drugiego końca pokoju, szczęśliwa, że może
uciec. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Czeka nas nauka,
Caine – Julie przybrała surową minę i rozłożyła przed nim książkę. Skrzywił
się, ale posłusznie sięgnął ręką po długopis. W Centrum taka nuka odbywałaby
się elektronicznie, jednak one dysponowały jedynie staroświeckimi, szkolnymi
metodami. Julie bardzo ceniła sobie książki, ponieważ nie miała wielu okazji
spotkania się z nimi. Kiedy jeszcze mieszkała w Centrum, w szkołach miały
nowoczesne sprzęty oraz najnowsze wynalazki. Niewiele istniało bibliotek.
Raczej stare antykwariaty. Łatwo było w nich znaleźć kobiety, które szykowały
się na własną śmierć. Rasy ludzkiej, które nie chciały być przemienione. Ale
też i nimfy, które osiągały wiek śmierci. Były to fascynujące istoty,
długowieczne, ale jednak nie nieśmiertelne. Drobnej postury, wydawać by się
mogło, że są bardzo kruche, a jednak były nienaturalnie silne i wytrzymałe. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Ej! – szturchnął ją
w ramie i spojrzał z miną, jakby chciał zapytać: „o czym myślisz?”, jednak
zdanie to nie przeszło mu przez gardło. Nic nowego. – Patrz.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Julie, proszę spójrz
na to, co napisałem – poprawiła go, ale on i tak nie posłuchał. Spojrzał na nią
w pośpiechu, jakby próbując wytłumaczyć, że swoim, jakżeby nie było dużo krótszym
zdaniem, wyraził przecież dokładnie to samo. Podsunął jej zeszyt pod nos, tak,
że książka rozpłaszczyła jej się na twarzy. Zaśmiała się i delikatnie odsunęła
od siebie jego dłonie.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Tak lepiej –
przyjrzała się rzędowi krzywych literek. Układały się one w nieskładne zdania,
postawione obok siebie bez większego celu. Kiedy Caine’owi spodobał się jakiś
wyraz z Elementarza, po prostu go przepisywał. – Coraz lepiej – pochwaliła, a
on, z wielkim uśmiechem na twarzy, zerwał się z miejsca i popędził do kuchni. Z
miną bardzo zadowolonego człowieka przyniósł jej księgę, aby mogła zapisać
dzisiejsze wyniki. Dobrze zdawał sobie sprawę, że za jakąś godzinę Paley albo
Mikel przyjdą i zaczną go męczyć kolejnymi rzędami literek, opowieściami o
przyrodzie i zwierzętach. Caina natomiast wcale to nie interesowało. Wręcz
irytowały go kolorowe, przestrzenne zdjęcia z pięknymi, kolorowymi ptakami lub
filmy o ogromnych, dzikich kotach. To przypominało mu, że ponad nim istnieje
świat, który go nie chciał. Świat, który nie wie, że on istnieje. Świat
zamknięty dla niego. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Strumień zimnej wody chłodził jej nagie
ciało. Przyłożyła czoło do ciemnoniebieskich kafelek i głośno westchnęła.
Kolejna pełnia rozsadzała jej żyły. Dosłownie czuła, jak księżyc ją wzywa. Krew
szybciej krążyła w jej żyłach jakby zbudzona ze snu. Julie nie była pewna, co
wywołuje u niej takie reakcje, ale nie miała siły się tym zajmować. Słyszała
jak woda coraz szybciej płynie z baterii i coraz mocniej uderza o jej plecy.
Ten ból sprawiał, że jeszcze trzeźwo myślała. Siłą umysłu starała się ją
powstrzymać, ale nie wychodziło jej to zbyt dobrze. Księżyc był w wyjątkowej
więzi z wodą. To ona zawsze najwięcej wariowała podczas pełni czy nowiu.
Parowała, zamarzała, zmieniała kształty, jakby wlewano ją do niewidocznych
pojemników, zawracała, płynęła szybciej lub wolniej. Albo stawała, jakby ktoś
kazał jej zamarznąć w ciekłej postaci. Julie potrafiła nad tym panować tylko w
idealnej harmonii. Teraz jednak była rozkojarzona. Gniew wypełniaj jej
podświadomość. Czuła się przegrana. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Z furią uderzyła pięścią w ścianę.
Zabolało. Dawało jej to jakąś dziwną satysfakcję. Pewność, że jest realna. Że
jest tą samą Julie, którą była dwa miesiące temu. A jednak się zmieniła. Nie do
końca potrafiła określić, co takiego uległo przeistoczeniu, ale wiedziała, że
już nie była taka sama jak kiedyś. Tajemnica zaczęła jej ciążyć. Bardzo chciała
podzielić się nią z Laurą. Ale nie mogła. Przysięgła strzec jej i milczeć.
Mikel i Paley były wiernymi towarzyszkami, ale to nie było to samo. Szczególnie
z Mikel. Miała ona wiele tajemnic, chyba jak każdy na Calachana. Jednak
wszystkich ciekawiło jej pochodzenie. Black Island, miejsce przebywania
morderców i zdrajców. Gwałcicieli praw Imperium. Co takiego zrobiła
czarnowłosa? Mieszkankom tej wyspy nie można było się rozmnażać, gdyż mogłyby
przekazać „złe nasienie”, więc Mikel nie mogła się tam urodzić. Musiała tam <i>trafić</i>. Skazano ją za jakieś
przestępstwo. Nie byle jakie, gdyż na Black Island nie zsyłano kieszonkowców a
tym bardziej młodocianych przestępców. Wiedziała, że czarownica spędziła tam
większość swojego życia, a więc musiano ją wygnać, gdy miała nie więcej niż
dwanaście lat. Co takiego zrobiła? Brunetkę zawsze to zastanawiało, ale nie
miała odwagi zapytać. Zresztą przeczuwała, że Mikel i tak nic by nie
powiedziała. Z Paley historia była zupełnie inna. Pochodziła z kraju Elemes,
przez starszych nazywanego nowym światem. Były to tereny zgromadzone wkoło
najdłużej i najszerszej rzeki – Amazonki. Mówiło się o niej, że jest ostatnim
dowodem Starego Ładu. Niewiele zachowało się naturalnych rzek, gór, pustyń czy
mórz w swej pierwotnej, niczym niezmąconej postaci. A jeśli były, to nadawano
im zupełnie nowe nazwy. Mówiło się, że Amiya nie tknęła tych terenów, gdyż są
przesiąknięte pierwotną magią. Paley zawsze mówiła, że tam czuje się
wyraźniejsze przepływy fluidów w powietrzu. Sama Julie uważała, że Naczelna
Siostra zwyczajnie boi się postawić tam stopy, gdyż Dolina Amazonki była
schronieniem Aniołów mieszkających na Ziemi. Była to pewna informacja, wyciągnięta
od Barisy. Wiadomo było, że żyjący tam ludzie nie znali luksusów, jakim
szczyciło się Centrum. Nie wiodło im się źle, ale i nie opływali w bogactwa.
Byli najzwyklejszymi przedstawicielami średniego stanu z duża gamą przywilejów.
Niebieskowłosa często wspominała, że życie tam było zupełnie inne. Wolniejsze i
spokojniejsze. Bardziej bezpieczne. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Bose stopy zostawiały ślady na
posadzce, ale Julie niewiele sobie z tego robiła. Jej myśli skupione były na
zupełnie czymś innym. Problemie, z którym nie potrafiła sobie poradzić. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><b>Adam.
</b><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Śmiertelnie
poważny, małomówny. Szczery do bólu, ale i buńczuczny. Pierwszego dnia wydał
jej się odrobinę nieokrzesany, jednak sympatyczny. Szybko zmieniła o nim
zdanie. Kiedy o nim myślała, widziała pirata ze starych opowieści, który płynął
swoim ukochanym statkiem po bezkresach oceanów – pełen buntu, odwagi i barku
pokory. Jego ciemne, lekko kręcone włosy rozwiewał wiatr a pełne, szerokie usta
wykrzywiały się w niespokojnym grymasie. Adam patrzył na świat ciemnymi, smutnymi
oczyma. Rzadko się uśmiechał, rzadko mówił i rzadko przebywał w towarzystwie.
Nauka go niecierpliwiła. Uważał, że starcza mu to, czego się nauczył. Nie potrzebował
więcej. Dużo ćwiczył. Często widywała go przed obrazem przedstawiającym
rozpędzone koniec mknące po wodzie. Morze, które się za nimi rozciągało, były
spienione i wzburzone. Wysokie fale zdawały się gonić jeźdźców. Ale oni się tym
nie przejmowali, dalej mknąć ku nieznanemu. Julie zrozumiała, że Adam również
chciałby uciec. Pragnął wolności. I wtedy też okazywało się, że jej
porównywania do pirata są trafne. On pragnął wskoczyć na okręt i odpłynąć na
niebezpieczne, nieznane wody. Rozumiała go i trochę mu współczuła. W sumie on
nie miał żadnego wyboru. Ona też została uwięziona na wyspie, ale za swoją
zgodą. Oczywiście można by polemizować, czy była to niczym niezmącona decyzja,
ale jednak jakiś wybór miała. Adam tu się urodził. Tu dorastał, tu się uczył.
Istniał, ale nie w pełnym znaczeniu tego słowa. Był niczym ptak zamknięty w
klatce. Mimo że urodzony w niewoli, pragnął prawdziwego życia. Oczywiście nie
było tak, że Caine i Rafe tego nie czuli. Jednak potrafili wypełnić ową pustkę
– jeden nauką, drugi kontaktami z ludźmi. U Adama owo pragnienie wolności było
bardziej wyczuwalne. Nie widział dla siebie miejsca w ukrytych pomieszczeniach
Bazy Dowodzenia. Nie lubił nauki. Przychodziła mu ona z trudem. Nudziły go
ćwiczenia. Towarzystwo też odkładał na bok. Był samotnikiem. Nawet z
mężczyznami nie spędzał za wiele czasu. Zazwyczaj przesiadywał w siłowni lub w
swojej sypialni. Miał w niej pokaźną kolekcję książek. Czytanie również mu nie
szło, ale potrafił już składać kilka zdań. To mu wystarczało do odczytywania
podpisów pod obrazkami rozmaitych książek geograficznych. Oglądał obrazki i
marzył. Widziała to w jego oczach. Julie nie potrafiła do niego dotrzeć. Żadna
nie potrafiła. Czasem pozwalał Mikel wejść do pokoju i pozostać tam nawet przez
dwie godziny. Byleby tylko milczeli. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Teraz ty – odezwał
się cicho, kiedy podeszła do niego i usiadła po turecku na dywanie. Był
skupiony i zamyślony. Wiedziała, że znów wyrwała go z krainy fantazji. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Tak. Na co masz
dzisiaj ochotę? Rachunki zostawimy dla Mikel, więc zostaje ci Historia,
Astronomia, Przyroda lub Literatura. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Geografia –
odpowiedział bez zastanowienia. Nie była zdziwiona taką odpowiedzią. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Znów? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Tak. – Spojrzał na
nią. W oczach miał wielką tęsknotę. Sięgnął po jedną z książek, które
przyniosła i starannie zaczął ją kartkować. Wiedziała już, że wcześniej ją widział
i coś zaciekawiło go na tyle, że postanowił dowiedzieć się od niej czegoś
więcej. W końcu dotarł na konkretną stronę, lekko się uśmiechnął i odwrócił
książkę w jej stronę. Na dwóch stronach rozciągła się mapa. Były to historyczny
obraz świata przed dyktaturą Amiyi. Mężczyzna wskazał na nagłówek. „Świat
podczas II Wojny Światowej. Działania wojenne na morzach i oceanach w latach
1939 – 1945.” Potem wziął inną książkę i pokazał jej mapę Imperium. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- To jest świat
Starego Ładu, tuż przed powstaniem Imperium. – Wskazała na pierwszą książkę – Widzisz,
pod koniec poprzedniego tysiąclecia świat nawiedziły dwie wojny. Jedna
straszniejsza od drugiej. Uczono mnie, że ludzi ginęli poprzez chore ambicje
mężczyzn. Niewiele ci mogę o nich powiedzieć, bo ich imion dawno już nikt nie
wymawiał. Amiya tego zakazała, a potem się o nich zapomniało. Dziś raczej nikt
o tym nie wspomina. Jeśli już, to żeby przypomnieć, jakimi zbrodniarzami byli
mężczyźni. Potężne armie i ich dowódcy. Miliony walczących na śmierć i życie w
imię idei powstałej w głowie kilku mężczyzn. Oya jednak zawsze powtarza, że ten
medal ma dwie strony. Nie wszyscy byli źli. To właśnie następstwa tej wojny
pozwoliły Amiyi na stworzenie Imperium. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Zupełnie inne –
wyszeptał, gładząc palcem mapę Starego Ładu.
<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Tak, inne. Amiya z
pomocą wiedźm zmieniła mapę. Świat kształtował się miliony lat, a ona zdołała
go zmienić w jedno stulecie. Magia może być potężnym narzędziem, Adamie. Kiedy
istoty ponadnaturalne się ujawniły, zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Świat się
zmieniał. Amiya kazała czarownicą ingerować w jego strukturę. Wtedy zaczął się
buntować. Widzisz tą ziemię? – Sunęła palcem po mapie – dobrze znasz obecne
mapy, więc wiesz, że Krainę Dampo i Malisho dzieli ocean. Kiedyś była to Kanada
i Meksyk z przylegającym, mniejszymi państewkami. Nawet nie pamiętam już ich
nazw. Między nimi znajdowały się Stany Zjednoczone. Było to ogromne państwo,
jedno z pierwszych, jakie zatopiły czarownice. Musiały one zrównać z ziemią
ogromne góry. Wiele z nich nie wytrzymało. Konsekwencje takiego użycia magii są
przerażające. Postradały zmysły lub pomarły, nie będąc w stanie powstrzymać
sił, które ciągnęły z nich energię. Tysiące z nich do tej pory nie mogą używać
swoich mocy. – Spojrzał na nią ze zdziwieniem. Jego mózg działał bardzo prosto
i nie był w stanie pojąc ogromu tego zdarzenia. Amiya miała wspaniałe cele, ale
środki, jakich użyła byłby przerażające. Oczywiście ona wybieliła swoje czyny,
przedstawiając ofiarę milionów czarownic jako bohaterski, chwalebny czyn, który
zapewni wszystkim nowe, lepsze życie.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- A tu? – Wskazał na
przeciwległy koniec mapy. Obecnie i tam wszystko zakrył ocean.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- To były kiedyś
Chiny. Tu obok – Indie. Były to jedne z najludniejszych krajów świata. I o ile
Stany Zjednoczone zlikwidowała z przyczyn czysto politycznych, gdyż to tam było
najwięcej buntów, o tyle te państwa zostały zlikwidowana z przyczyn czysto
osobistych. Amiya pochodzi z Indii. Tam się urodziła i żywiła wielką nienawiść
do tego kraju. W Chinach natomiast kobiety wciąż miały trudną sytuację.
Widzisz… był to bardzo dobrze rozwijający się kraj z głęboko zakorzenioną
kulturą, która niestety przewidywała mężczyznę, jako władcę. Amiya dobrze
wiedziała, że tamtym kobietom nie przemówi do rozumu. Było to irracjonalne,
gdyż przecież zjazd ogłaszający ostateczną dyktaturę kobiet odbył się w
Pekinie, stolicy Chin. Obecnie Pekin to jedynie wysepka, utrzymywana ponad wodą
dzięki specjalistycznym wynalazkom i zaklęciom. Miejsce pielgrzymek. Kolebka
Imperium. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Adam zafascynowany
słuchał jej opowieści, dotykając dłonią map. Powoli w głowie przetwarzał sobie
wszystkie informacje i układał w całość. Po chwili znów spojrzał na nią i
wskazał palcem na Centrum. Na starszej mapie było poprzecinane wieloma
kreskami, tworzącymi kilka plam.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Kiedyś to był cały
kontynent. Nazywano go Europą. Między innymi przez wojnę był tak podzielony. Te
wszystkie plamki to osobne kraje. Jednym z głównych agresorów podczas II Wojny
był ten kraj. O tutaj – znalazła go na mapie. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Niemcy – odczytał. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Tak. Drugim –
największy kraj na świecie. Tym starym i nowym. Związek Socjalistycznych
Republik Radzieckich. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- To Nessos –
obrysował palcem granicę kraju. Był to jeden z niewielu terenów, którego
granice nie zostały naruszone. Wydawałoby się, ze zmieniła się jedynie nazwa.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Między nimi
znajdowała się Polska. Była to centralna część Europy. Ja urodziłam się na tych
ziemiach. Oczywiście ja już nie pamiętam czasów takiego podziału, ale kiedy
jeszcze mieszkałam w Centrum, pewna staruszka imieniem Anna opowiadała mi o
swojej ojczystej Polsce, za której istnienie jej mąż oddał życie. Ona potrafiła
lepiej opowiadać. Często do niej chodziłam i słuchałam strasznych historii.
Było w niej wiele żalu, gdyż została przemieniona w podeszłym wieku. To nie
jest dobre dla wampirów. Właściwie był to rodzaj kary, gdyż straciła męża,
później przez ponad sto lat żyła ze świadomością, że jej ojczyny nie ma na
mapach. Że odebrano jej dom. A kiedy go odzyskała, wybuchła jedna wojna, potem
druga. W końcu dostała się pod jarzmo komunizmu – a wiedząc, że Adam nie
rozumiał, dodała – rządził nią obecny kraj Nessos. To również była dyktatura.
Na samym końcu ta kobieta patrzyła jak jej kraj zostaje połączony w jeden
wielki ośrodek – Centrum. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- To przykre. – Choć
dobrze wiedziała, że żadne z nich nie potrafi tego pojąć, pokiwała głową ze
zrozumieniem. Adam wykazywał wiele ludzkich odruchów i była przekonana, że
gdyby tylko jego własne uczycie byłby choć odrobinę bardziej rozwinięte, byłby
człowiekiem cechującym się wielką empatią. Julie czuła z nim wielką wieź.
Przekonywała samą siebie, że to tylko, dlatego że spotkała go pierwszego,
jednak wiedziała, że nie jest to prawda. Zależało jej na nim. Czuła się jak
starsza siostra, która stara się przekazać małemu bratu całą swoja wiedzę.
Lubiła go, choć ona zdawał się nie lubić nikogo. Wydawało jej się, że to
właśnie on ją rozumie. Opowiadała mu wiele historii a on przeżywał je po swojemu.
Nie potrafiła go jednak otworzyć. Zamykał się w swoim świecie. Wolał
odosobnienie. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Ta kobieta przy mnie
często wspominała swoją matkę – Julię. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Julie – Julia –
powiedział ze zrozumieniem. I właśnie o to chodziło. Zawsze wiedział, co miała
na myśli, choć rzadko przekazywał jej swoje. Uśmiechnął się do niej, jednak
zaraz spochmurniał, jakby przypominając sobie, że ona tak nie robi. – Wpisz –
zakomunikował, głową wskazując kuchnię. Na ciężkich nogach wstała i podreptała
zapisać dzisiejsze wyniki, wiedząc, że lekcja już skończona. Kolejny raz
zganiła się w myślach. Znów tylko ona mówiła. Miała jednak nadzieję, że swoimi
opowieściami poruszy uczucia mężczyzny, zbliżając go do idealnego
uczłowieczenia. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Julie wgramoliła się na łóżko i cicho
westchnęła. Ciężko było pogodzić ich wszystkich. Nie mogli odbywać wspólnych
lekcji, gdyż każdy był na innym poziomie. Nie wiedziała, czy rozmawiają o
zajęciach, kiedy one idę do swoich domków. Była ciekawa czy w tylko swoim
towarzystwie są inni. Zanim zasnęła, zdążyła jeszcze pomyśleć, że przynajmniej
w jedynym nie różnią się od mężczyzn o których tyle opowiadała jej Laura – o
samochodach mogli słuchać godzinami a zdarzało się, że wychodziła im z tego
dyskusja. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><i> <o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Białe skrzydła sięgające ziemi dumnie
wyrastały z pleców właścicielki. Okalały jej smukłą sylwetkę. Miała bardzo
chłopięcą figurę, bez zaokrągleń, wystających kości. Bardzo proporcjonalną.
Zdawało się, że jedna część twarzy jest lustrzanym odbiciem drugiej.
Symetryczne kształty sprawiały, że była ona niezbyt ludzka. I może ciężko się
temu dziwić, bo przecież była Aniołem. Przerażająco jasne oczy często myliły
innych i sprawiały złudne wrażenie, że ich właścicielka jest niewidoma. Blade,
idealnie skrojone usta rzadko ukazywały jakieś emocje. Zupełnie jak ona sama.
Była jakby oderwana od rzeczywistości. Wszystko w niej dziwiło. Nawet postawa –
zbyt prosta, zbyt sztywna. Zbyt… Nienaturalna. W obecnych czasach nikomu to nie
przeszkadzało. Oya cieszyła się dużym szacunkiem u ludzi, choć nie była pewna czy
na niego zasłużyła. A owszem, potrafiła przeciwstawić się Amiyi. Jednak tylko,
dlatego iż wiedziała, że przewyższa ją nie tyle inteligencją, co otrzymanym
czasem. Ona spłynęła na ziemię dużo wcześniej niż nawet pradziadowie
wampirzycy. Była jej opiekunką. Świadkiem cierpień, które przechodziła. W końcu
na własne oczy widziała jak z pomocą wiedźm stała się nieśmiertelna. Pogwałciła
tym wiele praw natury, ale Oya nic nie zrobiła. Czyż natura sama siebie nie
gwałciła? Przecież wydawała na świat nimfy i elfy. Wydawała czarownice i
wampiry. Pozwoliła by w przeciągu zaledwie wieku wszystko się zmieniło. Czyż to
nie była wielka naiwność ze strony natury? Ziemia kształtowała się miliardy lat
a ona, głupia, wydała na świat potwory obdarzone tak wielką mocą, że zaledwie w
sto lat dały radę zmienić jej strukturę. Zburzyć kontynenty, zasypać oceany, zrównać
z ziemią najwyższe szczyty i zalać wyżyny. Oya bez wątpienia gardziła ludźmi. Oraz
wszelkimi tworami podobnymi do nich. Byli zbyt słabi. Wystarczyła odrobina cierpienia
i gniewu, żeby stworzyć rasę nieśmiertelną i wręcz idealną. Nie miała
wątpliwości, że wampiry były pod pewnym względem doskonałe. Ich siła, uroda,
wytrzymałość, nieśmiertelność, dary… Przy tym nie było żadnych ograniczeń, jak
w przypadku aniołów. Ale zawsze musiał wkraść się jakiś błąd. Oczywiście
wiedźma, która stworzyła Amiyę, nie przewidziała konsekwencji swojego czynu. Przemienienie
oraz dalsza egzystencja wymagała ofiary. Oczywiście musiała nią być krew.
Jakżeby inaczej! Ludzie lubili krwawe uczty. Przy tym ich kreatywność była
wielce zaniżona. Po co się wysilać skoro krew załatwi wszystko? No, po co? Oczywiście
nikt też nie pomyślał, że prowadzi to do samodestrukcji. Oya naprawdę miała
ochotę wybuchnąć gniewem. Z jakiej racji to ona miała wszystko naprawiać?
Wiedziała jednak, że jej nie wolno. Były pewne zasady, których musiała przestrzegać.
A ona była inna niż ludzie. Potrafiła się kontrolować. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Co cię tak martwi? – Cailyn spokojnie kroczyła po posadce. Jej krótkie, małe skrzydła,
zupełnie nietypowe jak na anioła, zdawały się ją unosić. Uśmiechała się lekko, choć
jakby z przymusem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nic nowego, jeśli o to pytasz – odpowiedziała spokojnie i całkowicie się do
niej odwróciła – gdzie zgubiłaś Vinitę? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jest u mężczyzn, więc módlmy się, żeby nie zamordowała Caina. – Uśmiechnęła się
jeszcze szerzej. Ona i Vinita pochodziły z jednego szczepu. Na świat zeszły
ponad siedemset lat temu. Różniły się jednak od siebie. Cailyn była spokojna i
zrównoważona. Ze stoickim spokojem wysłuchiwała poleceń i wykonywała je nawet,
gdy się z nimi nie zgadzała, uznając zwierzchnictwo Oyi i ufając w jej mądrość.
Vinita ciągle się buntowała. Nawet jej strój różnił się od typowego ubrania
Aniołów. Zuchwale mówiła o wszystkich swoich obiekcjach i potrafiła wykłócać się
o najdrobniejsze szczegóły. Obie jednak głęboko
wierzyły, że uda im się odbudować świat. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Robimy duże postępy, Cailyn, ale wciąż nie jesteśmy bliżej wygranej. Mam wręcz
wrażenie, że się od niej oddalamy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">__________________________________________<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: x-small; line-height: 115%;">Doszłam
do wniosku, że nie będę opisywać każdej lekcji po kolei. Zanudziłabym was na
śmierć, bo ile można pisać o nauce literki „a” czy „b”. <o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: x-small; line-height: 115%;">Zastanawiają
mnie ciągłe porównania do „Seksmisji”. Wierzcie bądź nie, ale ja naprawdę nie
oglądałam tego filmu. Widziałam może ze dwa fragmenty, kiedy przelatywałam po
kanałach. Nawet dobrze nie wiem o czym to jest, więc ciężko jest się mi tym
filmem inspirować. <o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; line-height: 115%;"><span style="font-size: x-small;">Ze
spraw technicznych… znów zawaliłam. Tym razem muszę zrzucić to na sprzęt. Mój komputer
i net nijak chcę ze sobą współgrać. Ale serio, czytam wszystkie nowości, tylko
nie mogę napisać porządnego komentarza, bo wariuję z moją komórką. Przepraszam,
wszystkich. Doszłam jednak do wniosku, że dodawanie komentarzy „Przeczytałam, bardzo
dobry rozdział!” to głupota. Zgadzacie się? <o:p></o:p></span></span><br />
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;"><br /></span>
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><span style="font-size: x-small;"><span style="line-height: 115%;">P.S. Proszę napiszcie w komentarzu kto chce być informowany, dobrze? Nie będę się musiała </span><span style="line-height: 14px;">zastanawiać</span><span style="line-height: 115%;"> czy ktoś </span><span style="line-height: 14px;">przeczytał</span><span style="line-height: 115%;"> jeden rozdział i ma gdzieś to </span><span style="line-height: 14px;">opowiadanie</span><span style="line-height: 115%;"> czy </span><span style="line-height: 14px;">faktycznie</span><span style="line-height: 115%;"> chce to czytać. Bardzo dziękuję! </span></span></span></div>
Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-1252074453197903854.post-74706775568225500872012-12-01T21:09:00.003+01:002013-10-08T22:11:48.085+02:00Rozdział 4<br />
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">M ę ż c z y z n a<o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;">„Piękny?
Nie wiem. Ma około 1.80 wzrostu, włosy mniej więcej tak krótkie jak ty i
zielone oczy: po prostu cudowne. Ale nie. Nie jest chyba piękny w obiegowym
znaczeniu tego słowa. Jednak na pewno jest mężczyzną (…).”<br />
</span></i><span style="font-family: Consolas;">Jonathan Carroll <o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Consolas;"> </span><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Laura
czesała jasne włosy. Zawsze była z nich dumna. W ogóle uważała się za ładną
osobę. Nie była typową kobietą z Centrum. Tam siostry chodziły w bogato
zdobionych sukniach. Ich wymyśle fryzury przeplatane były kolorowymi
warkoczykami, kwiatami, spinkami i innymi błyskotkami. Powieki i usta malowały
farbami o intensywnej barwie. Ona nie lubiła zbędnych ozdóbek. Uważała, że to
naturalne piękno kobiety jest najważniejsze. Zapatrzyła się na swoje odbicie.
Jasne oczy były niebieskie niczym przejrzyste niebo. Patrzyły na nią ze smutkiem.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Marzysz o niemożliwym, Lauro – przyłożyła dłoń do tafli lustra. Lustrzana Laura
zrobiła to samo. Ich dłonie zetknęły się na granicy dwóch światów. Miała
wrażenie, że jest lepszy. Wyglądała na szczęśliwszą niż ona sama.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Skąd ta pewność?<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Spojrzała
na nią z niezidentyfikowaną miną. Uśmiechnęła się tajemniczo. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
O czym ty mówisz? – Laura zganiła się za to zdanie. Zaczynam warować,
pomyślała. Rozmawiała ze swoim odbiciem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Przecież po to
jesteś w Ruchu Oporu! Po to jest to wszystko! Żeby Twoje marzenia się spełniły!<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
A co jeśli to wszystko nie ma sensu? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Jednak
tym razem lustrzana Laura nie odpowiedziała. Patrzyła się na nią pytająco i
obracała głowę dokładnie w tym samym kierunku. Już się nie uśmiechała. Jej
błękitna sukienka w białe groszki delikatnie falowała pod wpływem letniego
wiatru, który wdarł się do pokoju przez otwarte okno. Idealnie komponowała się
z jej tęczówkami. Zgrabne nogi obute były w białe sandałki na koturnach. Na
nadgarstku wisiała bransoletka z malutkich perełek. Sukienka miała krótki
rękawek, jednak nie zakrywała tatuażu na przedramieniu. Był to czarny znak
Wenus, symbol płci pięknej. Delikatnie przejechała
po nim opuszkami palców. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To naprawdę nie ma sensu…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wiesz, że gadanie do siebie to pierwsza oznaka paranoi? – Julie wparowała do
jej pokoju z szerokim uśmiechem. – Jejku – jęknęła i ruszyła w stronę radia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Hej! To mój teren – zaśmiała się, powtarzając jej wcześniejsze słowa. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Cholera –uśmiechnęła się jednak z przekorą i ściszyła radio. Zrobiła to raczej,
żeby ją zdenerwować niż z konieczności. – To powiesz mi, co nie ma sens? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wszystko, Julie – spojrzała jej w oczy - ja wiem, że się łudzę. Że te wszystkie
moje marzenia są tak diabelnie nierealne, ale…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Hej! – Czarnowłosa złapała ją za ramiona i lekko potrząsnęła – nie mów tak!
Masz piękne marzenia, rozumiesz? Musisz w nie wierzyć, choćby inni nie dawali
Ci nawet malutkiej szansy na ich spełnienie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tyle już czasu istnieje Ruch. – Westchnęła. – Ale wciąż nie widzę nowych szans
na to, żeby wrócić do poprzedniego stanu rzeczy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Laura
nie zauważyła, że jej przyjaciółka odwróciła wzrok. Tak bardzo pragnęła
powiedzieć jej prawdę, dać jej nadzieję.
Ale wiedziała, że nie może wspomnieć ani słowem o <i>Kostnicy </i>i dzisiejszym wieczornym spotkaniu. O <i>nich</i>. <i> </i> <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Niech Cię wszystkie
diabli, Oyo! Ciebie i twoją przysięgę! </span></i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Dlaczego zostałeś
łowcą? – Jej słodki głos potoczył się po pomieszczeniu. Działał na niego jak
narkotyk. Omamiał go i przyprawiał o dreszcze.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- A dlaczego ty
zostałaś wampirem? – Odpowiedział z lekka przekornie, próbując na nią nie
patrzeć. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Bo ktoś wydał na
mnie wyrok – spojrzał jej w oczy, jednak szybko odwrócił wzrok. Nie mógł znieść
myśli, że zobaczy w nich prawdę. Od lat wychowywano go w myśl zasady, że
wampiry to krwiożercze bestie, mordercy bez uczuć. Wpajano mu pewne przekonania
i teraz nie mógł się ich pozbyć. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Bo takie jest moje
przeznaczenie. Żyję po to, żeby zabijać. – Odpowiedział, jednak myślami będąc
daleko. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- To już hipokryzja,
Ericu. – Zadrwiła. – W moich ustach te słowa byłby niedopuszczalne, a jednak w
twoich są dobre? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- To inna sytuacja –
odwrócił wzrok. Nie mógł się na nią patrzeć. Nie potrafił dostrzec w niej
bestii. Diana była wyjątkowo niską osobą z hebanowymi, długimi włosami. Cała
jej skóra bieliła się, tworząc niesamowity kontrast z resztą. Gdy ją pierwszy
raz zobaczył, widział dobrze zaokrąglone kształty, gęste włosy i błyszczący
oczy. Teraz była wychudzona, włosy miała cieńsze, jakby mniej czarniejsze.
Kości widoczne były na pierwszy rzut oka. Co więc tak bardzo go w niej
pociągało? Była wrakiem… ludzkim szkieletem z przeźroczystą skórą. I jedynie
jej oczy wciąż były niezmienne. Tlił się z nich żar. Jakieś ciepło, którego nie
spodziewałby się u osoby jej pokroju. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Podszedł do niej
niepewny tego, co chce zrobić. Siedziała w kącie, zbyt słaba, żeby się
podnieść. Uśmiechnęła się blado, kiedy przykucnął. Jej przeraźliwie chuda ręka
ponownie dotknęła blizny na jego policzku. Ten dotyk przyprawił go o drżenie.
Nie miał siły z nią walczyć. Walczyć z czymś, co pojawiło się z chwilą wparowanie
do jego świata tej istoty. Pochylił się nad nią i zbliżył swoje usta do jej
warg. Zdążył jeszcze zarejestrować jej zdziwione spojrzenie, zanim zatracił się
w niej całkowicie. Szybko zaczęła oddawać pocałunki. Dłonią podtrzymywał jej
głowę, jakby bał się, że jej ciało nie znajdzie w sobie dość siły, żeby
sprostać temu samotnie. Nagle odsunął się od niej gwałtownie, wciąż jednak
trzymając ją w ramionach. Poczuła krew. To było tak nierealne, że pragnienie
jeszcze nie dało o sobie znać. Spojrzała na swoją dłoń. Musiała wbić mu
paznokcie w ramię. Kilka szkarłatnych kropel świeciło się na jej nadgarstku
niczym rubinowe ozdoby. Jak w transie przyłożyła do nich usta i językiem
przejechała po ręce. Westchnęła z dziwną rozkoszą. On patrzył na jej opętanie i
nie mógł się temu nadziwić. Nie mogła odzyskać sił po tak małej dawce, a jednak
jej włosy wydawały się czarniejsze, a skóra zdrowsza. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Gdybyś tylko była
człowiekiem… <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Z bólem spojrzała na
niego, kiedy się podnosił. Nie potrafił jej nie ranić. To było silniejsze od
niego. Jego natura zbyt usilnie dawała o sobie znać. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Auć! – Blade usta
Diany wykrzywiły się w grymasie. Pocierała swój nadgarstek, jakby chciała
załagodzić ból. Ale przecież wampiry nie odczuwały bólu. A przynajmniej tego
fizycznego. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie rozumiem –
wyszeptała i spojrzała na swoją dłoń. Ponownie kucnął i przyjrzał się jej
drobnej rączce. Na nadgarstku pojawiły się szkarłatne plamy. Zupełnie tak,
jakby jego krew wsiąkła w jej skórę. Naraz plama zaczęła się rozszerzać,
tworząc szkarłatne znamię. Syknęła z bólu, ponownie łapiąc się za bolące
miejsce. Kiedy je odkryła, wkoło jej nadgarstka wił się purpurowy skorpion. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- To niemożliwe –
wyszeptał i spojrzał w jej oczy, pełne zdziwienia i lęku – Kim ty, do cholery,
jesteś?! – Krzyknął, potrząsając ją za ramiona….<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Diana nic się nie zmieniła od tego
czasu. Wciąż miała czarne, błyszczące oczy, teraz przepełnione smutkiem. Nie
mógł się nadziwić, że są smutniejsze niż wtedy, gdy siedziała w celi. Jej blade
usta były dziwnie zaciśnięte. Siedziała z opadniętymi ramionami, jakby uszła z
niej cała energia. Kolejny raz podszedł do niej i położył dłoń na ramieniu. Ale
i tym razem go nie zauważyła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Diano? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Cisza.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Znów
nie potrafił do niej dotrzeć.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Diano?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
O, cześć, Julie. – Czarnowłosa dziewczyna w wytartych, kobaltowych
ogrodniczkach z wielką, kwiecistą łatą na kolanie i smarem rozmazanym na czole
usiadła obok wampirzycy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Znów dłubałaś w jakimś samochodzie, co? – Uśmiechnęła się, jednak nie był to
ten uśmiech, którym potrafiła obdarzyć go ponad sto lat temu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
A co innego mi pozostało? – Julie przewyższała Dianę o ponad głowę. Przy niej
wampirzyca wyglądała jak mała dziewczynka. Drobna, delikatna. Zawsze kojarzyła
mu się z gałązką płaczącej wierzby. Niezwykle rześka i giętka, wciąż młoda,
choć przecież sięga już ziemi. Delikatna, a jednak niedająca się złamać
wichurze. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Przed czym uciekasz? – Diana nie dała się zbyć i dobrze odkryła prawdziwe
intencje dziewczyny.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Chciałabym wiedzieć – westchnęła przeciągle. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- To ma coś wspólnego z tajemniczym zebraniem u
Oyi? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak. Ale nie mogę o tym mówić – uprzedziła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Kochana, poczciwa Oya – zadrwiła – wciąż się łudzi, że z ten świat da się
jeszcze naprawić, czyż nie?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ty w to nie wierzysz? – Zapytała zdziwiona.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie – uśmiechnął się. Ona zawsze twardo stawiała sprawę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Więc dlaczego tu jesteś? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Bo gdzieś muszę być. – Spojrzała na nią smutnymi, ciemnymi oczyma i westchnęła
przeciągle. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Diano, nie musisz nic mówić. Każda z nas ma jakieś żale i smutki, które ukrywa.
– Położyła jej dłoń na ramieniu, która idealnie pokrywała się z jego dłonią.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Zapadła
cisza, podczas której wampirzyca uśmiechnęła się. Widać było, że cofa się
myślami do szczęśliwych wspomnień, które teraz bolały. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nazywał się Eric. Jednak większość nazywała go Skorpionem. – Powiedziała po
dłuższej chwili. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Łowca? – Z niedowierzaniem spojrzała a czarne oczy wampira. Były głębokie,
niczym najciemniejsza z otchłani. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Oj tak… <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Julie
zamyśliła się, przerażona wspomnieniami Diany. Tym, co musiała przejść. Wampir
kocha tylko raz. Tylko jedną osobę. Takie legendy krążyły między starszym
pokoleniem, które pamiętało Stary Ład i w czeluściach swych domów nie bało się
mówić o tym, co się wtedy działo. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Naraz
Julie przypomniała sobie o czymś innym. Chwyciła dłoń Diany tak szybko, że ta,
zamyślona, nie zdążyła się zorientować, o co chodziło jej siostrze. Czarownica
szybko podwinęła rękaw czarnej koszulki wampira. Szkarłatny znak skorpiona
wijącego się na nadgarstku kobiety był taki, jakim go zapamiętał. Nie miał
wątpliwości, że czarownica będzie wiedziała, co on oznacza. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Znamię Łowcy? – Zapytała z przestrachem. Powoli docierało do niej, że koszmar
życia Diany to nie tylko wieczna miłość do kogoś, kogo zadaniem jest usunięcie
jej z ziemi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> Szły powoli. Trzymały się za ręce, podekscytowane,
ale i zdenerwowane. Wiedziały, że właśnie zaczyna się nowy etap w ich życiu.
Być może był to nowy etap dla całej ludzkości. Nie mogły odpędzić od siebie
jednego pytania.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Jacy oni są?<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Muszą
wyglądać jak ludzie. Ale jednak coś musi być w nich innego. Nie wiedziały, co.
Amiya postarała się o to, żeby nie przetrwały żadne obrazy, filmy i fotografie,
które uwieczniały przeciwną płeć.
Yamaraj był natomiast pilnie strzeżony, więc one, proste osoby, nie
mogły go zobaczyć. Wręcz nie miały prawa. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Gotowe? – Mikel spojrzała na swoje siostry, może odrobinę zbyt niepewnie. Była
zbyt inteligenta, żeby wierzyć, że to wszystko jest takie piękne. Przysięga i
ich zadanie nie były całkowicie szczera. Tajemnica cały czas nad nimi wisiała i
drażniło ją to, że nie potrafiła jej odkryć. Przyszło jej na myśl, że Oya nie
jest aż tak dobra. Może i była Aniołem, ale przecież naraziła nimfy, prawda? I
skazała naukowców, te stare kobiety, na życie w zamknięciu. Na pracę wręcz
absurdalną. Nieprawdą był fakt, że buntownicy zyskali wolność. O nie! Oya wszystkich
kontrolowała. Czasem w myślach
porównywała ją do Amiyi. Aż tak się przecież nie różniły. Tyle tylko, że ona
nigdy nie zamordowała. Ale czyż nie przyczyniła się do śmierci tylu osób? A po
co? <i>Dla wyższych celów</i>. To jedyna
odpowiedź, którą dawała. Niezwykle filozoficzna i zagadkowa. Dla czarownicy
było jasne, że Anioł nie jest do końca nieskazitelny, a Wampir nie jest na
wskroś przesiąknięty złem. Bała się jednak tłumaczyć Amiyę, bo potępiała jej metody.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak – odpowiedziały zgodnie. Były przed Bazą Dowodzenia. Drzwi skrzypnęły
lekko, kiedy je uchyliły. W środku
panował mrok. Jednak Księżyc, który wdarł się do pomieszczenia wraz z nimi,
oświetlił postać stojącą na środku. Nawet w ciemności widać była niezwykle
smukłą sylwetkę Oyi, jej krótkie, poskręcane włosy i sięgające ziemi skrzydła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nareszcie – wyszeptała i podeszła do owych małych drzwiczek, które prowadziły
do Kostnicy. W ciszy podążyły za nią. Kroki stawiały lekko, z wrodzoną sobie
naturalnością. Jeszcze raz spojrzały na piętrzące się <i>trumny</i> nieudanych eksperymentów – Doprawdy nie jest, na co patrzeć
– Anioł skomentował to, wiedząc ich zachłanne spojrzenia – trzymamy ich tutaj,
aby nie dostali się w niepowołane ręce. Dla nas byli bezużyteczni, ale dla
wroga mogli okazać się bardzo pożyteczni.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Na
samym końcu korytarza były kolejne drzwi. Wyglądały, jakby ktoś czarną kredką
narysował je na białej ścianie. Oya przyłożyła dłoń do miejsca, gdzie
wyrysowana była klamka. Delikatnie przejechała wzdłuż rysunku, po czym
szarpnęła rękę do siebie. Ściana rozwarła się i ukazała przejście. Zniecierpliwione
podeszły bliżej. Ostrożnie przeszły przez magiczne drzwi. Ich oczom ukazał się
dwupiętrowy pokój. Zmrużyły oczy. Po ciemnościach, jakie przeszły, pokój był
dla nich nienaturalnie jasny. Na samy
środku wiły się skręcane schody. Wydawało się, że to właśnie wkoło nich toczy
się życie. Na lewo mieściła się mała kuchnia, na prawo – skromnie umeblowany
salon. Naprzeciwko były drzwi. Łatwo były się domyśleć, że prowadziły do
łazienki. Wszystko było tu utrzymane w minimalistycznym stylu. Nie było
przepychu, jak w Centrum, ale i nie panowały tu warunki polowe jak na całej
Calachana. Meble były jasne, proste, bez zbędny ozdobników. Podłoga lśniła
czystością, choć parkiet był jasny. Wszystko było tu abstrakcyjne – zbyt jasne.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Oya? – Ciszę, która zapanowała, przerwał niski, głęboki głos. Zadrżały. Nigdy
bowiem nie słyszały kogoś, czyj głos miałby taką barwę. Czystą, choć lekko
zachrypniętą. Niską, głęboką, niczym głos zwierzęcia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak, to ja! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Schody
lekko skrzypnęły, kiedy osoba będąca na górze, zaczęła schodzić. Najpierw
zobaczyły buty. Białe, zwykłe adidasy. Były jednak większe i szersze niż te,
która one same kupowały. Nogi, które wyłoniły się chwilę potem, były długie i
szczupłe. Nie miały jednak takiego kształtu jak nogi kobiety. Nawet tej, której
natura poskąpiła krągłości. Ubrane w białe spodenki do kolan, wydawały się
potężniejsze i bardziej umięśnione. Nie dało się nie zauważyć gęstych włosów,
które je porastały. Dłoń, która na zakręcie złapała się poręczy, była dużo
mniej delikatna niż ich własne dłonie. Również z lekka owłosiona, posiadała
dłuższe, szersze palce. Nadgarstek był szeroki i prowadził do umięśnionej ręki
i szerokiego ramienia, ukrytego pod biała koszulką. Kiedy zakręcił i zobaczyły
go od tylu, przeraziły się jego potężnej sylwetki. Jego plecy były ogromne.
Szerokie, z wyraźnym zarysem mięsni. Szedł wyprostowany, z niezwykłą pewnością
siebie. Kiedy znów zakręcił i odwrócił się do nich przodem, wstrzymały oddechy.
Był człowiekiem i nie miały ku temu wątpliwości. Bardzo jednak różnił się od
ludzi, których one znały. Szczękę miał szerszą, wyraźniej zarysowaną. Nos
większy, odrobinę nierówny. Szeroko rozstawione oczy patrzyły się z
niepewnością i zdziwieniem. Brwi miał
gęste, ciemne, nierówno ułożone. Skórka
nie była tak delikatna i nieskazitelna jak ich własne. Włosy miał krótsze od
Julie. Troszkę jaśniejsze i bardziej poskręcane. A jednak to owe włosy były w
nim najbardziej <i>człowiecze</i>. Otworzył
wąskie, nierówno skrojone usta i znów odezwał się tym sowim niskim głosem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Rafe i Caine są na siłowni. To lepsze niż literki i cyferki. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Niż nauka, Adamie. Właśnie po to jest ci potrzeba – żeby dobrze się wysławiać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nam to starcza. – Uśmiechnął się delikatnie, nie bardzo wiedząc jak zareagować.
Potem spojrzał na czarownice – a wy to kto?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
„Cześć! A wy, kim jesteście?” – Oya spojrzała na niego jak na własnego syna i
uczyła niczym małe dziecko. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Cześć, kto wy? – Podszedł do nich dwoma długimi krokami. Poruszał się odrobinę
sztywno. Cofnęły się, kiedy wyciągnął rękę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ja nie krzywdzić – uśmiechnął się szerzej, ukazując rząd idealnie białych
zębów. Wybrał Julie. Wydała mu się najbardziej podobna do niego. Też miała
spodnie i krótko ścięte włosy. Przyłożył rękę do jej twarzy. Zrobił to mało
delikatnie, więc odrobinę zatoczyła się w tył. Zadrżała, kiedy błądził dłonią
po jej buzi. Po chwili złapał w dwa palce kosmyk jej włosów. Uważnie go
obserwował, po czym szarpnął w dół. Syknęła z bólu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Adamie! – Oya szybko podeszła i złapała go za rękę. – Tak nie można! To boli,
rozumiesz? Sprawiasz jej przykrość. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Spojrzał
na nią, ale nie przeprosił. Wciąż był nieufny i wciąż zaniepokojony. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Kobieta – powiedział pewnie, zwracając się do Anioła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak, to jest kobieta. Od dzisiaj będzie przychodzić do ciebie częściej.
Spojrzał na nią raz jeszcze. Później przyjrzał się długim włosom Paley i Mikel.
Nie dotknął ich jednak. Studiowali się nawzajem. Nie bardzo go obchodził ich
wygląd. Stwierdził już, że to kobiety i tyle mu wystarczyło. Widział już przecież Oyę. No i te dziwne,
stare panie. Naraz przypomniała mu się jedna z lekcji dobrych manier. Kiedy
poznaje się kogoś nowego, trzeba powiedzieć: dzień dobry, jestem Adam. A ty jak
się nazywasz? Jednak o ile potrafił odtworzyć sobie to w głowie, nie bardzo
znał dźwięki, które oddałyby to, co chciał wyrazić. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Adam – odezwał się więc i wyciągnął rękę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Julie – niepewnie odwzajemniła uścisk. Jej dotyk był bardzo przyjemny. Nie tak
szorstki, jak dotyk Rafa czy Caina. Kiedy oni się witali, czuł siłę bijącą od
nich. Teraz to on dominował i podobało mu się to uczucie. Spojrzał jej w oczy,
próbując coś odczytać. Szybko jednak znudziło mu się takie stanie w miejscu.
Spojrzał raz jeszcze na pozostałe dziewczyny i oddalił się.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jest dość poważny i bardzo małomówny. Mam z nim największe problemy z mową. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dlaczego tak jest? – Paley jako pierwsza zabrała głos. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie wiem. Zostały im zakodowane pewne cechy, jednak to nie my je wybierałyśmy.
Niektórym rzeczom pozwoliłyśmy rozwijać się naturalnie. A, i wierzcie mi, że
obrazek, który dziś zobaczyłyście, to owoc ciężkiej pracy. Teraz przynajmniej
możemy się z nimi jakoś komunikować. No i uaktywnili zakodowane cechy
charakteru, więc trzeba je rozwijać. I wykształcać nowe. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Julie
spojrzała na nią z niepewną miną. Owe spotkanie z pewnością było najdziwniejszą
rzeczą, jaka przytrafiła jej się w całym dotychczasowym życiu. Mężczyzna był
zupełnie inny, niż sobie wyobrażała i pozostawił w jej duszy dziwny
niepokój. <o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">_______________________________________<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><span style="font-size: x-small;">Rozdział z opóźnieniem. Wasze rozdziały
również komentowane z opóźnieniem. U większości mam nawet po kilka
nieskomentowanych. <b>Bardzo, bardzo was za
to przepraszam.</b> Po pierwsze – zmogła
mnie choroba. Po drugie – nawał pracy i
brak wolnego czasu. Niby to żadne
wytłumaczenie, bo wielu z was ma podobnie, ale ja wracam około 18.00/19.00 do
domu, jem obiad, chwilkę odpoczywam i zasiadam do lekcji. O 23.00 już mi się
nie chce nic pisać. Wtedy marzę o ciepłej kąpieli i łóżku, bo wstać trzeba wcześnie. Normalnie zawsze wyłuskam kilka minut na napisanie akapitu, ale choroba
odebrała mi wszystkie siły. Ech… wszystko przez tę paskudną pogodę! <o:p></o:p></span></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><span style="font-size: x-small;">Ale nic. Koniec smęcenia. Wzięłam
się za siebie, bo bardzo chciałam dodać notkę na urodziny. Och tak… od jutra
jestem coraz bliżej tej dorosłości. </span><o:p></o:p></span></div>
Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-1252074453197903854.post-59852426292650509902012-10-22T19:57:00.003+02:002012-10-27T18:43:50.465+02:00Rozdział 3<br />
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">M i s j a<i><o:p></o:p></i></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;">„Wolność
polega na tym, aby śmiało rozpatrywać każdą sytuację, w którą wpakuje nas życie
i brać na siebie wszelką wynikłą stąd odpowiedzialność.”<br />
</span></i><span style="font-family: Consolas; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;">Jean-Paul
Sartre <o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> - Mam nadzieję, że jesteście gotowe wziąć na
siebie wielką odpowiedzialność – Oya spojrzała na nie, kiedy komnata
opustoszała. Spoglądała na nie jasnymi oczyma i, z wrodzoną sobie łagodnością,
czekała na odpowiedź. Ale postawiła je pod ścianą. Były tu, żeby pomagać. Żeby
coś zmienić. <i>Nie mogły odmówić.</i> Choć
pozornie dawała im taką szansę. Było to jednak złudzenie, które nie miało
pokrycia w rzeczywistości. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak, jesteśmy gotowe – odpowiedziały równocześnie. Niemal automatycznie. Blade
usta Anioła ułożyły się w coś na kształt uśmiechu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Musimy więc stąd wyjść. Zanim jednak to zrobimy, chcę uzyskać od was
przyrzeczenie. Chcę, abyście uroczyście oznajmiły, że misja, którą wam
powierzę, stanie się dla was priorytetem. Centrum nowego życia. Musicie wziąć
pełną odpowiedzialność za swoje czyny i ponosić wszelkie konsekwencje. Nie
macie prawa zawieść. Misja musi zostać ukończona. Bez względu na cenę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mamy przysiąc, że jesteśmy gotowe oddać życie za misję treści nieznanej? –
Julie spojrzała na nią z niedowierzaniem. Jej życie nie było cudowne. Stawiać
je jednak na szali za coś, co w tej chwili było wielką niewiadomą? Nie była
wojownikiem z książek czy wielkim herosem. Nie uśmiechało jej się ginąć w imię
nieznanej prawdy. Co innego należeć do Ruchu… No właśnie. Była tu. Tak naprawdę
owe przyrzeczenie również było tylko formalnością. <i>Czy miała jakiś wybór?<o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak, właśnie tak, Julie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Żadnego</span></i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Poczuła
się jak na uwięzi. Czuła, że siostry myślą podobnie. Zaufanie zaufaniem, ale
nie miały zamiaru podejmować ryzyka. Przecież misją mogło być wszystko! A
jednak wybór był zbyt oczywisty. Nikt nie będzie zdrajcą. Wszyscy pomagają w
dochodzeniu prawdy. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Przysięgam – To Paley jako pierwsza się odezwała. Głos jej lekko drżał. Ale
było już za późno. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Po wszystkim…<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Przysięgamy – może jej się tylko zdawało, ale na twarzy Oyi pojawiło się
uznanie. Tylko przez chwilę. Ale ten podziw podziałał na nie kojąco. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wasza decyzja wszystko ułatwia – W tej chwili uśmiech Anioła wydał się Julie
nieprawdopodobnie sztuczny. Starała się jednak walczyć z wątpliwościami.
Powinna być dumna, że jest jedną z trzech osób, którym powierzono tak ważne,
tajne zadanie. – Myślę, że doskonale wiecie, iż nasi medycy i naukowcy starali
się znaleźć antidotum na przywrócenie chromosomu Y do całego ekosystemu. Teraz
mogę potwierdzić, że udało im się to.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Nastała
pełna napięcia cisza. Anioł rozpostarł skrzydła, które musnęły ceglaną ścianę.
Odwrócił się i dotknął dłonią klamki. Julie starała sobie przypomnieć, czy te
drzwi zawsze tam były. Małe, brudnoczerwone – niepozorne. Łatwo można było
przeoczyć jej w chaosie, jaki panował w komnacie. Błoniaste skrzydła znów zwarły
się, kiedy Oya klękła, by przejść przez owe drzwi. Po chwili zniknęła za nimi,
wołając je za sobą. Niepewnie powtórzyły tę czynność. Ten przedziwny korowód
zamykali medycy. Milczące kobiety w białych fartuchach. Julie uderzyła ich inność. Był stare,
pomarszczone. Szarawa skóra opinała się na kościach. Nie był to przyjemny widok,
a jednocześnie ją fascynował. Tu wszyscy byli wiecznie młodzi. Ludzi szybko
przemieniano w wampiry. Kobiety, które nie poddały się zabiegowi do czterdziestego
roku życia, zostawały mordowane. Nie mogły kalać środowiska. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Gdzie jesteśmy? – Mikel zbudziła ją z transu. Dopiero wtedy się rozglądnęła.
Pomieszczenie było białe i czyste. Chód oplatał ich ciała i właściwie
skojarzyło jej się z zamrażalką. Zimno, które tu panowało. Rzędy metalowych
klapek, które musiały skrywać jakieś tajemnice. Chłodnia. Pamiętała taką, kiedy
jeszcze mieszkała w Centrum. Była mała, ale często stawała w długich kolejkach
po świeże mięso oraz owoce i warzywa, które wydawane były raz na kwartał. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To miejsce dla nieudanych eksperymentów – dobiegł ich chropowaty głos kobiety.
Musiała być przywódcą medyków. Odwróciła się do nich tyłem i kodem zamknęła
drzwi. Natomiast w głowie Julie pojawiło się nowe określenie. <i>Kostnica</i>. Przebiegły ją dreszcze, jednak
poczuła podniecenie. Pod pokrywami znajdowali się mężczyźni. Ich kreatury,
nieudane prototypy, ale jednak… ta inna płeć. Namacalna, realna. Ciekawość nie
miała w niej końca. Wiedziała, że siostry czują to samo. Żadna jednak nie
wykonała gestu. Nie wiedziała czy chodziło o zasady, czy przerwał im głos
Anioła, który kontynuował wcześniejszą opowieść. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dokładnie dwanaście lat temu w tym samym miejscu stały trzy inne
przedstawicielki tej samej rasy. Tak jak wy zgodziły się wziąć udział w misji.
Choć może lepszym słowem byłby tu eksperyment. Widzicie, dokładnie te dwanaście
lat temu, naukowcy oznajmili mi, że wspólnymi siłami stworzyli antidotum. Dobre
antidotum. Wcześniejsze próby okazywały się klęską i naprawdę miałam nadzieję,
że tym razem się uda. Trzy nimfy zostały sztucznie zapłodnione. Nie miałyśmy innego wyjścia, jako iż na pomoc Yamaraja nie mogłyśmy liczyć. Medycy zakodowali
geny w ten sposób, żeby owy chromosom Y się odtworzył. Echo, Zonta i Paula po
dziewięciu miesiącach urodziły trójkę zdrowych dzieci płci męskiej – Julie
wstrzymała oddech. Czuła, że Paley ściska jej ramię. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To znaczy, że się udało? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
W pewnym sensie – Oya ostudziła entuzjazm dziewczyn. – Fizycznie udało się nam
dokonać cudu. Dzieci rosły szybciej niż my, ale rozwijały się prawidłowo. Nie
widzieliśmy w nich żadnych błędów. Szybko się uczyli, pojmowali proste
zagadnienia. Byli <i>homo sapiens sapiens</i> w pełnym znaczeniu tego słowa. Jednak staliśmy
się zbyt pyszni. Rola nimf się wyczerpała. Poród, choć odbywał się w
sterylnych, przyzwoitych warunkach, był wyjątkowo ciężki. Tak samo jak i sama
ciąża, gdyż organizm nie chciał wszystkiego tak łatwo przyswoić. Uznałyśmy więc, że nie będziemy więcej męczyć żadnej z nich. Spisały się znakomicie. I na
tym kończy się ich rola. Nie znamy jeszcze przyczyn błędu, ale to nie tak
istotne. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Więc jednak znów wkradł się błąd? – Julie zapytała z nutką żalu w głosie. Po co
więc tu się znalazły? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak. I waszą misją jest naprawić owy błąd. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Naszą? – Mikel spojrzała na nią z niedowierzaniem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jesteśmy czarownicami a nie cudotwórcami. – Czarnowłosa sceptycznie uniosła
brew. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
I tu się mylisz, Julie. Owym mankamentem człowieczeństwa mężczyzn są bardzo
prymitywne uczucia. Właściwie to ich brak. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że
nasi panowie kierują się raczej instynktem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czy to nie jest zadanie dla Mikel? – Niebieskowłosa wtrąciła nieśmiało. –
Przecież to ona kontroluje uczucia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wasza misja nie ma nic wspólnego z mocami, które posiadacie. Każdej z was
zostanie przydzielony mężczyzna, którego opiekunką się stanie. Będziecie
pracować w grupie i indywidualnie. Zadanie jest proste: <i>nauczyć ich odczuwać. </i>Wskazówką będzie dla was to, iż są w tej chwili
na bardzo prymitywnym poziomie. Może nie neandertalczyka, ale umysłów
antycznych filozofów też nie posiadają. Ach… Nie chciałabym was ponaglać, ale
to raczej pilne. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Przepraszam, ale czy ja dobrze zrozumiałam? – Julie zrobiłam krok do przodu –
Mamy w jak najkrótszym czasie wykształcić w nich uczucia, które w starym
świecie kształtowały się przez kilka tysięcy lat?! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zdaję sobie sprawę, że to raczej trudne zadanie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Raczej trudne? - W glosie Mikel słuchać
było niezdecydowanie. Nie chciała się przeciwstawiać, ale… To było nierealne!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Złożyłyście przysięgę – nagana w głosie Oyi szybko sprowadziła je na
ziemię. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
I dotrzymamy słowa. Mamy tylko nadzieję,
że wszyscy w tym pomieszczeniu zdają sobie sprawę z tego, że „czary-mary” tego
nie załatwią i to cholernie ciężkie zadanie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Właściwie
Paley była zawiedziona. Liczyła na misję. Pościgi, walki i ryzyko. Tymczasem
skazały się na wieczne siedzenie na Calachana. Bo taka była prawda. Miną wieki,
nim się to im uda. A może w ogóle nie dadzą rady? W tym wypadku czeka ich
śmierć. Złożyły Przyrzeczenie i nie było odwrotu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wiemy – kobieta o chropowatym głosie znów się odezwała po czym otworzyła drzwi
– Jutro o zachodzi słońca stawcie się przed budynkiem. Poznacie swoich podopiecznych. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Diana
wielokrotnie zastanawiała się, gdzie trafiają ludzie po śmierci. Ona nie miała
takiej opcji. Jej dusza zginęła z dniem, kiedy stała się wampirem. Natomiast
ludzie mięli jakieś perspektywy. Wiele raz zastawiała się czy jest szansa, by
wyciągnąć ich dusze z tego… czegoś. Z marnym skutkiem. Mężczyźni wyginęli,
powtarzała sobie w myślach. Jednak serce nie chciało słuchać. Minęło niewiele
lat odkąd on zginął. Przynajmniej dla niej. Liczyła czas inaczej. Ale jej serce
nie potrafiło go zapomnieć. Wstąpiła do ruchu Oporu nie z chęci zemsty, lecz z
nadzieją, że znajdą sposób na to, aby on powrócił. Może i była głupia. Ale
jedynie ta myśl zatrzymywała ją przy życiu. O ile jej istnienie można nazwać
życiem. Tak czuła się tylko przy nim. Jakby była coś warta. <i>Jakby żyła</i>…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">… - Zamierzasz milczeć
już do końca? – Kiedy znów nie odpowiedział, dodała – A mówiłeś, że chcesz być
dobrym gospodarzem. Cóż. Faktycznie mnie ludzie nie obdarzają uprzejmością.
Jeśli już musisz wiedzieć, to są gorsi ode mnie. Nie próbuję się tutaj
usprawiedliwiać, o nie. Ale przecież sama nie wybrałam sobie takiego życia.
Prawdę mówić…<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Czy zawsze tyle
mówisz? – Spojrzał na nią spod przymkniętych powiek.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Monologi zazwyczaj
są długie – odcięła się – Rozmawiaj ze mną, to nie będę się nudzić. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Zostałaś skazana na
śmierć a tobie się nudzi? – Spojrzał na nią niczym na wariatkę. Odrobinę
zdziwiła ją ta mina. Zaczynała już przyzwyczajać się do tego obrzydzenia, które
zawsze malowało się na jego twarzy, kiedy spoglądał na nią. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Mylisz się. Ja
umarłam już ponad tysiąc lat temu. Widzisz.
Nic o mnie nie wiesz, więc dziwię się, że to przez to, kim jestem,
chcesz mnie zabić. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- A czy ty wiesz, kim
była kobieta, którą znalazłem u twoich stóp? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Była złym
człowiekiem. Mordercą. – Przez chwilę na jego twarzy odmalowało się
zaskoczenie. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Od tego mamy sądy!
To one powinny karać takich zwyrodnialców. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Tak im ufasz? –
Sceptycznie uniosła brwi. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Owszem. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Więc dlaczego nie
oddasz mnie władzom tylko sam wymierzasz sprawiedliwość. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- To nie to samo. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie masz racji. To
hipokryzja. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie, szatanie. Ty i
tak nie żyjesz. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Zabolało. Wiedziała to
od dwunastu wieków, ale jednak zabolało. Bolesna świadomość swojego nieżycia
potrafiła ugodzić ją w samo serce. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- To jeszcze nie
znaczy, że jestem pozbawiona uczuć…<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Szczególnie
uczuć względem Erica. Wzbudził w mniej nową istotę. Nie poznawała samej siebie.
Kiedy jeszcze była żywa, uznawano ją za piękną. O jej rękę proszono ojca nie
raz. On jednak zawsze odmawiał. Pragnął dla córki życia godnego. Ona sama
bardzo chciała wyjść za mąż. Przyglądała się chłopcom z sąsiedztwa i nieraz
zastanawiała się jak to by było, gdyby do nich zeszła. Gdyby wyszła z chaty i
ukazała się w pełnym świetle. Nigdy jednak tego nie zrobiła. Nie miała odwagi,
żeby przeciwstawiać się zasadom. Miała piętnaście lat, kiedy została
przemieniona. Nie znała jej dobrze. To była kobieta, która powiedziała, że to
ją uwolni. Do dziś pamiętała jej zapach. Nie wiedziała jednak jak wygląda. A
jednak skłamała. To życie nie było lepsze. A już na pewno nie dopóki spotkała
Erica. To on zbudził w niej kobietę. Tę samą, którą nigdy nie miała okazji się
stać.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Dokładnie
pamiętała trzeci dzień jej pobytu w więzieniu. To wtedy przełamała się między
nimi pierwsza granica. Wykonali pierwszy gest, który zapoczątkował lawinę
zdarzeń…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">…światło sączyło się
powoli przez kraty. Ilekroć na nie spojrzała, uśmiechała się ironicznie. Gdyby
nie magia czarownic, to nie byłby dla niej żadną przeszkodą. Tymczasem pyszniły
się, niczym zwyciężczynie. Podeszła do nich i spojrzała na świat. Nie
wiedziała, gdzie była. Naraz w jej głowie uformowała się myśl, że tym razem
chciałaby znać nazwę miejsca, w którym umarła. Po raz drugi. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Wyglądasz coraz
gorzej – oznajmił na powitanie. Ucieszyła się, że przyszedł. Lubiła jego głos.
Jego obecność.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Jestem głodna –
spojrzała na swoje dłonie. Właściwie były to już tylko kości. Bardzo schudła.
Czuła się osłabiona. To był dla niej nowy stan i nie potrafiła się z nim
pogodzić. Na szczęście nie musiała się przyzwyczajać. Za kilak dni będzie po
wszystkim. Zginie i zakończy swoją szarą egzystencję. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie powiem, żeby
było mi przykro. – Chłodna odpowiedz miała zapewne zwiększyć dystans między
nimi. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Dlaczego tak bardzo
jesteś do mnie uprzedzony?<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Bo jesteś mordercą. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Zbijam żeby żyć –
sobie samej powtarzała to zdanie tak często, że w nie uwierzyła. Po kilku
latach znalazła usprawiedliwienie swoich czynów i chwyciła się go niczym tonący
brzytwy.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Podeszła do niego, ale
się cofnął. Nie poddała się i złapała go za rękę. Spojrzał na nią i wiedziała,
że w tym monecie jest kobietą. Zapatrzyła się w te stalowe oczy i przestała
zwracać uwagę na cokolwiek innego. Dotknęła dłonią blizny szpecącej jego
twarzy. Westchnęła lekko. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Jak ci na imię,
Skorpionie? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Eric – zawahał się –
A tobie jak na imię, sługo Śmierci?<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Diana. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Bogini lasów i
tajemnic natury – powiedział dziwnie zmienionym głosem wspominając jej
imienniczkę, rzymską boginię. – Chętnie sięgała po śmiercionośne strzały. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Diana spojrzała mu w
oczy i miała wrażenie, że mówi o czymś bardzo głębokim. Delikatnie ścisnęła go
za ramię. Spojrzał na nią odrobinę zdziwiony. Pragnęła poznać go przed
śmiercią. Zdobyć jego zaufanie. Albo chociaż aprobatę.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Przebiłaś mnie taką
strzałą – westchnął i wyplątał się z jej uścisku. Wyszedł, zanim cokolwiek
powiedziała…<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Westchnęła
tęsknie. Oddałaby wszystko, żeby wiedzieć gdzie teraz znajduje się jego dusza.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
</div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">____________________________________<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;">Co
powiecie na to, aby najważniejszy moment znów przerzucić do kolejnego rozdziału?
Osobiście to uwielbiam ;)<o:p></o:p></span></i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;">Eh…
rozdział napisałam już dawno, bo w zeszyciku w tramwaju. „Plusy” to teraz
komfort dla „pisarzy”. Oczywiście za przepisywanie wzięłam się niedawno. Jak to
ja. Niestety codzienne dojeżdżanie do szkoły we Wrocławiu daje się we znaki. <o:p></o:p></span></i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;">Pozdrawiam
cieplutko i oby ta mgła już zeszła! <o:p></o:p></span></i></div>
<br />Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-1252074453197903854.post-23723601006239606572012-09-22T22:40:00.002+02:002013-08-17T00:07:13.862+02:00Rozdział 2<br />
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">U r o k i<i><o:p></o:p></i></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;">„Jeżeli
ludziom zabieramy ich przeszłość nie dając w zamian nic, to oni żyją tą
przeszłością.”<o:p></o:p></span></i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;">Profesor
Tokarzewski, „07 zgłoś się”<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;"> W</span><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">łaściwie
ciężko stwierdzić, kim była. Ona sama nigdy nie zapomniała swojego dziedzictwa.
Starała się wszystko kontrolować. Wmawiała sobie, że życie będzie dla niej
proste, kiedy sama nim zawładnie. Jednak ulga nigdy nie przyszła. Czuła się
skalana. I nic nie potrafiła na to poradzić.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Oya! – Krzyknęła ile sił w płucach. Mieszkańcy jej pałacu przyzwyczaili się do
tego. Różanowłosa Mia spojrzała na nią z lekkim przestrachem i szybko zniknęła
jej z drogi. Nie znosiła lęku w ochach sióstr. Jednak nie mogła sobie pozwolić
na całkowitą samowolę. To zniszczyłoby całe Imperium. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czy coś chciałaś ode mnie? – Kędzierzawy Anioł wkroczył do komnaty. Jego smukła
sylwetka odbijała się cieniem na fioletowej ścianie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Inaczej nie wołałbym cię – jej głos wydawał się nieporównanie niski z głosem
Oyi. Za każdym razem uderzała ją ta różnica. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czy aby na pewno nie chciałaś powiedzieć: darłam się w niebo głosy? –
Białowłosa uśmiechnęła się kąśliwie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nieważne – Amiya skapitulowała. Nie widziała sensu tej kłótni a wiedziała, że
Oya chce ją sprowokować. – Musimy porozmawiać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Miło byłby, gdybyś się pospieszyła, <i>siostro</i>. Mam dziś ważne spotkanie. – Blade usta
uśmiechnęły się delikatnie, jednak oczy Anioła pozostały niewzruszone. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wiem już, że to ty przewodzisz Buntownikom – wampirzyca wręcz wypluwała słowa
ze wstrętem. – Jak mogłaś? – Zapytała tonem zawiedzionego dziecka. I w tej
chwili przypominała małą dziewczynkę, którą zawiodła najlepsza przyjaciółka. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie podobają mi się Twoje zasady, <i>siostro</i>.
– Powiedziała to dobitnie – Ja nie mogę ich złamać ze względu na przysięgę.
Jednak mogę pomóc zrobić to komuś innemu.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zdradzałaś mnie tyle czasu… - ciemne oczy patrzyły na nią z niedowierzaniem.
Amiya nie musiała o siebie dbać. Była piękna. Uwagę na pewno przykuwały pełne,
bladoróżowe usta. Nos miała i może zbyt
duży, jednak idealnie komponował się z oliwkową cerą. Na oczach zawsze miała
solidną warstwę ozdób, jednak widać było, że natura i w tym zakresie jej nie
poskąpiła. Była wampirem, toteż cała jej uroda była udoskonalona. Choć Oya
wolała określenie: uwydatniona. Mocno zarysowane, krzaczaste krwi świadczyły o
sile i determinacji. Miedzy nimi umiejscowione było bindi. Była to niewielka,
czerwona kropka przypominającą rozlaną krew na skroniach kobiety. Amiya
pochodziła z Południowych Indii, dlatego bindi nosiła raczej jako ozdobę. Swego
czasu miała z tym trochę problemów i jako mężatka musiała ukrywać je przed
ludźmi. Na Południu bindi nosiły kobiety niezamężne, młode, cieszące się pełnią
życia. Amiya jednak nie zrezygnowała z tej ozdóbki i nosiła ją do dzisiaj.
Wśród sióstr Imperium była uznawana za coś w rodzaju świętego symbolu. Dawniej
byłby to diadem. Jednak „dawniej” nie istniało w słowniku Naczelnej Siostry.
Starała się wymazywać je z pamięci. Oya przyzwyczaiła się już do kaprysów
wampirzycy i traktowała ją jak córkę. Jednak przede wszystkim musiała pomóc
innym. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ujmujesz to w bardzo pospolite słowa, Amiyo. Gdybyś nie zatruwała Ziemi, ja nie
musiałabym tworzyć Ruchu. – Odpowiedziała spokojnie. Jej nienaturalnie blade
oczy patrzyły na nią z dezaprobatą. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nigdy nie miałam zamiaru zaszkodzić siostrom! – Wykrzyknęła rozpaczliwie.
Jednak jej oczy wciąż były zimne. Ufała Oyi. Były chwile, kiedy traktowała ją
jak matkę. Dawno, dawno temu. Zawsze jednak jej osąd był dla Amiyi ważny. Może
właśnie dlatego tak bardzo zabolała ją zdrada Anioła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wiem to – podeszła do niej spokojnie, palcem uniosła brodę i spojrzała głęboko
w oczy. – Ale to, że chcesz dobrze, nie znaczy jeszcze, że rzeczywiście tak
jest. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ty nic nie wiesz – spojrzała na nią z pogardą. Nie oczekiwała pouczeń. Właściwie
chciała jedynie przekonać się, jaka jest prawda. Może miała nadzieję, że Anioł
zaprzeczy? Wampirzyca sama już nie wiedziała. Poczuła jedynie, że zaczyna
tracić grunt pod stopami. Jeśli jednak Oya chciała walki, ona miała zamiar ją
wygrać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie opowiadaj bzdur – westchnęła – zemsta przysłoniła Ci oczy, Amiyo. Ale
wybrałaś bardzo okrutny sposób, żeby udowodnić swoje racje. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
One tego chciały. Nie byłam sama… Wtedy, w Pekinie – uśmiechnęła się jadowicie.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zmanipulowałaś je. Kobiety pragnęły równouprawnienia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Chciały władzy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To potem, po twoich zacnych przemówieniach. Jednak żadna z nich nie miała
pojęcia jak wyglądać będzie świat bez mężczyzn. – Oya zatoczyła się, kiedy
kobieta wymierzyła jej siarczysty policzek. W oczach Amiyi płonął żar. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zamknij się! – Krzyknęła – I wynoś się z pałacu nim cię zabije! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Anioł
spojrzał na nią ze smutkiem. Bił od niej dziwny blask. Duże, bialutkie skrzydła
rozłożyły się lekko. Wyrastały z jej pleców niczym dwa kolejne ramiona.
Nadawały jej postaci siły i równowagi. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Chcesz wojny – będziesz ją miała. Ale wtedy któraś z nas będzie musiała zginąć.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Właściwie
Diana starała się nie myśleć o przeszłości. Nie była ona ani dobra, ani zła.
Lepsza niż ówczesny porządek, jednak nie była idealna. Chyba zapomniała o tych
dobrych chwilach jej dawnego życia. Wszędzie było pełno <i>jego</i>. Owy mężczyzna był jedynym zakazanym owocem jej istnienia.
Klątwą, która niewątpliwie odmieniła jej świat na lepsze. Chociaż na chwilę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Eric,
pseudonim Skorpion. Łowca. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">… krew spływała
jeszcze z jej kłów, kiedy odwróciła się w stronę słyszanych kroków. Zaskoczył
ją. Był blisko. Czyżby aż tak zatraciła się w rozkoszy? Siedziała jak
zahipnotyzowana. On również się nie poruszał. Stał sztywno. W dłoni trzymał
kuszę. Spoglądał na nią z obrzydzeniem. Jego zielone tęczówki na chwilę
spoczęły na ciele kobiety u jej stóp. Czy było sens mówić, że śmiertelnie
pobiła swoje dziecko? Diana zawsze wybierała takie ofiary. Ich krew była
gęstsza. Jej sumienie choć odrobię spokojniejsze. W tamtej chwili jednak
patrzyła się tylko na niego. Człowiek. Od razu tu wyczuła. Miał imponującą
sylwetkę. Mięśnie jego ciała bez problemu mogłyby się z nią zmierzyć. Przeżyłby
kilka minut. Więcej niż przeciętny obywatel, choć ona zastanawiała się czy faktycznie
byłaby to jakaś nagroda. Miał rdzawe włosy, krótko ostrzyżone. Żadnych piegów,
za to długą, szarpaną bliznę, która ciągnęła się od ucha poprzez szczęknę a
kończyła w połowie szyi. Mocno zarysowane usta były poważne i milczące. Prosty
nos zahaczał o krzaczaste brwi. Był intrygujący, choć nie przystojny. Jednak
niezwykle męski. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Chcesz mnie zabić? –
Uśmiechnęła się jadowicie. Z lubością zarejestrowała, że jego oczy pociemniały.
Sięgnęła po swój dar i w myślach obiecała mu rozkosz. Na chwile stracił
czujność. Kusza osunęła się w dół. Kilka milimetrów, ale to starczyło.
Otrzeźwiał. Zaskoczona ledwo odsunęła się. Pozwoliła, żeby drewniana strzała
minęła ją o cal. W dwie sekundy była przy nim. Ze złością zacisnęła długie,
blade place na jego szyi. – Mnie? –
Wysyczała po raz kolejny. Zawahała się. Naprawdę nie wiedziała, dlaczego to
zrobiła. Spojrzała mu w oczy i poczuła ból. Był świetnie wyszkolony.
Wykorzystał sytuację. Drewniany kołek utknął w jej boku, a ona sama osunęła się
na ziemię. Poczuła, jak trucizna rozprzestrzenia się w jej żyłach. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Owszem, ciebie –
usłyszała jeszcze jego słowa. Zarejestrowała głos, który miał już na zawsze
dręczyć ją w snach…<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Co
w nim było takiego, zapytała sama siebie. Już wtedy to on manipulował jej
uczuciami, a nie na odwrót. Wdarł się do jej martwego, nieczynnego serca, choć
żadne z nich nie było tego świadome.
Byli zbyt burzliwi, zbyt różni. Jakżeby nie patrzeć – byli wrogami. Ona
zabijała ludzi. On żył po to, żeby wyniszczyć wampiry. A jednak pojawiła się miedzy nimi jakaś więź.
Wtedy jeszcze zwykłe pożądanie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">… obudziła się
skołowana. Właściwie nic jej nie było. Chyba najbardziej ucierpiała jej dumna.
Pokonał ją zwykły śmiertelnik. To było doprawdy niedopuszczalne. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Wstałaś – wszedł do
pomieszczenia z niezwykłą pewnością siebie. Zrozumiała, że jakaś wiedźma
musiała je zaczarować. Jak ona ich nienawidziła! Wstrętne ropuchy, którym
wydawało się, że mogą wszytko. Też coś… <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie widać? –
spojrzała na niego wrogo. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Próbuję być
kulturalny, kotku – uśmiechnął się sarkastycznie – nie chcesz spędzić ostatnich
godzin życia w miłej atmosferze? <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie z Tobą, piesku –
warknęła niespiesznie. Było w nim coś, co napawało ją dziwnym lękiem. Od dawana
nie czuła tego uczucia. A przecież miała ponad dwa tysiące lat. Ogarnięta nagłą
chęcią przezwyciężenia owego uczucia, rzuciła się w jego stronę. Całkowicie
zapomniała, że jest w magicznie zamkniętym więzieniu. Że odczuwa to niczym
zwykły człowiek. Miała pozostać tu do wysuszenia, gdyż tak działali Łowcy. Nie
chcieli być bestiami, więc znaleźli sposób na zabicie bez konieczności mordu. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Spokojnie – szybko
ją zatrzymał. Nie była przyczajona do przegrywania – Teraz jesteś jedynie
kobietą.<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Aż kobietą – mówiły
jego oczy. I rzeczywiście nią się czuła. Tyle czasu była wampirem.
Przyzwyczaiła się do samotności. Szarpnęła się jeszcze raz. Unieruchomił ją.
Ich ciała były niebezpiecznie blisko. Nie wiedziała, które z nich wykonało
pierwszy gest. Nagle pożądanie stało się zbyt wielkie. Wargi połączyły się,
zachłannie sięgając po więcej. Nie było w tym nic pięknego czy romantycznego.
Brali coraz więcej, choć nie chcieli dawać. Jego zachłanne dłonie znalazły się
pod jej sukienką. Nie protestowała. Nie
myślała. Choć była zaskoczona pragnieniem, jakie ją ograbiało. Nie czuła jego
krwi. Nie chciała śmierci. Pragnęła tylko jego bliskości. Wiedziała, że on też
jej pragnie. Napawała się tą myślą. Wtedy wszystko ustało. Tak nagle jak się
zaczęło. Odsunął się od niej niczym oparzony. Spojrzał na nią z obrzydzeniem.
Wytarł usta dłonią, jakby chciał zetrzeć z nich jej smak. <o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">- Nie próbuj na mnie
swoich sztuczek, diable – warknął i zatrzasnął drzwi…<o:p></o:p></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Nigdy
nie próbowała. Za wyjątkiem tego pierwszego razu. Eric okazał się odporny na
Dianę – wampira. Za to był całkowicie nieodporny na Dianę – kobietę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Gdyby
to tylko mogło coś zmienić, westchnęła. Nie było sensu rozpaczać nad
przeszłością. Nie chciała być sentymentalna. Zresztą i tak miała za raz
spotkanie Rady. Jej nie mogło tam nie być.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Julie
był niezwykle podenerwowana. Zebranie opóźniało się już dwie godziny. Brakowało
jedynie Oyi. Nikt się nie martwił – wiadomo było, że ona sobie poradzi. Czarownica jednak nie przepadała za
marnowaniem czasu. Co prawda miała go w nadmiarze, ale… To nie leżało w jej
naturze. I tyle w tej kwestii. Tymczasem siedziała w ponurej sali i czekała.
Rozejrzała się dookoła. Znała tu każdy kąt. Było to dziwne pomieszczenie. Może
raczej trzeba by było nazwać je magazynem? Na samym środku stał prostokątny,
drewniany stół. Właściwie nie był nadzwyczajny. Ot, zwykły mebel z drewna.
Ciemny, bo taki był praktyczny. Każda z nich miała przy nim swoje osobiste
miejsce. Zawsze to samo. Oya siedziała u szczycie na jedynym fotelu, jaki
znalazły. Był on wykonany z jasnej skóry, pożółkły i przetarty gdzieniegdzie. Właściwie
był to drugi mebel w tym pomieszczeniu, który można było określić mianem
pospolitego. Każde miejsce było osobistą częścią siedzącego. Ale też i było
tym, co miały. Tak więc na przykład Julie siedziała na trzech oponach
położonych na sobie. Lana znalazła trójnogi taboret a krzywymi nóżkami, ale
przystroiła go błękitnym materiałem i wyglądało to nawet w porządku. Mikel siedziała na poduszce z kolei Cailyn
stała. Była małym Aniołem i robiła wszystko, żeby choć trochę im dorównać. Było
to dość śmieszne, ale miała kompleksy. Już nawet nie drobną sylwetka, co
malutkie skrzydła. Podczas kiedy u jej sióstr sięgały one ziemi i same w sobie
były potężne, u niej sięgały jedynie ud. Były nierozwinięte niczym u młodego
aniołka. Cailyn często się z nich śmiała i odgrażała się, że kiedyś to właśnie
one okażą się nadzwyczaj przydatne. Może i były w tym odrobinę prawdy. Za
Aniołami stał regał. Właściwie Julie nie potrafiła powiedzieć, co takiego tam
się znajdowało. A może właściwszym słowem byłoby: wszystko? Było kilka szklanych kul, dwa pistolety,
kilkanaście łuków, skrzela rybie do mikstu, zapasy wody, zmienne buty, kilka
koszul, kilkadziesiąt par okularów przeciwsłonecznych, trzy noktowizory, miecz,
broń laserowa, pięć skrzynek jabłek, puste fiolki, materiały i wiele innych. To
samo leżało na pułkach, regałach, szafkach i komodach porozstawianych wzdłuż
czterech ścian. Chaos kontrolowany, jak mówiła Paley. Rzeczywiście – jeśli się
czegoś szukało, nie było problemów ze znalezieniem owej rzeczy. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> <i> </i> <i><o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Przepraszam za spóźnienie – delikatny, spokojny głos Oyi potoczył się po
pomieszczeniu. Wraz z nią do pomieszczenia weszło pięć innych osób. Wszystkie w
białych fartuchach sięgających kostek. Nie uśmiechały się. Wkoło ich oczu widać
było wyraźne zmarszczki. Były do siebie podobne, choć widać było, że nie są
jednej krwi. – Nie przedłużajmy…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Okazało
się, że owo zdanie były zupełnie nietrafione. Julie jak zawsze siedziała cicho,
zamyślona i nieobecna. Co miała mówić. One rozmawiały o tym samym. Ją to
nudziło. Nie miała siły na rozmyślenia. Co by to dało? Ona wymyślała sposób
walki, a one nie pozwalał jej w niej uczestniczyć. I gdzie tu sprawiedliwość? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Proszę czarownice o zostanie – z zainteresowaniem podniosła głowę. A jednak!
Może coś się stało! Może wreszcie zostaną dopuszczone do działań! Poczuła
podekscytowanie Paley. Niebieskowłosa zesztywniała, ale z jej twarzy można
było wyczytać pragnienie przygodny.
Mikel natomiast, która poważniej patrzyła na życie, miała nieodgadniony
wyraz twarzy. Spojrzały po sobie i czekały, aż siostry wyjdą. Patrzyły na
smukła sylwetkę Anioła i wiedziały, że oto nastały dla nich nowe czasy.
Podświadomie wiedziały, że ich życie zmieni się diametralnie i już nie mają na
to wpływu <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">________________________________________<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;">Tak
wiem, chce się powiedzieć: zła dziewczyna. Znów robi mega długie przerwy. Ale
owa dziewczyna przeprosi was jedynie, bo co można zrobić. Na swoje
usprawiedliwienie powie tylko tyle, że właśnie zaczęła liceum i dostaje
wariacji. A ambicje każdą jej pracować po nocy. Więc mam nadzieję, że jej
wybaczycie. I że rozdział nie jest makabrycznie nudny, choć w akcji to się nie
posunęłyśmy nawet o cal.<o:p></o:p></span></i></div>
Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-1252074453197903854.post-11660914037986796432012-08-12T22:58:00.001+02:002013-10-08T22:07:41.571+02:00Rozdział 1<br />
<br />
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Z a p o m n i a n a p r z e s z ł o ś ć<o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">*<o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<i><span style="font-family: "Times New Roman","serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;">Być
może w trudnych sytuacjach przeszłość zawsze przedstawiała się w różowych
barwach.<o:p></o:p></span></i></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;">Ken Follett<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Consolas; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<br />
<span style="font-family: Consolas; font-size: 10.0pt; line-height: 115%;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> </span><span style="font-family: "Verdana","sans-serif"; font-size: 14.0pt; line-height: 115%;">N</span><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">azywała się Julie. W jej
rzeczywistości nie było miejsca na sentymenty. Miała dwadzieścia lat, więc była
typowym żółtodziobem. Przynajmniej tutaj. Nie znała innego świata. Prawda była
taka, że nie wiedziała, o co walczy. Miało to być coś lepszego. Prawdziwego i
szczęśliwego. Przynajmniej tyle udało jej się dowiedzieć. W całym Ruchu Oporu
były może ze cztery osoby, które pamiętały tamten świat. W równowadze. Wampir i
Anioły. Oto, kto mógł cokolwiek powiedzieć. Problem jednak w tym, że one nie
chciały wspominać tamtych czasów. Chociaż wiedziała, że walczą o przywrócenie
rasy męskiej do ekosystemu, to miała świadomość, że jest to jedyna rzecz, która
miała łączyć teraźniejszość z przeszłością. Udało jej się dowiedzieć, że tamten
ład nie był taki piękny, jak się mówiło. Chociaż kobiety zażarcie walczyły, nie
miały żadnych praw. Było to dla niej coś niepojętego. Odkąd żyła, wpajano jej,
że kobieta jest najwyższą kapłanką Boga. Jego wysłanniczką i największą sługą.
Co było jasne, Anioły się buntowały. Podobno kiedyś były zupełnie inne.
Bardziej przypominały duszę. Tak mówiono, bo przecież ona nigdy nie widziała
duszy. Ona nigdy niczego nie widziała. Takie myśli często towarzyszyły jej
samotnym wędrówką. Bo i co miała robić? Baza Dowodzenia znajdowała się w
odosobnionym miejscu planety. Była to średnio urocza wysepka zwana Calachana,
co Anioły tłumaczyły jako „oczyszczenie”. Ile było w tym prawdy, nie wiedziała.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ścisz ten hałas! – Laura wpadła do jej warsztatu i uśmiechnęła się z irytacją.
Jak zawsze, kiedy tu była. Była człowiekiem zaledwie rok młodszym od niej.
Jedynym przedstawicielem tej rasy w Ruchu Oporu. Przyjaźniły się, chociaż nikt
nie wiedział dlaczego. Laura była typem modelki. Przepiękna blondynka o
idealnych kształtach, bardzo dbająca o swój wygląd. Słuchała klasycznych
melodii. Natomiast Julie uwielbiała martensy i swoje jeansowe ogrodniczki. Przy
ostrym brzmieniu rockowych piosenek się uspokajała. A nade wszystko kochała
samochody. Im szybszy, tym lepszy. Umiała jeździć odkąd skończyła osiem lat.
Przez lata technika poszła tak do przodu, że kierowanie autami było dziecinnie
proste. Wystarczyło znać poszczególne tryby i autopilot wszystko wykonywał za
ciebie. Julie to nie przeszkadzało. Wystarczało jej, że mogła trzymać kierownicę
i gnać przed siebie. Zresztą ją bardziej interesowało wnętrze. Uwielbiała
dłubać w silnikach i przerabiać samochody. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To mój teren – warknęła poirytowana, że ktoś przerywa jej pracę. Wysunęła się spod
auta na swojej starej, wysłużonej deskorolce. Nie nadawała się ona do
jeżdżenia, ale była niesamowicie wygodna do leżenia. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Co to za model? – Blondynka krytycznie przyjrzała się samochodowi. Od razu
można było dostrzec, że jej się nie spodobało. Miało jaskrawy, żółty lakier, co
znaczyło, że Julie już się nim zajęła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Audi Q3. – Odpowiedziała spokojnie, wycierając ręce umazane smarem w szmatkę –
Nie produkują go od sześćdziesięciu lat. Choć ostatnie lata produkcji to były
resztki. Mój model wyprodukowano w 2021. Dokładnie dziesięć lat od ruszeniu
lini montażowych tego cacka. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Cacka – skrzywiła nos – jest okropny! Wielki i nieforemny. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To terenówka. Cudownie się prowadzi. – Uśmiechnęła się niczym małe dziecko –
doprowadziłam go do stanu używalności. Teraz tylko trzeba zainstalować
autopilota. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Julie, po co ci kolejne auto?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Będę miała własne muzeum! – Zaśmiała się. Wszyscy się wiedzieli, że dla niej
samochody są do jeżdżenia. Nawet jeśli oznaczało to, że rozpadały się po
jeździe testowej. Czarnowłosa nigdy nie oddałaby swoich skarbów za muzealne szyby.
<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Albo złomowisko – sapnęła poirytowana. Próbowała wyciągnąć swoje niebieskie
szpilki ze stery szmat, które porozwalane były na ziemi. – Oya zwołała dziś
zebranie i nie możesz się wywinąć. Rozkazała, aby uczestniczyły w nim
czarownice. Wszystkie – dodała z uśmiechem.
Wiedziała, że przyjaciółka nie znosi spotkań Rady. Sama też za nimi nie
przepadała. Wciąż mówili o tym samym. Byli jednak zbyt słabi, żeby zorganizować
prawdziwą akcję. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
A po cholerę? – Mruknęła i rzuciła szmatę w kąt. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mnie się nie pytaj – Laura pokręciła głową. – Ja tylko piszę sprawozdania. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Znów
coś przeskrobałam, pomyślała, gdy przekroczyły granice ich posiadłości. Często
łamała zasady. Rzecz jasne nie z premedytacją. Wytężając pamięć, próbowała
przypomnieć sobie, co też takiego zrobiła. Jednak nic nie przychodziło jej do
głowy. Przez ostanie dni zajmowała się swoim nowym Audi. Wzruszyła więc
ramionami z przekonaniem, że i tak w końcu się dowie. <b><o:p></o:p></b></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Laura
po raz kolejny przyjrzała się przyjaciółce. Oczywiście Julie zaprzeczyłaby temu,
ale ona uważała, że odznaczała się niezwykłą urodą. Miała pociągłą, trójkątną
twarz, mocno zarysowane, blade usta i nos lekko skierowany ku górze, co
świadczyło o uporze. Cerę miała zupełnie bladą. Kontrastowała ona z hebanowymi
włosami, krótko przyciętymi. „Dla wygody” jak zwykła mawiać jej koleżanka.
Czymś, co ją wyróżniało, były całkowicie czarne, oczy. Piękne, duże, otoczona
długimi, ciemnymi rzęsami. Julie nie była wysoka. Mierzyła ledwie sto sześćdziesiąt centymetrów
wzrostu, z czego większą część stanowiły szczupłe, silne nogi. Całkiem zgrabne
jak na kogoś, kto większą część życia przesiedział za kółkiem. Mimo że ubrania,
które nosiła nie uwydatniały jej kształtów, widać było, że ma ładne, smukłe
ciało. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Była
zwyczajną nastolatką. Choć w tej swojej zwyczajności bardzo się wyróżniała. Nie
brakowało jej odwagi i chęci do działania. Zawsze mówiła to, co myślała. Nie
zastanawiała się nad tym, czy słowa mogą ranić. Najważniejsze było to, aby
płynęły z serca. Od ciebie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Myślę, że to może być coś ważnego – Laura przerwała ciszę. – Może nawet chodzi
o… mężczyzn. – wyszeptała z przejęciem. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ciszej! - Julie rozejrzała się w koło.
Szpiedzy Imperium mogli czaić się wszędzie. To był wciąż nowy temat. Zakazany.
– Zresztą do nich mają dostęp jedynie Anioły.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Oczywiście
w całym Imperium krążyły plotki o tym, że Ruchowi Oporu udało się odtworzyć
rasę mężczyzn. Jednak nawet Buntownicy, jak nazywano ich w Imperium, nie
widzieli ich. Dostęp do tajnych informacji mięli jedynie naukowcy oraz Anioły.
Dlaczego tylko oni? Odpowiedź była prosta. Anioły nie potrafiły kłamać i
wiadome było, że żadna z nich nie zdradzi. To wciąż był poważny problem.
Zresztą trudno było się dziwić. Buntownicy byli niewielką grupką z wielkimi
marzeniami o nowym świecie. Z planami tak nierealnymi, że mało kto chciał
wierzyć w ich urzeczywistnienie. Większość z nich dążyła do czegoś, o czym nie
mięli pojęcia. Sami między sobą nazywali się szaleńcami. I rzeczywiście nimi
byli. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
No tak – Laura wciąż nie dawała za wygraną – jednak sądzę, że im więcej nas
pozna ich, tym lepiej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
To są zwiększone szansę na zdradę! – Oburzyła się Julie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Oya powinna nam ufać! W końcu gramy w jednej drużynie! – Spojrzenie Laury na
świat było bardzo proste. Jednak Julie wiedziała, że nic nie jest idealne.
Zgadzała się ze stwierdzeniem, że powinny sobie ufać. Jednak w granicach
rozsądku. W końcu były siostrami, ale… dobrze wiedziała, że w tym świecie może
zwyczajnie oszaleć. Anioły pamiętały stary ład. Do tego były niezwykle dobre i
inteligentne. Ich przywództwo było rzeczą naturalną. One jednak, ponieważ
pamiętały cały proces Eliminacji, nie koniecznie chciały zaufać innym. Podobnie
było z Dianą. Wampirem, który doskonale pamiętał krwawą Rzeź Mężczyzn czy, jak
to określała Naczelna Siostra Amiya, Eliminację.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Znasz je. Są dość nieufne i trudno im się dziwić. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Wiem. Ale, Julie, nie ciekawi cie jacy oni są? – Oczywiście, że ją
interesowało. W końcu walczyła o ich przywrócenie i przetrwanie. Jednak jej
ciekawość była dość ograniczona. W przeciwieństwie do blondynki potrafiła
pogodzić się w pewnymi zasadami, jakie im narzucono. Było to dość irracjonalne,
jednak podejrzewała, że na Calachana panują dużo bardziej rygorystyczne reguły.
A przecież byli Buntownikami! Jednak ich niewielka liczebność sprawiała, że
musiały walczyć o przetrwanie. W Imperium pod dostatkiem było wszystkiego. Kobiety
odziane były w wytworne suknie z najlepszych materiałów. Ich stroje wyróżniały
się wielkim przepychem. Zawsze miały, co jeść, podczas kiedy Buntowniczki miały
takie dni, kiedy do ust wkładały jedynie garstkę jeżyn lub orzechów. Wiedziały
jednak, że walczą w słusznej sprawie. Chyba. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Powiedzmy, że nie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Powiedzmy, że nie?! – Laura była wstrząśnięta – Co z ciebie za kobieta? <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Zdaje się, że taka, co ją nie obchodzą mężczyźni. Powtarzam po raz któryś –
rasa wymarła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie do końca. Podobno najnowsze egzemplarze są uczłowieczone tak dobrze, jak
tylko naukowcy dali radę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ale nie dostali maksymalnej ilości punktów w skali uczłowieczenia – Julie jak
zawsze patrzyła trzeźwo na świat. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mówi się, że Oya znalazła na to sposób. – nagle krzyknęła, jakby dokonała
wielkiego odkrycia – może to z tego powodu jest to dzisiejsze zebranie!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Może – czarnowłosa nie do końca wierzyła w ten pomysł – przekonamy się za
chwilę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ja tam już nie mogę się doczekać, kiedy nastąpi faza rozmnażania. To będzie
cudowne! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
I ty oczywiście wiesz to z własnego doświadczenia – Julie zaśmiała się, unosząc
brew.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Barisa mi powiedziała – Laura nie przejęła się sceptycznym tonem przyjaciółki.
Brunetka używała go tak często, że najłatwiej było go ignorować. – A ona to wie
z obserwacji. No i doświadczenia. Tak myślę. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Barisa
była jedynym Aniołem, który opowiadał o tamtych czasach. Była sympatyczna i
zawsze uśmiechnięta. Ciężko było odmówić jej naturalnego wdzięku. Laura idealnie
potrafiła ją podejść a wtedy ta opowiadała jej o starym ładzie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Nie widzę w tym nic cudownego. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Skąd możesz to wiedzieć?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Z obserwacji. Wystarczy porównać to z rozmnażaniem się innych ssaków. To tylko
kolejny proces, jak… oddychanie czy odżywianie. We wszystkim jesteśmy podobni,
więc w tym też…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mylisz się! – Blondynka gorliwie zaprzeczyła. – Barisa mówiła, że nie ma
piękniejszego uczucia od miłości kobiety i mężczyzny. Rozmnażanie się to
jedynie fizyczny dowód na to uczucie. Podobno doznania są cudowne. – Czarownica
nie była w stanie w to uwierzyć. Ciężko było powiedzieć, żeby kogoś kochała. Co
prawda istniała miłość między siostrami, ale to była bardziej jak reguła.
Musiały się kochać. Z zasady nie mogło być między nimi nienawiści. Julie
wiedziała, że Amiya chciała, żeby między nimi panował ład i porządek. W głębi
duszy wcale jej nie potępiała. Chciała stworzyć idealny świat, w którym panowały
kobiety. Miała swoje cele. Czarownica szanowała to, jednak miała odmienne
zdanie. Była wychowana w głębokim przekonaniu o tym, że Amiya jest Najwyższą
Kapłanką. Siostrą. A siostry trzeba było kochać i szanować. Ciężko było jej
wyprzeć się zasad, które wpajano jej przez całe życie. Jednak perspektywy
Buntowników były tak kuszące, że powoli się do nich przekonywała. Wciąż jednak
nie potrafiła krytykować Amiyi. Ona chciała dobrze, natomiast Julie wolała nie
mieszać się w dyskusje polityczne. Tak było łatwiej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dodatkowo Brie mówiła, że jestem w guście przeciętnego samca. Nie parskaj! Ja
wiem, jak to brzmi. Ale ona nie kłamie, prawda? No więc powiedziała, że kiedy
jeszcze świat podzielony był na płci, zwracało się uwagę na wygląd. I podobno
mam taki typ urody, że podobałabym się mężczyznom. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Staremu gatunkowi – starała się wtrącić, jednak Laura już oddała się marzeniom.
Nie była próżną, głupiutką dziewczynką. Wychowywała się w świecie, gdzie każda
kobieta miała być piękna. Naturalny wdzięk pozwalał nie troszczyć się jej o
takie przyziemne sprawy. Mogła oddawać się marzeniom. Julie wiedziała, że są
nierealne. Nie w świecie, jakim żyły. Bowiem Laura marzyła o rodzinie. O tym,
żeby kiedyś urodzić dziecko. Jednak pragnęła, żeby było ono poczęte w naturalny
sposób. Jeśli byłby to skutek miłości, to była w stanie sądzić, że Laura byłaby
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jej samą nie pociągała taka wizja.
Była realistką. Trzeźwe spojrzenie na świat nie pozwalało jej marzyć. A już
szczególnie o czymś tak nierealnym jak mężczyźni. Nie potępiała Laury. Nie
dziwiła się, że ją to intryguje. Zresztą sama nie mogła posądzić siebie o
całkowity brak nierealnych marzeń. Przecież walczyła o przywrócenie ładu,
którego nawet niedane było jej poznać. Zdawała sobie sprawę, że to szaleńcza
pogoń. Irracjonalne pragnienie innego, prawdopodobnie lepszego świata. Jednak
wierzyła, że może im się udać. Przecież inaczej nie byłoby jej tutaj.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Muszę iść powiadomić innych – w pewnym momencie Laura przerwała swoje
rozważania i uśmiechnęła się przepraszająco. Zanim Julie zdążyła odpowiedzieć
już jej nie było. Czasami nie nadążała za tą dziewczyną. I może tak było
lepiej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Dziś się nie wywiniemy – nagle usłyszała jęk przy swoim uchu. Przed oczami
mignęła jej niebieska czupryna Paley – Za to Laura ma już milion przyczyn tego
nagłego spotkania – uśmiechnęła się ironicznie. Paley była spokojną, nieśmiałą
dziewczyną, jednak nie szczędziła złośliwości siostrom. Tak już była. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Słyszałam – Julie zmrużyła oczy. Słońce grzało niemiłosiernie. W jej warsztacie
było chłodno. Na wyspie było gorąco. Właściwie na całej Ziemi było gorąco. Nie
znała innego klimatu, jednak obecny często ją nużył. – Nie wiem, o co chodzi
dokładnie, ale może wreszcie dostaniemy jakieś zadanie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Chciałabym – rozmarzenie w jej głosie wyraźnie sygnalizowało jak nudzi jej się
na wyspie Bazy Dowodzenia – Rada mogłaby nam zaufać. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Jesteśmy zbyt młode – zironizowała. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Ale jesteśmy dobre – Paley zaakcentowała z wyraźnym zniecierpliwieniem – To my
mamy największe moce. Największą władzę. Szczególnie, kiedy działamy we trzy! –
Nie od dziś wiadomo było, że uwielbiała swoje moce. Kontrolowała żywioły i
pokazywała to na każdym kroku. Oczywiście w granicach rozsądku. Żadna z nich
nigdy nie przekraczała swoich możliwości. Starały się czerpać energię ze
słońca, ziemi lub wody czy roślin i większych zwierząt. Nigdy z własnego ciała,
aby nie osłabiać się przy codziennych zajęciach. Były młode, pełne wigoru i
zapału. Ćwiczy zaciekle, aby nauczyć się kontroli nad swoimi mocami.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tak. Chyba tak – Julie nie była aż taką entuzjastką. Rzadko używała swoich
mocy. Były one dużo bardziej skomplikowane niż całej reszty. Paley kontrolowała
żywioły, Mikel uczucia jej natomiast przypadła dziedzina magii księżyca. W
opowieściach przekazywanych z pokolenia na pokolenie mówiło się, że to właśnie
ta ostania magia jest najsilniejsza. Ale i najtrudniejsza. Trzeba ją doskonalić
i umiejętnie wykorzystywać. Julie natomiast nie miała czasu na takie szczegóły.
Całymi dniami pracowała, więc nocą wolała spać a nie ćwiczyć. Wiadome było, że
jej moce były jeszcze silniejsze, kiedy Słońce ustępowało miejsca na niebie Księżycowi.
Zresztą Czarownica często nie mogła spać
w nocy. Szczególnie, kiedy coś zakłócało jej energię. Podczas pełni wydawało
jej się, że magia rozsadza jej żyły. Wnika do mózgu i kontroluje każdy nerw.
Była wtedy mocno pobudzona. To były dni, kiedy ćwiczyła najmocniej. Kiedy jednak
zdarzał się nów, znów nie spała, choć z innego powodu. Czuła wtedy, jakby siły
życiowe ją opuszczały. Często drzemała w gorączce lub śniła na jawie. Była wtedy
jak osłabione, samotne pisklę. Trzeba przyznać, że Julie nie znosiła tego
stanu. Była niezależną kobietą, więc świadomość, że raz na jakiś czas jest
nieprzydatna do jakiegokolwiek pożytku, sprawiała, że jej młode ciało dopadała
frustracja. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Tam jest! – Paley entuzjastycznie machała ręką. Wskazywała na dziewczynę
rozłożoną na wysuszonej trawie. Jeden gest Czarownicy wystarczył, żeby źdźbła
wydłużyły się i zzieleniały. Kobieta jednak nie poruszyła się. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Spadaj, Pal – syknęła. Miała na imię Mikel i z nich trzech była najstarsza. Co prawda
o rok, ale jednak. Lubiły się, choć Julie nie mogła przyznać, że łączą je jakieś
bliższe więzy. Była po prosu kolejną siostrą. Poważną, inteligentną, opanowaną
a także niezwykle lojalną. Zazwyczaj ubierała się w czarne szaty, co budziło
zgorszenie w oczach dziewczyn. Co prawda Ruch Oporu chciał zaprzeczać wszelkim
stereotypom, ale jednak niechętnie patrzono się na „czarnych”, jak określano
mieszkańców Black Island. Była to najbiedniejsza część świata, w której żyły
zdrajczynie i morderczynie. Przestępcy, którzy dopuścili się gwałtu na prawach
Imperium. Chyba tylko Oya wiedziała, co robiła tam Mikel. Ona sama nigdy o tym
nie wspominała. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Czerpiesz energię z mojego żywiołu! – Niebieskowłosa zaprotestowała gwałtownie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Mogę czerpać z uczuć i zmazać ci uśmieszek z twarzy - warknęła, chociaż jej czerwone
usta wygięły się w uśmiechu. Julie wyciągnęła do niej rękę. Pochwyciła ją i
wstała. Jej czarno – białe włosy zafalowały, po czym znów opadły miękką falą na
ramiona. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Myślicie, że Laura ma rację? – Paley powróciła do wcześniejszego tematu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">-
Myślę, że chodzi o jakąś poważną sprawę. Inaczej Oya nie prosiłaby o nas wszystkie.
– Mikel westchnęła ponuro, po czym spojrzała w stronę słońca. Coś kazało jej
sądzić, że walka rozpoczęła się na dobre. <o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">__________________________________________<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"> <i>Oj ja wiem, że rozdział właściwie nudny i nieciekawy.
To jednak jest wada tych pierwszych postów - w nich nie może się zbyt wiele dziać,
bo potem zarzucicie mi, że zapomniałam opisać świat przedstawiony. <o:p></o:p></i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";"><br /></span></i>
<i><span style="font-family: "Verdana","sans-serif";">Dla <b>Madzi</b>. Ty wiesz, że wakacje z Tobą to totalny odjazd xd </span></i></div>
Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-1252074453197903854.post-17049852457736978842012-07-07T18:35:00.002+02:002013-08-17T00:02:37.344+02:00Prolog<br />
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: Verdana, sans-serif;">N o w a e r a d z i e j ó w<o:p></o:p></span></b></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<b><span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><br /></span></b></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> Nie pamiętała daty swych narodzin. To
były zbyt dawne dzieje. Pamiętała jednak
Indie. I zwyczaje, które w nich panowały. Kobieta musiała być skromna,
posłuszna mężowy i grzeczna. Nigdy nie
potrafiła dostosować się do tych zasad. Pamiętała, że jej matka mówiła do ojca
„panie”. Nigdy nie przestawała go
czcić. Gdy jej mąż zmarł, została
spalona razem z nim. Żywcem. Zawsze ze swoim panem i władcą. Pamiętała jej
krzyk. Jedyną oznakę uczuć. Ten krzyk wydał jej się wtedy taki piękny. Ludzki.
Matka przestała być maszyna uwielbiającą pana domu. Stała się osobą, która sama
potrafiła decydować o uczuciach. Krzyczała, a jej wydawało się, że to melodia.
To było jej jedyne wspomnienie za czasów swego człowieczeństwa. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> Zakończyła życie w wieku lat
dwudziestu. Wszystko stało się niesamowicie szybko. Poczuła się lekka,
niezależna. Wreszcie wolna. Pamiętała, że unosiła się w powietrzu. Wciąż
widziała nóż, którym maż przebił jej serce.
Który wbił w jej młode ciało.
Potem powróciła. Stała się niepokonana. Niezależna. Mściwa. Chęć zemsty
rozsadzała jej żyły. Paliła ciało, które sobie utworzyła. Pragnęła krwi. Pragnęła władzy. A przede
wszystkim pragnęła równości kobiet. Owo pragnienie nie dawało jej spokojnie
istnieć. Więc ruszyła w świat. Zabijała, wyklinała mężczyzn. Przetrzymała
palenie czarownic. Śmiała się z ludzkiej głupoty. Syczące płomieni ognia
zwęglały ciała niewinnych, podczas, gdy prawdziwe wiedźmy przyglądały się temu
z niesmakiem. Nie zrobiły nic. Nikt nigdy nic nie zrobił, by jakoś poprawić ich
sytuację. Aż wreszcie nastała nowa era. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> Wielka rewolucja zwana francuską
stworzyła jej możliwość zbudowania armii. Podburzała kobiety. Kusiła je,
obiecywała. Ale ich równość trwała zaledwie kilka dni. Nie uznała tego za
porażkę. To był tylko mały błąd. Błąd, na którym miała się uczyć. Już
wiedziała, że się da. Kolejna sposobność pojawiła się na początku dwudziestego
wieku. Stała na czele sufrażystek. Ukryta pani, która wiedziała, jak dążyć do
celu. Jednak w swoim żywiole była na konferencjach kobiet. Przemawiała, podburzała,
nęciła. Już wiedziała, że osiągnie to,
czego tak bardzo pragnie. I stało się.
Tysiące kobiet wpatrzonych jedynie w nią. Miliony par oczu, które
wychwytywały każdy jej gest. Miliony uszu, które uważnie jej słuchały.
Przemawiała, drżąc z ekscytacji. To był jej dzień. Jej rok. Rozpoczęcie nowej rewolucji. Ery, w której to
kobiety miały władzę absolutną. Świat podzielił się na dwa obozy. Dla jednych
zmiany były zbyt radykalne, w drugich wyczuwała rosnące nienasycenie.
Przekonała pierwszych i uciszyła drugich. Zjednała sobie wszystkich. Na
ostatniej konferencji ostatecznie ogłosiła dyktaturę płci pięknej. Działo się to w Pekinie w roku tysiąc
dziewięćset dziewięćdziesiątym piątym. Od pierwszego zebrania minęło dwadzieścia
lat i uznała za stosowne należycie to uczcić. „Wprowadźmy władze kobiet –
mówiła, a flaga z wyszytą złota deltą na tle sierpa Księżyca powiewała w tle
jej sylwetki – Jesteśmy silne! Jesteśmy
niezależne! Jesteśmy niezwyciężone! Zostałyśmy stworzone do tego, by
rządzić! Złączmy całą Ziemię w jedno
Imperium! Jednolite, suwerenne i silne, w którym rządzić będziemy my same!”<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> Porwała tłumy. Imperium zaistniało. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> Zemsta się dokonała. Marzenia zostały
zrealizowane. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> Ponieważ sama była nieśmiertelna, mogła
podarować życie wieczne komukolwiek. Rozdawała ją rozważnie. Nie tylko ludzie
jej pilnowali. Wiedziała, że wiele ponadnaturalnych istot złożyło związek,
który miał przywrócić równowagę. Ona jednak w swej pysze nie przejmowała się
niczym i nikim. Mężczyźni mięli zniknąć
z planety. Już ona tego dopilnowała. Sama tworzyła swoje jednostki. W
określonym czasie dawała im życie wieczne.
Regulamin był bardzo surowy i ona surowo go przestrzegała. Na początku
mężczyźni byli niewolnikami. Nie chciała, by kobiety przemieniały się w
morderców. Ona zabijała jedynie nieśmiertelnych osobników płci przeciwnej. Zostawiła jednego. Yamaraj był jej osobistym,
wiecznym niewolnikiem. Sługą, który miał zapewnić zwiększanie liczebności jej
poddanych. Medycy opracowali miksturę, która pozwalała na zakodowanie w genach
dwóch chromosomów X, jednocześnie raz i na zawsze likwidując chromosom Y. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> Nigdy nie zapomniała, co skłoniło ją do
podjęcia tak drastycznych środków. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> Zawsze odtwarzała w myślach
znienawidzoną twarz ojca i męża. Mężczyzn, z których jeden uśmiercił ja
psychicznie, drugi – fizycznie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> Radowała się jednak, bo wiedziała, że
porządek, który stworzyła jest dobry. Jej idea była wspaniała, postępowanie
słuszne. Lud jej poddany, ukochane siostry, kapłanki, był szczęśliwy. Ale tę
spokojna atmosferę musiały zmącić osoby, które uważała z bliskie. Kobiety. Stworzyły one Ruch Oporu. Była ich nieliczna
grupa, to prawda. Miały jednak swoją broń. Mężczyzn. Co prawda dyspozycyjność
tej broni była dość dziwaczna. Ona sama wyniszczyła wszystkich osobników płci męskiej
poza Yamarajem. Jednak medycy stojący po stronie Ruchu opracowali najnowsze
leki, które pozwalały na powtórne wytworzenie chromosomu Y. Sztucznie zapładniano kobiety oraz sztucznie
uwarunkowywano płeć w stosunku jeden do dwóch. Tako oto rasa męska powoli
zaczęła się odradzać. Jednakże jej początki były całkowicie nieudane. Monstra,
które praktycznie wykluwały się z kobiecych organizmów nie nadawały się do
współistnienia. Dopiero w roku dwa tysiące sto dziewiętnastym udało się
stworzyć wyrób, który kształtem i zachowaniem przypominał mężczyznę. Sześć lat
później udoskonalono go, wprowadzając modyfikację w jego mózgu. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> Po stu trzydziestu latach mężczyzna
odrodził się na nowo. Była ich garstka. Byli pilnie strzeżeni przez Ruch. Nie
byli w pełni ludzcy. Szybko uczyli się fizycznych czynności, jednakże ich
umysły nie były do końca uczłowieczone.
Nie byli robotami i kobiety z Ruchu Oporu wystrzegały się tej nazwy.
Wiedziały, że to pierwszy krok. I miały zamiar go bronić do ostatniej kropli
krwi. Rozpoczęła się wojna. Dwie strony
zażarcie broniły swoich przekonać, próbując przemówić do rozumu tej drugiej. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> Pamiętała o swojej świętej zasadzie –
nie zabijaj siostry. To była
najważniejsza ze wszystkich reguł. Nie dało jej się obejść. Kara za jej
złamanie była okrutna. I okrutne były
jej rządy. Choć zdawać by się mogło, że Imperium jest rajem. Ona chciała
jedynie dobra swych sióstr. Nikt temu nie przeczył. I ona sama głęboko w to
wierzyła. Jednak mściwość, głęboko ukryta pod maską chłodu, często wychodziła na
wierzch pod różnymi postaciami. Kiedy
wreszcie zdecydowała się na otwartą walkę z Ruchem Oporu, miała pewność, że po
jej stronie stoi nie tylko racja, ale i wygrana.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> Była najwyższą kapłanką Imperium.
Siostrą naczelną. Była pomysłodawcą,
realizatorką i przywódcą nowego świata. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"> Nazywała się Amiya. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<div style="text-align: center;">
______________________________________________________________________</div>
</div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Consolas;"><br /></span>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><i>Witam wszystkich czytelników!<o:p></o:p></i></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><i>Nie mam zamiaru rozpisywać o informacjach porządkowych.
Od tego jest podstrona „o blogu” oraz „pomysł”. <o:p></o:p></i></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><i>Stworzyłam tego bloga, aby dać upust swojej
wyobraźni. Chce stworzyć coś nowego. Coś zupełnie innego. Mam wielką nadzieje,
że mi się to udało. Niektórzy znają już Joy. Wiedzą, do czego jest zdolna i co
potrafi. <o:p></o:p></i></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><i>Czekam na wasze komentarze…<o:p></o:p></i></span></div>
<div align="center" class="MsoNormal" style="text-align: center;">
<span style="font-family: Verdana, sans-serif;"><i>Od wczoraj ruda Joy. </i></span><span style="font-family: Consolas;"><o:p></o:p></span></div>
Imsethhttp://www.blogger.com/profile/12282908031741371439noreply@blogger.com